Władysław Katarzyński "Mój Olsztyn": Jeszcze o chłopakach z Zatorza...

2019-12-01 18:06:23(ost. akt: 2019-11-29 14:47:40)
Stanisław Piechocki

Stanisław Piechocki

Autor zdjęcia: archiwum prywatne

„Gdzie jest stare Zatorze i majówki nad Trackiem, i handelek po bramach, po kątach, gdzie jest stare Zatorze i te nasze szczeniackie, pierwsze schadzki ulicą Reymonta – tak śpiewa kiedyś Kapela Jakubowa z nieodżałowanym Tadkiem Machelą.
W chwili, gdy pisałem ten felieton, nie widziałem jeszcze filmu „Chłopcy z Zatorza” według scenariusza i w reżyserii Józefa Burniewicza, wyprodukowanego przez Barbarę Fedoniuk. Znam jednak postaci, jakie tam występują. Nie ma wśród nich — z różnych względów tych — którzy powinni się tam znaleźć.

Z racji starszeństwa do takich zaliczam Artura Nichthausera, artystę plastyka, który co prawda na Zatorzu zamieszkał później niż my, weterani, i postaci z tego filmu. Arturek od kilku lat niedomaga, nie odbywa więc już swoich wędrówek po Zatorzu, których owocem były prasowe felietony „Opowieści przy kufelku”, w tym o Zatorzu właśnie, zamieszczane w „Dzienniku Pojezierza”, a potem w książkach. Jeśli o Zatorze chodzi, Arturek zna tu każdy kąt, a szczególnie miejsca, gdzie mógł napić się piwa, np. pewien sklep w sąsiedztwie bazaru na Okrzei lub tzw. Stodoła, bar piwny przy ul. Jagiellońskiej czy też U Grubego Benka. Artur był tam postacią mile widzianą, bo przy nim nikt się nie nudził (sypał jak z rękawa anegdotami), więc kiedy akurat nie był przy kasie, dostawał złocisty napój na krechę.

Miał swego czasu nasz kolega felietonista psa Amika, pudelka, który był jego alibi w kontaktach z żoną, bo wychodząc z nim na spacer, mógł przy okazji zajrzeć do knajpki. Kiedyś przywiązał Amika do kaloryfera w jednym z takich miejsc, które odwiedzali zatorzacy i — wychodząc — zapomniał o nim. A ponieważ w tym dniu odwiedził zwyczajowo kilka miejsc, pod wieczór wędrówkę powtórzył. I podczas gdy on szukał psa, ten dawno był już w domu. — Pamięć mi szwankuje! — stwierdzał ze smutkiem Artur. — Kiedyś chcę pobrać pieniądze na poczcie, a pani pyta: Imię i nazwisko?. Dalibóg, nie mogłem sobie przypomnieć! To ja panu powiem, ona na to: Artur Nichthauser!

Na pewno wiele o Zatorzu mógłby opowiedzieć Jurek Mróz, król kibiców olsztyńskich, który zawsze siadał w pierwszym rządzie na Uranii podczas meczów AZS. To on, wykorzystując szerokie znajomości, doprowadził do zorganizowania cyklu Turniejów im. Huberta Wagnera (gdzie te czasy!). Wspomnę tu też o naszym wieloletnim dzielnicowym Jurku Rudzińskim, pasjonacie sportu, którego spotykam w autobusie. Jurek, jak ci tam na tej emeryturze? — pytam. No wiesz, grafik mam zajęty. Dzisiaj jadę na kosza dziewcząt, jutro na mecz Warmii.

Z obowiązku Jurek w czasach, kiedy pracował jako dzielnicowy, zaglądał do „Stodoły”, aby dowiedzieć się, co w trawie piszczy. Kiedy ją, słynną z mordobić i rzucania przez konsumentów kufli przejął Marek Bieksza, były piłkarz Warmii, natychmiast utemperował towarzystwo. W tej knajpie bywał między innymi niejaki K., o którym po latach dowiedzieliśmy się, że był zawodowym katem. Kiedy „Stodoła” padła, Marek Bieksza wydzierżawił niewielki lokal u zbiegu Jagiellońskiej i Małeckiego, gdzie niedobitki znalazły swoją przystań. Miał kiedyś pomysł, żeby umieścić tablicę z nazwiskami tych, co tu bywali, a odeszli na zawsze, ale zrezygnował, bo żyjącym byłoby smutno.

Jednym z bywalców „Stodoły” był znany olsztyński architekt Edward Michalski, projektant m.in. budynku, gdzie mieścił się sklep „Elegant”. Edek zaglądał tu głównie w niedzielę, po nabożeństwie w kościele św. Józefa. Kiedyś, gdy obchodził jakiś jubileusz, więc była okazja, żeby przeprowadzić z nim wywiad do „Gazety Olsztyńskiej”, wykręciłem numer jego domowego telefonu, żeby złożyć taką propozycję. Odebrała kobieta, jak mniemałem, jego żona. Czy mogę prosić Edwarda? — zapytałem. — Edward, Edward od dziesięciu lat nie żyje! — padła odpowiedź. Jak to, przecież wczoraj widziałem go na Jagiellońskiej! — zapewniłem. A do kogo chciał się pan dodzwonić? Do Edwarda Michalskiego, Michała! Ale tu jest mieszkanie Edwarda Martuszewskiego! — odparła smutnym głosem pani. Szukając numeru telefonu w książce telefonicznej, pomyliłem się o jeden rządek. A mówiąc o Martuszewskim, był to znakomity historyk i publicysta.

Nie ma wśród żyjących Jurka Ignaciuka, pisarza i twórcy tekstów, m.in. dla Czerwonego Tulipana, który czuł się z Zatorzem związany. Jego hobby było kolekcjonowanie fajek. Właśnie o fajkach, na których się znał, przeprowadziłem z nim ostatni w jego życiu wywiad do „Gazety Olsztyńskiej”.

Odszedł też na zawsze Stasiek Piechocki, prawnik, pisarz i pasjonat historii, w tym opowieści o dziejach olsztyńskich ulic, także na Zatorzu. Był pisarzem niezwykle wnikliwym, swoje informacje opierał na wielu dokumentach, również z archiwów niemieckich. Zmogła go nieubłagana choroba, do ostatniej chwili życia pisał kolejną książkę.

Nie ma też już między nami Żeńki Priwieziencewa, też chłopaka z Zatorza. Po maturze występował w kukiełkowym teatrze Czerwony Kapturek, potem związał się z teatrami w Polsce, występował też w filmie.

A z tych, którzy żyją i też są zatorzakami, wymienię tu na przykład Bogusia Pierechoda, swego czasu radnego, a potem przewodniczącego rady, a jeszcze wcześniej dyrektora Gminnego Ośrodka Kultury w Gietrzwałdzie. Ponoć to on właśnie za czasów, kiedy naczelnikiem gminy był Władysław Demczuk, doprowadził do zbliżenia miejscowej władzy z klerem, organizując zakrapiane, przyjacielskie spotkania w przylegającej do GOK Karczmie Warmińskiej. Boguś miał fantazje, jak wieść głosi. Kiedyś, aby zwrócić uwagę na bezproduktywne w treści przemówienia niektórych radnych, podczas jednego z takich wystąpień wprowadził na salę obrad do ratusza... gęś.

Wielu z chłopaków z Zatorza odeszło już na zawsze, inni się wykruszają. O mnie i o Rajmundzie Żuku, prawniku, który tu nadal mieszka, powiadają zatorzacy, że jesteśmy jedynymi udanymi przypadkami resocjalizacji z tej dzielnicy. A to nieprawda, jest nas wielu, tylko film o nich milczy.

Władysław Katarzyński

Komentarze (26) pokaż wszystkie komentarze w serwisie

Komentarze dostępne tylko dla zalogowanych użytkowników. Zaloguj się.

Zacznij od: najciekawszych najstarszych najnowszych

Zaloguj się lub wejdź przez FB

  1. zatorzak #2828180 | 37.248.*.* 2 gru 2019 07:27

    Oj Władziu.Z Jurkiem K piszesz prawdę.Reszta to pół prawdy.Po pierwsze Artur w latach 70 bardziej cenił sobie kawiarnię Słoneczną.Nie piszesz że na początku istnienia " stodoły" 1973 to był lokal gdzie obsługiwały kelnerki.Baśka,Jaśka matka Piotra ( Pitera) Wiwczarka z zespołu metalowego Vader.Nie przypominam sobie Artura biorącego na krechę.Marek Bieksza przed prowadzeniem Słodowej miał knajpę na dawnej H.Sawickiej.Teraz mieszka w Niemczech.Nie wspominasz o piwoszach z jw.19-80 czy orkiestry wojskowej.Kofel zginął w pożarze kilka lat temu w samotniaku przy Al.Niepodległości.Rysiek Stramik ugotował się w kotle MPC 1982.Waldek Siewruk,Rysiek Berdysz " w piachu.Podobnie " Baryton,Dziad,Krzykacz też odeszli.Tyle sprostowań na szybko.ps.Jak wspominasz Warmię to koniecznie trzeba dodać braci Staśka i Longina Komorowskich.

    Ocena komentarza: warty uwagi (17) odpowiedz na ten komentarz pokaż odpowiedzi (2)

    1. L #2828149 | 37.201.*.* 2 gru 2019 00:04

      Gruby Benek to dopiero zaczal sikac w pieluchy jak mysmy po Zatorzu chodzili jako 20 letnie chlopaki.

      Ocena komentarza: warty uwagi (12) odpowiedz na ten komentarz

    2. Gato #2828332 | 83.9.*.* 2 gru 2019 10:52

      Gdzie te czasy - gaz z Gazowni a potem, jesienią koks wysypywany na chodnik i noszony do piwnicy... zamawianie połączenia telefonicznego... a przy okazji to serdeczne pozdrowienia dla Rajmunda Żuka od kumla z liceum...

      Ocena komentarza: warty uwagi (9) odpowiedz na ten komentarz pokaż odpowiedzi (1)

      1. ups #2828545 | 46.169.*.* 2 gru 2019 15:53

        Panie Katarzyński nie pisz pan bajek. Flaki się przewracają. Co rusz ktoś pisze, że albo coś zmyślone albo przeinaczone. Też pamiętam tą dzielnicę. Mieszkało tam trochę lumpów i drobnyych pijaczków i tyle. Takie miejsca były w każdym mieście. Dorabiasz Pan legendę, która jest zupełnie nie prawdziwa. Najbardziej ubawił mnie głos, że jakoby milicja tam się bała przyjeżdżać. W tamtych czasach wystarczyło, że ktoś milicjantowi czapkę zrzucił i szedł siedzieć. Przyjechali spałowali i był spokój. Rodzice Pana wyjeżdżali w tamtych czasach co roku do Włoch, jak oni to robili bo moi nie mogli dostać paszportu.

        Ocena komentarza: warty uwagi (8) odpowiedz na ten komentarz pokaż odpowiedzi (3)

        1. Retrofluks #2829531 | 5.172.*.* 4 gru 2019 09:57

          Czemuż to Katarzyński nie raczy dotknąć rzeczywistych problemów swoje spółdzielni Jaroty. Mieszka w pierwszym oddanym do użytku bloku. Prezes tablicę nawet zafundował na ścianie. Chadzasz pan na walne pożal się Boże zgromadzenia? Jak tam wam się nie udało wspólnoty utworzyć? Najpierw mieszkaniowej, o sąsiedzkiej nie mówiąc. Śmiało więc. Bez obaw przed prezesem panem.

          Ocena komentarza: warty uwagi (6) odpowiedz na ten komentarz pokaż odpowiedzi (1)

          Pokaż wszystkie komentarze (26)
          2001-2024 © Gazeta Olsztyńska, Wszelkie prawa zastrzeżone, Galindia Sp. z o. o., 10-364 Olsztyn, ul. Tracka 5