Rajdowcy, czy bohaterowie - kierowcy karetek o swojej pracy

2014-06-01 10:28:00(ost. akt: 2014-06-01 11:34:57)

Autor zdjęcia: Grzegorz Czykwin

Przeciskające się w korkach karetki to stały element miejskiego krajobrazu. Niestety, zwykli kierowcy nie zawsze są wyrozumiali i zamiast nie przeszkadzać, traktują ich jak rajdowców, którym rzekomo wszystko wolno. — Bywa, że nie chcą wjechać na krawężnik, żeby umożliwić nam przejazd — mówi Dawid Roszkiewicz, kierowca ambulansu.
O mijającej nas na sygnale karetce pogotowia, która pędzi do wypadku albo ataku serca, przeciętny kierowca zapomina tak szybko, jak szybko i niespodziewanie zauważył ją w lusterku.

Trudno jednak wyobrazić sobie trudniejszą pracę kierowcy, niż tego siedzącego właśnie za kółkiem ambulansu. Tym bardziej że pracują w często zakorkowanym mieście, którego ulice w ostatnich latach dodatkowo przypominają wielki plac budowy. A przecież w tym wszystkim chodzi o jedno — o ratowanie ludzkiego życia. Zapytaliśmy kierowców olsztyńskich karetek, jak te drogowe perypetie wyglądają z ich perspektywy.



Czerwony alarm przerywa rozmowę

Radosław Semerak w pogotowiu przepracował pół swojego życia. Ma 40 lat, w branży jest już od 19. Jest ratownikiem kierowcą nie tylko ambulansu, ale też motocykla medycznego.

— Honda ma 680 centymetrów sześciennych pojemności. Maksymalna prędkości wynosi 140 km/h, ale nie jeździmy tak szybko — śmieje się, przyznając, że cywilni kierowcy nie zawsze pomagają im na drodze.

— Oczywiście ktoś ma prawo nie usłyszeć, że nadjeżdżamy. Przecież kierowcy jeżdżą często z zamkniętymi szybami i głośno włączonym radiem. Ale doskonale widać, kto zerka w lusterka i regularnie ocenia, co dzieje się wokół niego. Bo niektórzy nie reagują w żaden sposób. I to dosłownie. Nie zjeżdżają na bok, czasami nawet nie przyhamują. Bywa, że nawet jak większość kierowców rozjedzie się w tzw. jodełkę, to i tak ktoś się gdzieś zagapi i nie mamy już możliwości przejazdu. Tego brakuje nam najbardziej, bo zjechanie na bok powinno być naturalnym, zdrowym odruchem — dodaje kierowca, który najczęściej dyżuruje w podstacji na Dajtkach.



Jego kolega Dawid Roszkiewicz (28 lat, od 3,5 kierowca w pogotowiu, jego głównym rejonem są Jaroty) także niejeden raz przeciskał się między autami w drogowym chaosie.

— Kierowcy, widząc lub słysząc karetkę jadącą na sygnale, najczęściej nie potrafią zjechać na bok, żeby umożliwić jej przejazd. Bywa, że nie chcą wjechać swoim samochodem np. na krawężnik. Często stoimy też na czerwonym świetle, bo kierowcy nie udostępniają nam przejazdu — mówi „Gazecie Olsztyńskiej”. I dodaje: — Z własnego doświadczenia wiem, że kierowcy ambulansów nie mają jednak czasu, żeby obserwować negatywne reakcje innych kierowców. Skupiamy się na szybkim, ale bezpiecznym dowiezieniu pacjenta do szpitala.



Kiedy rozmawiamy, w dyżurce Wojewódzkiej Stacji Pogotowia Ratunkowego przy ul. Pstrowskiego nagle zaczyna wyć alarm zajawiający zgłoszenie. W kącie małego pomieszczenia świeci się czerwony dzwonek. Dawid Roszkiewicz wstaje, ubiera się i żegna z nami. Przeprasza, bo musi jechać do wezwania. Obiecuje jednak, że później dokończymy rozmowę...

erbe

Źródło: Gazeta Olsztyńska

Komentarze (13) pokaż wszystkie komentarze w serwisie

Komentarze dostępne tylko dla zalogowanych użytkowników. Zaloguj się.

Zacznij od: najciekawszych najstarszych najnowszych

Zaloguj się lub wejdź przez FB

  1. Przaśny #1407915 | 176.221.*.* 1 cze 2014 11:48

    Tylko po co karetki jeżdżą po Jarotach w nocy na sygnale dźwiękowym?Jest pusto, nie ma korków...lubią budzić ludzi?

    Ocena komentarza: warty uwagi (9) odpowiedz na ten komentarz pokaż odpowiedzi (6)

    1. K #1407930 | 88.156.*.* 1 cze 2014 12:05

      Może warto powiedzieć o tym jak mieszkańcy sami sobie stwarzają problem w przepuszczeniu karetki na sygnale? Stanie w korku zderzak przy zderzaku a potem nerwy bo nie ma jak zjechać na bok. Gdyby każdy zachował odstęp w korku na tyle, by było możliwe zjechanie na bok znacznie by to poprawiło sytuację... A i też nie rozumiem stawiania barierek przy drodze w takiej odległości od krawężnika, gdzie nawet jak obywatel chce zjechać to nie ma jak? I inne debilizmy takie, jak robienie wysokich krawężników, które same w sobie są niebezpieczne. Inny problem, już w trasie poza miastem- wąskie drogi bez marginesów, tylko zamiast tego głębokie rowy po bokach... Więc oprócz żalu do innych uczestników ruchu należy wywalczyć pewne kwestie jak zaprzestanie bezmyślnego wstawiania gdzie popadnie barierek, budowania dróg wraz z wysokimi krawężnikami czy też bez marginesów. Samo patrzenie w lusterka nie wystarczy dopóki nie będzie poprawy w infrastrukturze drogowej.

      Ocena komentarza: warty uwagi (8) odpowiedz na ten komentarz

    2. K #1408020 | 88.156.*.* 1 cze 2014 14:12

      Nie ma tak, że są zatrudnieni Ratownicy tylko na kierowce karetki. Są dyżury i są powyznaczani ratownicy kto kiedy jeździ za kierownicą, kto jest kierownikiem zespołu. Wracając do krawężników, to od dawna w Niemczech są robione niskie krawężniki. I wcale się nie dziwię, że ludzie u nas w Polsce nie chcą zjeżdżać.

      Ocena komentarza: warty uwagi (1) odpowiedz na ten komentarz pokaż odpowiedzi (2)

      1. xxx #1407996 | 83.11.*.* 1 cze 2014 13:46

        Z tymi krawężnikami to prawda ,po co takie wysokie .Jak podjedziesz pod taki to czasem trudno wycofać bo pojazd się może zawiesić i co ? stoimy .

        Ocena komentarza: warty uwagi (1) odpowiedz na ten komentarz

      2. fqeqef #1407925 | 83.0.*.* 1 cze 2014 11:52

        " zajawiający zgłoszenie" ???

        Ocena komentarza: warty uwagi (1) odpowiedz na ten komentarz pokaż odpowiedzi (1)

        Pokaż wszystkie komentarze (13)
        2001-2024 © Gazeta Olsztyńska, Wszelkie prawa zastrzeżone, Galindia Sp. z o. o., 10-364 Olsztyn, ul. Tracka 5