Sklepowa ochrona gorsza od SB?

2010-06-28 00:00:00

W sobotę w południe wybrałam się z koleżanką i naszymi dwuletnimi dziećmi do na zakupy. Postanowiłyśmy zajść kupić coś do jedzenia. Zapowiadał się miły i spokojny dzień. Niestety rzeczywistość okazała się zupełnie inna...

Kiedy weszłyśmy do sklepu, z dzieckiem w wózku nie dałam rady wziąć innego koszyka niż ręczny. Zakupy, które nie zmieściły mi się do niego (ok. 2 kg ziemniaków i dwa ogórki na łączną kwotę 5,90 zł) powiesiłam na rączce od wózka.

Po zważeniu warzyw udałyśmy się do kasy. Przy kasie koleżanka przypomniała sobie, że nie kupiła jednej rzeczy i poprosiła mnie, żebym przez chwilę popilnowała jej dziecko, a sama wróciła na sklep. Moje dziecko zaczęło płakać, a synek koleżanki próbował wyjść z wózka.

Gdy nadeszła moja kolej, zaczęłam wykładać towar na taśmę i przy okazji próbowałam ogarnąć dwójkę rozkrzyczanych dzieci. Wyłożyłam towar z koszyka, a o tych dwóch ogórkach i paru ziemniakach powieszonych na wózku kompletnie zapomniałam! Zapłaciłam za wyłożony towar 40,89 zł, zrobiłam dosłownie krok za kasę i nagle wyłonił się przede mną ochroniarz. Zażądał niegrzecznie dowodu zakupu za ziemniaki i ogórki. Dopiero w tej chwili zorientowałam się, że o nich zapomniałam! Próbowałam przeprosić, wyjaśnić i zapłacić. Moje przeprosiny i wyjaśnienia na nic się zdały. Pan ochroniarz stwierdził, że on już zna te numery na wózek i tak łatwo się nie wywinę!

W końcu nadeszła moja koleżanka. Ochroniarz kazał jej zająć się moim dzieckiem, a sam kazał mi pójść z nim na zaplecze. Byłam w takim szoku, że nie wiedziałam co się dzieje i jak mam się zachować! Próbowałam się tłumaczyć, ale nikt nie chciał mnie słuchać, słyszałam tylko, że oni już nauczą te, które na wózki kradną!

Zostawili mnie za zapleczu i kazali czekać na policję! Po kilkunastu minutach przyszedł ochroniarz i miał pretensje, że moje dziecko płacze i koleżanka nie radzi sobie z dwójką małych dzieci. Stwierdził, że on pójdzie po moje dziecko sam! Zabrał koleżance mojego synka i przyprowadził do mnie! Synek dopiero, jak mnie zobaczył, to się uspokoił.

Po chwili przyjechała policja. Przeprowadzili przesłuchanie i ukarali mnie za kradzież sklepową mandatem w wysokości 50zł.

Z relacji koleżanki wiem, że próbowała dowiedzieć się, co się ze mną dzieje, chciała przyprowadzić mi dziecko, ale nikt nie chciał jej poinformować gdzie jestem. Kasjerka, u której płaciłam za zakupy, wręcz powiedziała, że nie musi jej o tym informować!

W całej tej absurdalnej sytuacji nie irytuje ten mandat 50zł, ale fakt, jak mnie upokorzyli i narazili zdrowie, a może i życie mojego dziecka. Byłam w takim szoku, że kompletnie nie wiedziałam co się dzieje.

Ochrona nie zadała sobie żadnego trudu, aby zadbać o moje dziecko i wysłuchać moich wyjaśnień. Niech ten ochroniarz postawi się w mojej sytuacji próbując zapanować nad dwoma rozkrzyczanymi dwulatkami pełnych energii.

Chciałabym, aby nikomu nie przydarzył się taki bardzo przykry incydent. Jakie uprawnienia ma ochrony. Do tej pory nie mogę zrozumieć, jak ochroniarz mógł mi nie pozwolić pójść po moje dziecko! Dla niego bardziej liczyło się zarobienie dodatkowych pieniędzy, niż ludzkie zrozumienie w zaistniałej sytuacji!

Internautka
Uwaga! To jest archiwalny artykuł. Może zawierać niaktualne informacje.
Tagi: olsztyn
2001-2025 © Gazeta Olsztyńska, Wszelkie prawa zastrzeżone, Galindia Sp. z o. o., 10-364 Olsztyn, ul. Tracka 7B