Marta Cyrkiel z Olsztyna: "Patrzyłam na komendę, zaczęłam pisać"

2023-09-16 20:00:00(ost. akt: 2023-09-16 22:11:32)

Autor zdjęcia: Michał Zdanowicz

— Jestem dziewczyną z Zatorza, widziałam wiele. Wiele też potrafię opisać — przyznaje Marta Cyrkiel z Olsztyna, która cieszy się literackim debiutem, ale już planuje wydać kolejne tytuły. Pisze nie o szarych myszkach, ale silnych kobietach i „niezłych żyletach”.
— Jesteś ciekawa świata?
— Od zawsze! Od małego byłam „szwendakiem”, który garnął się do wszystkiego. Zaglądałam dosłownie w każdą podwórkową dziurę. Trudno było utrzymać mnie w domu, bo łaknęłam świata i przygód.

— Uciekałaś, żeby czytać?
— Od czasu podstawówki chciałam poznawać świat na różne sposoby, również przez książki. Miałam niesamowitą wyobraźnię. Gdy panie widziały mnie w szkolnej bibliotece, łapały się za głowę i śmiały się, że nie mają już dla mnie wolnych kart czytelniczych. Później przyszła porządna nauka i okres buntu. Nie widziałam siebie z książką. Zwłaszcza gdy przyszedł etap „Krzyżaków”. Przyznaję się bez bicia — wolałam obejrzeć film na VHS-ie niż ślęczeć nad Sienkiewiczem. W ogóle dobór lektur na nasz wiek wtedy był tragedią.

— Dlatego szwendałaś się po świecie?
— Gdy zaczęłam uczęszczać do technikum, poznałam swojego męża. Skupiając się na naszej relacji, nie miałam potrzeby latania z innymi, więc całkowicie skupiłam się na nauce oraz przygotowaniach do matury. Wtedy to czytelnictwo pochłonęło mnie na nowo, za sprawą mojej wspaniałej polonistki. Tu należy podkreślić, jak wiele zależy od nauczycieli. Ucząc się do matury, miałam przeczytane nie tylko lektury, ale też opracowania i streszczenia. Czytałam wszystko, co mogłam. A jeszcze później, gdy zaszłam w ciążę, książki okazały się taką przyjemnością, że chłonęłam je jak gąbka. Zapełniały mi wolny czas.

— A co najbardziej cię pochłania?
— Wszystko. Fantastyka, horrory... Obecnie najczęściej sięgam po romanse, zwłaszcza te pisane przez moje koleżanki po piórze. Lubię jednak, jak jest brutalnie i krwawo.

— Musiało ci czegoś brakować w książkach, że zaczęłaś pisać sama…
— Czytałam jak szalona. Nie zawsze też byłam zadowolona z tego, jak te powieści się kończą. Potrafiłam kląć na autorów, że nie wymyślili czegoś lepszego. Dlatego moje przyjaciółki podpowiadały mi, żebym napisała coś sama. W odpowiedzi pukałam się w czoło. Ja? Przecież ja czasami nie potrafię się wysłowić, więc jak mam pisać? (śmiech). W międzyczasie zajmowałam się też fotografią. Ale gdy na poważnie zaczęłam już się w niej rozwijać, przyszła pandemia. Zostałam zamknięta w czterech ścianach. I znowu moją odskocznią stało się czytanie. Siedziałam w domu przez sześć tygodni i czytałam, aby nie zwariować.

— Co rodzina na to?
— Wszyscy musieliśmy sobie radzić. Byliśmy zamknięci i każdy z nas musiał znaleźć sobie jakieś zajęcie. Mąż jako jedyny wychodził do pracy, więc było mu łatwiej. Córka natomiast miała lekcje zdalne, więc siedziała przed komputerem. Co ja miałam wtedy robić? Czytałam. Ogarniałam dom, a potem siadałam do książek. Taki dzień świstaka.

— A jak zaczęłaś pisać?
— Po tym covidowym przestoju wyszłam do ludzi — wróciłam do pracy. Do dzisiaj zresztą jej nie zmieniłam, a zajmuję się obsługą klienta. Miałam wtedy ogrom energii! Siedziałam, czekałam na klientów i patrzyłam na komendę policji, którą widzę z okna. Raptem wzięłam kartkę i zaczęłam po niej „gryzdać”. Jedna kartka, potem druga… Łącznie dziesięć. Może to zabawne, ale gdy koleżanki namawiały mnie do pisania, a ja pukałam się w głowę, jednocześnie zaczęłam układać w myślach już jakąś historię. I tego dnia, pierwszego dnia w pracy po pandemii, wszystko się ze mnie wylało.

— Komenda cię zainspirowała?
— To rzeczywiście opowieść o policjantach. A że lubię mocne książki i dark erotyki, więc pisałam w tym stylu. W tym czasie poznałam też mężczyznę, który w mediach społecznościowych prowadził intrygujący profil. Tam poznałam niejedną ciekawą historię kobiet, którym niekiedy brakowało pewności siebie. Czuły się niedowartościowane przez swoich partnerów. Walczyły z własnymi kompleksami. Zainteresowały mnie ich historie. Jestem osobą o silnym charakterze, więc zastanawiałam się, co musiało im się przytrafić, że zatraciły swoją osobowość. Wtedy postanowiłam poprzez swoją fotografię wydobyć piękno kobiet. Pomagałam im i walczyłam z ich kompleksami. I to też łączy się z literaturą. Brakowało mi w książkach silnych kobiet. Większość romansideł i obyczajówek opowiada o uległych dziewczynach i szarych myszkach. Chciałam inaczej. Jednak to, co zaczęłam wtedy pisać, jeszcze się nie ukazało, chociaż już są takie plany. Historia, którą opisałam, okazała się za mocna na debiut. „Lana”, bo taki nosi tytuł, ukazuje relacje męsko-damskie i to, że kobiety też potrafią być niezłymi żyletami. Może szokować. A że jestem dziewczyną z olsztyńskiego Zatorza, to i widziałam w swoim życiu wiele.

— Wydałaś jednak inną powieść…
— Osoby, które czytały „Lanę”, podpowiadały mi, że jest hardcore, ale brakuje emocji. Dlatego postanowiłam poćwiczyć pisanie o emocjach. I tak powstała, jak ją nazywam, moja książka treningowa. To „Focus on the moment. Skup się na chwili…” , która ukazała się w formie papierowej nakładem Wydawnictwa Romantycznego. Do jej wydania zachęcały mnie koleżanki. Trochę mnie to krępowało, ale przecież do odważnych świat należy!

— Wydawnictwo się zainteresowało…
— Propozycję wydania książki dostałam w dniu, gdy moja rodzina straciła bliską osobę. Zmarł mój teść. To był trudny moment dla nas wszystkich i ciężko było mi się cieszyć tym sukcesem. To teściowa powiedziała mi wtedy, że powinnam być szczęśliwa, ponieważ niewielu osobom udaje się osiągnąć takie rzeczy. Teść na pewno byłby dumny…

— O czym jest ta książka?
— Głowna bohaterka Megan McQueen jest samotną mamą, która wychowuje trzyletniego synka. Straciła męża w wyniku choroby i ciężko jej zaufać drugiej osobie. Nagle los stawia na jej drodze Jamesa — gwiazdora z Hollywood, który wziął pół roku wolnego, by odetchnąć od blasku jupiterów. Mężczyzna wkrada się do jej życia przebojem, zdobywając także serce małego Theo. Tak naprawdę to jeszcze młoda książka, bo wydana w maju 2023 roku, ale cieszę się, że zbiera dobre recenzje.

— A kiedy pojawi się „Lana”?
— Jesienią przyszłego roku. Ukaże się nakładem naszego olsztyńskiego wydawnictwa White Raven. Pewnie zapytasz, dlaczego tak późno, skoro książka od dawna jest już napisana? A dlatego, że chcemy się dobrze przygotować do jej premiery. Należy podkreślić, że nie jest historia dla wszystkich.

— Nie ma książek dla wszystkich. Nawet „Krzyżacy” nie są dla wszystkich.
— Wychodzę z założenia, że piszę dla siebie. Tylko i wyłącznie. I piszę to, czego mi brakuje w literaturze. Jeśli czegoś nie ma, muszę to stworzyć. I czuję się z tym dobrze. To, że wydałam już jeden tytuł, jest dla mnie sukcesem. Teraz szykuje się kolejna publikacja, a zaraz po niej dwie kolejne. Mam dobry czas, więc brnę do przodu.

ADA ROMANOWSKA

2001-2024 © Gazeta Olsztyńska, Wszelkie prawa zastrzeżone, Galindia Sp. z o. o., 10-364 Olsztyn, ul. Tracka 5