[REPORTAŻ] Barszcz Sosnowskiego pochłania wieś na Mazurach. Gudniki mają poważny problem

2023-07-14 18:23:06(ost. akt: 2023-07-14 16:07:57)

Autor zdjęcia: Zbigniew Woźniak

Za pięć lat wsi Gudniki w powiecie ostródzkim może już nie być. Pochłonie ją rozrastający się w błyskawicznym tempie barszcz Sosnowskiego. Już dziś mieszkańcy martwią się o swoją przyszłość. Walczą z rośliną, ale ta jest od nich silniejsza.
Mało jest roślin, które wywołują tyle emocji co barszcz Sosnowskiego. Mało jest też takich, które są śmiertelnie niebezpieczne, a rosną na wyciągnięcie ręki. We wsi Gudniki niedaleko Miłakowa w powiecie ostródzkim barszcz rośnie już właściwie wszędzie. Jest na polach, przy blokach i garażach.

— Żartujemy, że to mutowany koper do kwaszenia ogórków. Bo tak wygląda. Ma 4-5 metrów wysokości. Gdy się pod nim stanie, człowiek ma wrażenie, że stoi pod palmą. Ale to paskudna roślina i lepiej by było, gdyby jej nie było. Wcale nie jest nam do śmiechu. Barszcz atakuje naszą wieś, a my nie wiemy, co robić — mówi Magdalena Basiak, mieszkanka Gudników — Strach się bać, co będzie dalej. Boimy się. Dwoje dzieci z naszej wsi już się poparzyło. Do dziś rana nie chce zejść. Ale pyłek tej rośliny rozprzestrzenia się w powietrzu i szkodzi na gardło. Większość z nas, tu we wsi, ma problemy właśnie z gardłem. Skąd to się bierze? To na pewno wina parzydła.

Magdalena Basiak, mieszkanka Gudników
Fot. Zbigniew Woźniak
Magdalena Basiak, mieszkanka Gudników

— Po styczności z barszczem robi się rana, która ciężko się goi. Wygląda to tak, jakby ktoś naskórek porządnie przetarł — mówi Leszek Teller, sołtys wsi. — Najgorsze jest to, że im więcej barszczu, tym bardziej się rozsiewa. Na polach, gdzie orzą, daje się go jakoś zdusić. Ale tuż przed blokami jest pole, na którym nic się nie dzieje. Teren dzierżawi człowiek, który wyjechał za granicę. I szukaj wiatru w polu. Barszcz można zlikwidować, ale potrzeba na to pieniędzy. Jeśli nic z tym nie zrobią, za pięć lat nie wyjdziemy na podwórko. Nasza wieś zarośnie.

Leszek Teller, sołtys wsi Gudniki
Fot. Zbigniew Woźniak
Leszek Teller, sołtys wsi Gudniki

Korzeń jak ręka


Gudniki to niewielka wieś. Ma tylko sześć bloków. I kilka tysięcy łodyg barszczu Sosnowskiego. Tylko jedna roślina może posiadać łącznie nawet dwadzieścia tys. malutkich kwiatów, z których tworzą się okrągłe owoce w kolorze oliwkowym przypominające koper. Liście, owoce oraz łodygi wypełnione są olejkami eterycznymi — stąd bierze się charakterystyczna woń rośliny. Gudniki mają więc swój charakterystyczny zapach.

— I wodą, i ukropem, czym tylko możemy, zwalczamy parzydło. Nic nie pomaga. Całe podwórze jest w barszczu. Opryskujemy i też nic. Ze wszystkim rozprawiłby się środek, który pryska się na tory. Wszystko pali. Przez pięć lat nic nie wyrasta — dodaje Jerzy Basiak, ojciec pani Magdaleny. — Przynajmniej można było to ściąć, żeby się nie rozsiewało. I tak co roku, żeby parzydło samo padło. Kiedyś, gdy były PGR-y, szła polami sieczkarnia i wszystko skaszała. Wywalali to na kupę i się nie rozsiewało. Przejechali kultywatorem i był święty spokój. A korzenie barszcz ma ogromne, jak ręka.

Korzeń barszczu Sosnowskiego może osiągać nawet 2 m długości, co jest jednym z czynników sprawiających, że tak trudno wyplenić roślinę.


— Barszcz nie rósł tu od zawsze. Na początku był na strzelnicy. Do przeżycia. Później przyszedł tu bliżej. Jest już polach i cały czas go przybywa. Ale najgorzej jest od zeszłego roku. Przy jednym z bloków robili nam przepompownię. Nikt z robotników nie pomyślał, zasypali nam szambo ziemią z pola, gdzie rosną te parzydła. I teraz mamy je wszędzie — przy blokach i garażach. Co zobaczymy, że rośnie, wyrywamy. Ale to roślina silna, nie daje za wygraną. A nam ręce już opadają. Wiem, że tę ziemię wywieźli też do Miłakowa. I tam też parzydło zaczyna się panoszyć. Nikt nam nie chce pomóc. Ostatnio pryskaliśmy roundapem, ale roślina tylko w niektórych miejscach żółknie. Żadne licho jej nie bierze. Nie ma na barszcz sposobów — martwi się Magdalena Basiak. — Niedaleko pola, na terenie wsi, karczujemy ziemię. Wykopujemy barszcz szpadlem. Ale to też nic nie daje. Mija kilka dni i znowu to samo. W ogródku też walczyłam i nic nie pomagało. Musiałam aż wykopać wielki krzew ozdobny i na razie jest cisza. Cały czas przypominamy dzieciom, żeby nie chodziły, gdzie barszcz rośnie. Ale kiełkuje już na placu zabaw.

Fot. Zbigniew Woźniak

Uwaga, parzą wszystkie części!


Barszcz Sosnowskiego potocznie nazywany „zemstą Stalina”. To niebezpieczna dla zdrowia roślina, która została przeniesiona do Polski z Kaukazu w latach 50. XX wieku.

— Roślina miała być źródłem paszy i pod naciskiem komunistów została wprowadzona do upraw w wielu PGR-ach na terenie całego kraju. Dość szybko jednak zaczęto wycofywać się z jej uprawy. Ludzie pracujący przy ścinaniu liści doznawali ciężkich poparzeń pomimo zaleceń pracy w odzieży ochronnej. Nie udało się również skonstruować kombajnów usprawniających zbiór masy zielnej. Na dodatek mięso i mleko krów karmionych paszą z liści barszczu pachniało kumaryną, co znacznie obniżało jego wartość handlową — mówi dr Anna Krzysztofiak z Wigierskiego Parku Narodowego, która wraz z Maciejem Romańskim opisała walkę z barszczem Sosnowskiego. — Zagrożenie ze strony barszczu Sosnowskiego należy rozpatrywać w dwóch kategoriach. Z jednej strony jest to zagrożenie dla naszej rodzimej flory. Ta niezwykle ekspansywna roślina tworzy w miejscu występowania zwarte łany, eliminując wszystkie inne gatunki roślin. Powstają jednogatunkowe monokultury, które w sprzyjających warunkach opanowują nawet setki hektarów powierzchni. Drugim poważnym zagrożeniem jest działanie barszczu na ludzki organizm. Sok tej rośliny zawiera związki chemiczne zwane furanokumarynami. Są one obecne w całej roślinie, łącznie z pokrywającymi liście i łodygi włoskami. Przy silnym nasłonecznieniu pod wpływem ultrafioletu furanokumaryny ulegają przemianom i powstają z nich substancje o silnie parzącym działaniu. Zjawisko takie nazywane jest fototoksycznością. Poparzenia powoduje zarówno kontakt z rośliną (uwaga, parzą wszystkie jej części!), jak i z jej sokiem. W miejscach poparzonych pod wpływem promieniowania pojawiają się bąble, przypominające te wywołane wysoką temperaturą, przechodzące czasem we wrzodziejące rany, a w najgorszych przypadkach nawet martwice skóry. Poparzenia wywołane przez sok barszczu mogą też prowadzić do tzw. bielactwa, czyli zaniku pigmentu w skórze.

Do oparzenia może dojść nawet poprzez pośredni kontakt z barszczem Sosnowskiego, bo niebezpieczne związki wydostają się z rośliny w formie oprysków i lokalizują się na skórze osób, które znajdują się niedaleko.

— W upalne dni rośliny wydzielają lotne olejki eteryczne, które wdychane w większych stężeniach mogą wywoływać zawroty głowy, wymioty, a nawet zaburzenia świadomości — podkreśla dr Anna Krzysztofiak. — Dlatego barszcze należy traktować z dużą ostrożnością, unikając w miarę możliwości wszelkiego kontaktu z tymi roślinami.

Mimo swoich właściwości barszcz Sosnowskiego jest niepozorną rośliną — nie prezentuje się w groźny sposób, przez co stanowi jeszcze większe niebezpieczeństwo. Warto dokładnie nauczyć się rozpoznawać ten rodzaj barszczu, aby ustrzec się przed poważnymi poparzeniami. Oprócz Sosnowskiego wyróżnia się jeszcze parę innych rodzajów barszczu: Mantegazziego i perski. Oba te gatunki również są toksyczne, jednak mniej niż „zemsta Stalina”.

Co ciekawe, barszcz Sosnowskiego zaliczany jest do rodziny Apiaceae, czyli baldaszkowatych (selerowatych). Należy do niej seler, ale też marchew, koper i rośliny, które w ogóle nie kojarzą się z niebezpieczeństwem i chętnie są przez nas spożywane.

Co na to gmina Miłakowo?


— Barszcz Sosnowskiego jest gatunkiem wysokiego ryzyka i jest szeroko rozpowszechniony w Gudnikach. Samorząd Miłakowa od kilku lat wdraża rekomendowane metody jego zwalczania tj. mechaniczne koszenie oraz chemiczne opryski. Działania prowadzone są systematycznie w obrębie nieruchomości stanowiących własność gminy Miłakowo, w miarę posiadanych środków finansowych — mówi Krzysztof Szulborski, burmistrz Miłakowa. — Efektywność i skuteczność prowadzonych zabiegów jest trudna do osiągnięcia ze względu na obecność inwazyjnych roślin na gruntach przyległych, będących we władaniu innych podmiotów. Zgodnie z polskim prawodawstwem podmiot władający nieruchomością jest odpowiedzialny za przeprowadzenie działań zaradczych i eliminację roślin na swoim terenie. Samorząd w ramach posiadanych kompetencji obligował właścicieli sąsiednich nieruchomości do podjęcia działań zmierzających do usunięcia roślin.

I dodaje: — Uwzględniając powyższe w celu skutecznego wyeliminowania inwazyjnych roślin, konieczna jest kompleksowa współpraca przez wszystkich posiadaczy gruntów.

ADA ROMANOWSKA



W weekendowym (14-16 lipca) wydaniu Gazety Olsztyńskiej m.in.

Piotr Duliszewski bardzo chwali sobie ełckie Wakacyjna magia Terytorialsów
Upalny lipiec to najlepszy czas na letni wypoczynek. Tymczasem blisko 130 ochotników z Warmii i Mazur zdecydowało się spędzić ten czas w roli żołnierza OT, na „Wakacjach z WOT” odbywających się w Ełku. Świetnie odnalazł się na nich Piotr Duliszewski z Olsztyna.

Aleś PuszkinZamordował go zbrodniczy reżim Łukaszenki
Dla obecnego pokolenia w Polsce, czy na Zachodzie Europy to niewyobrażalne. I choć na Ukrainie toczy się wojna, w której codziennie giną setki osób, to śmierć w białoruskim więzieniu artysty Alesa Puszkina wstrząsnęła wolnym światem. To kolejna ofiara reżimu Łukaszenki.

Putin traci sojuszników
Najnowszą konsekwencją inwazji Rosji na Ukrainę może być osłabienie relacji między Władimirem Putinem a prezydentem Turcji Recepem Tayyipem Erdoganem, który w ostatnim czasie czyni coraz więcej prozachodnich gestów - pisze "Washington Post".

Jak kupić e-wydanie? Wystarczy kliknąć w zdjęcie jedynki poniżej, lub wejść na kupgazete.pl


2001-2024 © Gazeta Olsztyńska, Wszelkie prawa zastrzeżone, Galindia Sp. z o. o., 10-364 Olsztyn, ul. Tracka 5