Monika Błaut z Olsztyna została Mistrzynią Finansów Publicznych

2022-12-10 18:28:16(ost. akt: 2022-12-09 16:43:47)

Autor zdjęcia: archiwum prywatne

Została Mistrzynią Finansów Publicznych, czyli zdobyła swój zawodowy Mount Everest. Zawdzięcza to... grze na gitarze. ,,Jak już połknie się bakcyla, idzie się tylko do przodu" — mówi Monika Błaut z Urzędu Marszałkowskiego Województwa Warmińsko-Mazurskiego w Olsztynie.
— Została pani Mistrzynią Finansów Publicznych. To brzmi prawie jak lot w kosmos!
— Może i tak brzmi, ale ja nie pierwszy raz startowałam już w takim konkursie. Zaczynałam startem w 2017 roku. Wtedy, co mnie zaskoczyło, zdobyłam tytuł mistrza w jednostkach samorządowych. W 2019 roku wróciłam jako wicemistrz. Ani za pierwszym razem, ani za drugim nie spodziewałam się, że mi się uda. Również w tym roku tytuł jest dla mnie niespodzianką.

— A czy nie startuje się po to, żeby być najlepszą?
— Dokładnie. Skoro decyduję się wziąć udział w konkursie, przygotowuję się najlepiej jak mogę. Ale tematyka konkursu związana jest z moją pracą, co też pomaga. Pogłębiam wiedzę i pracuję nad sobą. Bez tego wypadłabym z obiegu. Ale to też moja pasja. Jestem osobą obowiązkową i jeżeli coś robię, zawsze bardzo się angażuję. Dlatego, gdy postanowiłam, że biorę udział w konkursie, mogłoby się walić i palić, przygotowuję się, jadę i próbuję swoich sił.

— Skąd u pani takie zaangażowanie?
— Miałam wspaniałego nauczyciela muzyki, który zaraził mnie pasją gry na gitarze.

— Muzyka i gdzie finanse publiczne? Jak pani to łączy?
— Tak, to zupełnie inne bieguny, ale muzyka też mnie bardzo wciągnęła. Oczywiście gram tylko dla siebie, nie biorę udział w żadnych konkursach, ale równie bardzo się angażuję. Z nauczycielem Januszem Bieńkowskim tworzyliśmy nawet zespół i graliśmy wspólnie dosyć długo od szkoły podstawowej, przez średnią aż po koniec studiów. Muszę przyznać, że nauka gry na instrumencie uczy wytrwałości i cierpliwości. A że jestem ambitna, więc nie stoję w miejscu.

— Na konkursach tym bardziej.
— Bardzo je lubię, bo dzięki nim nawiązuję nowe kontakty i znajomości. To mnie nakręca i napędza. Udział w konkursie to jedno, ale to, co wokół się dzieje, to drugie. A jak już połknie się bakcyla, idzie się tylko do przodu. Gdy przychodzi kolejny rok, nie ma zmiłuj, staję w szranki i konkuruję. Do tego dochodzi też ciekawość, czy się dostanę. I to jest ekscytujące.

Fot. archiwum prywatne

— A na czym ten konkurs polega?
— Finanse publiczne to bardzo szeroki temat. To jednak konkurs wiedzy, dotyczy księgowych i ich codziennych zadań. W grę wchodzą też różnego rodzaju ustawy — o finansach publicznych, o rachunkowości, o naruszeniu dyscypliny finansów.

— I wszystko ma pani w jednym palcu?
— Staram się. Przede wszystkim muszę „uruchomić myślenie” i muszę być na bieżąco. Przepisy się zmieniają i trzeba je odświeżać.

— Ale jak czytać? Nie jest to przecież powieść, która wciąga przed snem.
— Dlatego czytam różnego rodzaju komentarze do ustaw, które pisane są bardziej zrozumiałym językiem. One wiele wyjaśniają. Czytam też fachową prasę i różnego rodzaju publikacje. One dużo mi dają i tłumaczą. Ale że wszystkim zajmuje się na co dzień, więc łatwiej interpretować mi przepisy.

— A kim pani z wykształcenia?
— Jestem inżynierem rolnictwa, a magistrem marketingu i zarządzania. Skończyłam też podyplomówkę z rachunkowości finansowej na Uniwersytecie Warmińsko-Mazurskim. Ukończyłam również kurs samodzielny księgowy i finansista. Posiadam też certyfikat Ministerstwa Finansów do usługowego prowadzenia ksiąg rachunkowych. Po drodze są jeszcze fundusze unijne i studia podyplomowe w tym temacie. Dużo tego…

— Ale zaczynała pani do rolnictwa. Przez przypadek czy z miłości?
— Może powiem tak — z potrzeby pracy pojawiła się rachunkowość i księgowość. Tak wyszło i trwa to do dzisiaj. Ale nie żałuję, choć czasem mam już dość. Moja praca nie jest łatwa, jest bardzo pracochłonna i wymaga ciągłego śledzenia zmian. Najgorszy jest koniec i początek roku. Księgowość wtedy zakasuje rękawy, bo sporządza sprawozdania finansowe. Ale czy widzę siebie w innej branży? Nie wiem. Życie pokaże.

— Mistrzyni miałaby odejść?
— Coś w tym jest. Ale doskonale równoważę sobie trudy pracy. Nie tylko gram na gitarze, co bardzo mnie relaksuje. Lubię też poczytać sobie do poduszki. Bywa, że nawet przed snem sięgam po branżowe miesięczniki, czyli po fachową literaturę… Zdarzyło mi się nawet, że do „Finansów publicznych” napisałam trzy artykuły.

Fot. archiwum prywatne

— Z deszczu pod rynnę… Przecież pani powinna pić szampana!
— Gdy okazało się, że zdobyłam tytuł mistrza finansów publicznych i wróciłam do biura, taki się rzeczywiście pojawił. Czeka na otwarcie, pewnie wystrzeli w sylwestra. Zresztą mamy bardzo zgrany zespół, który trzymał za mnie kciuki i gratulował, gdy wróciłam. To też motywuje.

— Jest pani mistrzynią. To chyba Mount Everest w pani zawodzie. Co teraz przed panią?
— Ten konkurs, z którego cieszę się w tym roku, to najwyższy pułap. Ale są jeszcze inne. Czasopismo „Rachunkowość budżetowa” organizuje podobny, więc może w przyszłym roku spróbuję. Tu jednak co dwa miesiące trzeba wypełniać test, żeby później wziąć udział w finale. W tych rozgrywkach nie brałam jeszcze udziału, ale wszystko przede mną. Najważniejsze nie są jednak tytuły, ale zdrowie i szczęście. Jeśli się to ma, rzeczywiście można zdobywać swój Mount Everest. Cieszę się, że mi się udało.

Trzecie miejsce w konkursie „Mistrz Finansów Publicznych” została Paulina Kamińska z Urzędu Gminy Nowe Miasto Lubawskie.

ADA ROMANOWSKA

2001-2024 © Gazeta Olsztyńska, Wszelkie prawa zastrzeżone, Galindia Sp. z o. o., 10-364 Olsztyn, ul. Tracka 5