Olsztyn będzie miał wisienkę na torcie? Jan Styliński, szef Polskiego Związku Pracodawców Budownictwa, o tramwajach i Uranii

2022-05-04 17:45:27(ost. akt: 2022-05-11 15:37:53)

Autor zdjęcia: Andrzej Sprzączak

— Jesteśmy przyzwyczajeni do polskiego narzekania, że nic nam nie wychodzi. Mówimy, że budownictwo musi pracować ponad siły. Nie te czasy — z Janem Stylińskim, prezesem Polskiego Związku Pracodawców Budownictwa rozmawiamy o inwestycjach w Olsztynie, tramwajach i Uranii.
— Ceny cały czas idą w górę. Jak to odbije się na olsztyńskich tramwajach i Uranii?
— Inwestycje miejskie to fascynujący temat! Zwłaszcza, kiedy się toczą i miasto się rozwija. Gdy mówimy o tramwajach, to Olsztyn absolutnie zabłysnął w skali Polski. Nie ma innego miasta w kraju, które po tylu latach nieobecności, przywróciłoby ten rodzaj komunikacji miejskiej. I to w całości, bo przecież trzeba było wybudować nową sieć. Urania też cieszy. Niestety mamy nieprzewidywalną sytuację rynkową. Pod znakiem zapytania są ceny, dostępność, ale i miejski budżet. I tu zaczynają się schody. Ani inwestor, ani wykonawca nie wiedzą, jak będzie wyglądała przyszłość. Obie strony się boją.

— Co w takim razie zrobić, aby strach był mniejszy?
— To jest moment, żeby myśleć o projektach partnerstwa publiczno-prywatnego. Bez wątpienia Olsztyn ma ciekawe osiągnięcia. Mowa chociażby o elektrociepłowni, która powstaje ze środków prywatnych i samorządowych. Partner prywatny bierze na siebie spore ryzyko, ale również zarządza inwestycją wiele lat. Jest też w stanie rozłożyć ryzyko w czasie — zwłaszcza w projektach, które generują przychód, które mają na przykład opłatę częściowo od użytkownika, a częściowo od miasta. Być może sytuacja niepewności rynkowej to dobry przyczynek, aby zwrócić uwagę na taką możliwość rozwoju miasta. To zupełnie inna formuła niż tradycyjne zamówienie publiczne.

Jan Styliński, prezes PZPB
Fot. archwium prywatne
Jan Styliński, prezes PZPB
— Ale to teraz mierzymy się z tą tradycją. Teraz szukamy pieniędzy, żeby skończyć to, co rozkopane.
— Dla tramwajów czy Uranii nie ma już alternatywy. Z jednej strony mamy dużą inflację, co przekłada się na koszty inwestycji, a z drugiej strony dochód samorządu nie jest do tego równoległy. Tu szala przechyla się na stronę wzrostu cen. Tu mamy ryzyko, że te nożyce na tyle nam się rozjadą, że będzie trzeba weryfikować budżet i swoje zamiary inwestycyjne, czyli ograniczać je.

— Tylko jak weryfikować, skoro ceny cały czas idą w górę?
— Obecne prawo zamówień publicznych wymaga dla większych inwestycji budowlanych, które trwają powyżej 12 miesięcy, wprowadzania mechanizmu waloryzacji ceny. Oczywiście stosuje się tu różne praktyki, bo ustawa nie narzuca jednego mechanizmu i jednej wartości. Przewiduje jednak, że waloryzacja dopuszczona umową będzie odzwierciedlała to, co dzieje się na rynku. Musi być realna. Dzięki temu samorząd może sięgać po zapasy budżetowe, które są zarezerwowane właśnie na taką sytuację. To jest oczywiście duże wyzwanie. Nie wiemy przecież, jak bardzo ceny jeszcze będą rosły.

— Jaki czeka nas najgorszy scenariusz?
— Niestety będzie trzeba odwlec w czasie inwestycje. Nie spodziewam się jednak takich decyzji, bo one są niepolityczne. Ale będzie trzeba w niektórych kwestiach zacisnąć pasa. Dzisiaj wygląda jednak na to, że ceny już nie będą tak drastycznie rosły. Nie widać jednak na horyzoncie, aby miały spaść. Nawet jeśli będziemy mieli małą stabilizację, to ona będzie i tak na wysokim poziomie.

— Jest jeszcze jeden problem: brak pracowników…
— To jest i jednocześnie nie jest problemem. Branża budowlana zatrudnia prawie 1,4 mln osób. Pracowników z Ukrainy ubyło 80-100 tys., czyli ok. 7 proc. Gdy zastanawiamy się, jak w kontekście tego ubytku wyglądają inwestycje, to okazuje się, że będziemy dłużej je realizować. To, że mamy mniej pracowników, nie znaczy, że nie wykonamy inwestycji. Zamiast półtora sezonu budowlanego będziemy potrzebować dwóch. Może trochę ponad dwóch…

— Olsztyniakom, zwłaszcza gdy mowa o budowie linii tramwajowych, nie jest do śmiechu…
— Im dłuższa inwestycja, tym większy problem z komunikacją w mieście. Jest również większe ryzyko, że ceny podskoczą. Ale trzeba też pamiętać, że waloryzacja działa w dwie strony. Kiedy cena spada, to wynagrodzenie wykonawcy też spada. A dzisiaj ryzyko, że ceny wzrosną jest mniejsze niż pół roku temu. Podwyżki już mamy. Niestety trudno mówić o czasie – o ile dłużej będą realizowane rozbudowa linii tramwajowej czy przebudowa Uranii.

— A czy my w Polsce potrafimy szybko budować?
— Jak najbardziej! Jesteśmy jednak przyzwyczajeni do polskiego narzekania, że nic nam nie wychodzi, że wszystko trwa, a Zachód „umie szybko”. Nie do końca to prawda. Nie budujemy w tempie chińskim, bo oni są niesamowicie sprawni, ale mają też mniej dylematów administracyjnych niż my. Jednak w porównaniu z Europą Zachodnią potrafimy szybko i sprawnie realizować inwestycje. Do tej pory mieliśmy też nastawienie, że w budownictwie trzeba pracować w pocie czoła i wyrabiać nadgodziny. To powoli się zmienia. Brak pracowników z Ukrainy trochę nas stawia do ściany. Musimy szybko dokonać rewizji i zmiany podejścia. Chociaż właściwie to już zmienia się od lat. Młodzi ludzie wchodzący na rynek pracy inaczej patrzą na swoje zadania. Nie są tak mobilni, jak pracownicy 15-20 lat temu. Nie są gotowi poświęcać aż tak dużo swojej doby na pracę.

— To widać w Olsztynie. Mieszkańcy, patrząc na nasze inwestycje, denerwują się, dlaczego budowa nie pracuje do zmroku.
— Denerwują się, ale sami też nie chcą pracować. Czy siedzą w biurze, czy pracują w dyskoncie, chcą mieć wolne. Zmienił nam się model pracy. Być może jesteśmy trochę zamożniejszym społeczeństwem… Być może dorzuciła się do tego również pandemia, która rozluźniła rygor pracy. I ta nowa fala płynie przez społeczeństwo. Trudno oczekiwać, że budownictwo będzie pod tym względem wyspą i że będzie pracowało po 16 godzin na dobę.

— Mimo że się denerwujemy, powinniśmy być dumni z Olsztyna?
— Olsztyn zrobił ogromny skok na mapie Polski. Bywam na wielu konferencjach i olsztyńskie doświadczenia są szeroko omawiane. Skala inwestycji i podejście do ich realizacji są naprawdę godne pochwały. Musimy się jednak liczyć, że takich inwestycji może być mniej, jeśli samorząd nie będzie miał środków. Przed nami przecież zmiany podatkowe wynikające z „Polskiego ładu”. Przy zmniejszeniu PIT-u do 12 proc. jednocześnie maleją dochody gmin czy powiatów. Rząd co prawda obiecuje subwencję wyrównującą spadek dochodów, ale nie wiemy, jak to będzie wyglądało. To pewnie też wpłynie na zakres inwestycji. I na tempo. Tym bardziej, że mamy coraz mniej pracowników. I będziemy ich mieli mniej. Oni nie wrócą już na nasz rynek pracy.

— W Olsztynie to może rzucać się w oczy? U nas inwestycje realizuje się hurtowo.
— Powiem inaczej: gdy wszystko się skończy, będzie widać od razu dużą różnicę. I patrzmy na to pod tym kątem. Miasto musi się rozwijać. Czasem może być trudniej, ale zawsze jest ta wisienka na torcie.

ADA ROMANOWSKA

Komentarze (2) pokaż wszystkie komentarze w serwisie

Komentarze dostępne tylko dla zalogowanych użytkowników. Zaloguj się.

Zacznij od: najciekawszych najstarszych najnowszych

Zaloguj się lub wejdź przez FB

  1. dis #3098632 5 maj 2022 08:02

    "Niestety mamy nieprzewidywalną sytuację rynkową" - taki słaby z niego specjalista. Od lat było wiadomo, że ceny będą rosnąć z powodu pisich pomysłów, rozdawnictwa i promowania nierobów. Pisie gęby doprowadziły do tej sytuacji sukcesywnie niszcząc gospodarkę.

    odpowiedz na ten komentarz

  2. jaaa #3098608 4 maj 2022 18:47

    No i co na to jęczący ??? A zaraz odezwą się głosy że wywiad kupiony że to nie prawda że to bzdury że powinno się tylko parkingi budować drogi i na starówce każda speluna czynna na okrągło . To jest większości potrzebne do wegetacji !

    Ocena komentarza: poniżej poziomu (-17) odpowiedz na ten komentarz

2001-2024 © Gazeta Olsztyńska, Wszelkie prawa zastrzeżone, Galindia Sp. z o. o., 10-364 Olsztyn, ul. Tracka 5