Sławomir Ostrowski z Olsztyna opowiada o "Tajnej misji Mazurów". O co chodzi?

2022-04-08 07:25:28(ost. akt: 2022-04-07 15:35:04)
Małżeństwo Jadwiga i Józef Zapatkowie

Małżeństwo Jadwiga i Józef Zapatkowie

Autor zdjęcia: archiwum prywatne

Olsztyński dziennikarz Sławomir Ostrowski przygotował prezentację multimedialną pt. „Tajna misja Mazurów”. Jest to pierwsze tego typu opracowanie, które było możliwe m.in. dzięki udostępnieniu archiwum rodzinnego Urszuli Kotowski, zamieszkałej w Niemczech wnuczki jednego z delegatów paryskiej wyprawy.
— Dlaczego zainteresował pana właśnie ten temat?
— Bo wydarzenie jest arcyciekawe i jeśli znane, to tylko historykom. To gotowy scenariusz sensacyjnego filmu. Na marginesie dodam, że zamierzam taki scenariusz wkrótce napisać, może uda się nakręcić film dokumentalny na ten temat. Kilku Mazurów spod Szczytna w 1919 roku postanowiło wyprawić się potajemnie do Paryża, gdzie światowi politycy pracowali nad nowym kształtem Europy po zakończeniu I wojny światowej. Uznałem, że to znakomity temat takiej prezentacji, zwłaszcza że w Archiwum Państwowym w Olsztynie znajdują się dźwiękowe zapisy wspomnień jednego z uczestników misji. Historia interesująca, ale dotąd nikt nie przedstawił jej w formie multimedialnej.

— Na czym polegała tajna misja?

— Trzej Mazurzy spod Szczytna przedostali się przez zieloną granicę z Prus Wschodnich do Polski. W Warszawie polskie Ministerstwo Spraw Zagranicznych przygotowało im fałszywe paszporty. Okrężną drogą pojechali na konferencję pokojową do Paryża, aby przekonywać przywódców wielkich mocarstw do przyłączenia Warmii i Mazur do Polski bez plebiscytu. W Warszawie do delegacji dołączył Zenon Lewandowski, późniejszy konsul w Olsztynie, który dobrze znał język francuski. Niemcy wiedzieli, że do Paryża pojechało kilku Mazurów, ale nie znali ich nazwisk. W Wiedniu próbowano ich zatrzymać, ale po interwencji Francuzów zostali przepuszczeni przez granicę. Mieli jeden cel: dołączyć Warmię i Mazury do Polski. Właśnie teraz mija 103. rocznica ich wyprawy.

— Dlaczego jechali okrężną drogą?
— Na mapie zamieszczonej w prezentacji pokazałem ich trasę. Nie mogli jechać najkrótszą drogą przez Berlin, bo wkrótce byliby zatrzymani. Wybrali więc dłuższą drogę przez Austrię i Szwajcarię. Jechali pociągiem razem z kurierami alianckimi, więc mogli się czuć w miarę bezpiecznie. Niemcy mieli wszędzie szpiegów, a wyjazd polskiej delegacji na konferencję pokojową w Paryżu był dla nich zagrożeniem, tropili każdy przejaw polskości w Prusach Wschodnich.

— Było ich trzech czy czterech? Na fotografiach widać czterech mężczyzn.
— Zieloną granicę przekroczyło czterech Mazurów: Józef Zapatka, Adam Zapatka, Bogumił Linka i jego syn Wilhelm. Ten ostatni pozostał w Warszawie. Do delegacji, jak już wspomniałem, dołączył poseł Zbigniew Lewandowski. Miał wyrobione kontakty, dobrze poruszał się po Paryżu. Przedstawiał ich najważniejszym ówczesnego świata jako prostych Mazurów, działaczy z pasją, odważnych i gotowych na wielkie wyzwania.

— Jak pan szukał materiałów?
— W książkach, opracowaniach, których jest sporo. W Archiwum Państwowym w Olsztynie odszukałem nagrania świadków historii. Nawiązałem także kontakt z Urszulą Kotowski, zamieszkałą w Niemczech wnuczką Józefa Zapatki, która przekazała ciekawe dokumenty i zdjęcia z rodzinnego archiwum. Umieściłem je w prezentacji. Dzięki współczesnemu oprogramowaniu, które wykorzystuje sztuczną inteligencję, udało się „ożywić” głównego bohatera. Józef Zapatka porusza głową, uśmiecha się, spogląda w różne strony. Do tej animacji została dodana jego autentyczna wypowiedź i w ten sposób powstało kilka filmów sprawiających wrażenie, jakby dzisiaj udzielał wywiadu. Wnuczka, gdy go zobaczyła, była bardzo wzruszona.

— Niesamowita jest też historia biletu z paryskiego metra.
— Bilet był dla Niemców koronnym dowodem w sprawie. Mazurzy po powrocie w rodzinne strony zostali aresztowani. Niemieckie służby znały już ich nazwiska. Rozpoczęły się aresztowania, przeszukania. W kieszeni płaszcza Józefa Zapatki Niemcy znaleźli skasowany bilet z paryskiego metra. Mógł być podrzucony przez niemieckich szpicli. Zapatka zeznał, że znalazł go pod kościołem w... Lesinach. W procesie trwającym trzy godziny wszyscy (także syn Linki, który pozostał w Warszawie) zostali skazani na 12 lat twierdzy. Po skazaniu Mazurów na tak ciężkie więzienie rozpoczęła się kampania o uwolnienie skazanych. Pisały o tym wszystkie polskie gazety na terenie Prus Wschodnich.

— Informacje musiały dotrzeć do Paryża, bo interweniował sam marszałek Ferdynand Foch...
— I to dwukrotnie. Foch spotkał się z Mazurami w Paryżu, był bardzo przychylny ich postulatom. Obiecał poprzeć sprawę mazurską podczas konferencji pokojowej. To były raczej dyplomatyczne zabiegi, bo sprawa była już praktycznie przesądzona, o losach tych terenów miał zdecydować plebiscyt. Gdy marszałek Foch dowiedział się, że delegaci zostali aresztowani i grozi im kara śmierci za zdradę stanu, jako głównodowodzący wojskami sojuszniczymi napisał pismo do sądu wojskowego w Olsztynie z nakazem ich oswobodzenia. Sąd przychylił się do prośby marszałka i zamiast na karę śmierci skazał ich właśnie na... 12 lat twierdzy. Marszałek Foch interweniował ponownie. Mazurzy zostali uwolnieni w ramach amnestii dla więźniów politycznych.

— Dlaczego mimo takiego wyczynu trzej Mazurzy zostali zapomniani? Zapatkowie nie mają nawet swojej ulicy w Olsztynie...
— Bogumił Linka wyprawę do Paryża przypłacił życiem. Został śmiertelnie pobity podczas pogromu w Szczytnie. „To jest ten pies, który był w Paryżu” — krzyczeli Niemcy, gdy okładali go sztachetami. Jego synowie zostali skazani za rzekome kłusownictwo na 10 i 11 lat więzienia. O Lince pamiętamy, ma w Olsztynie swoją ulicę, pomnik. O Zapatkach rzeczywiście zapomniano. Adam Zapatka zmarł jeszcze przed wojną, został pochowany na cmentarzu w Lesinach. Józef Zapatka (nie był spokrewniony z Adamem) nie wytrzymał szykan i w 1921 r. wyemigrował na Kujawy. Cudem przeżył wojnę, zmarł w 1978 r. Jego rodzina w 100-lecie paryskiej wyprawy odsłoniła skromną tablicę w Zalesiu Barcińskim. Zapatków powinno się upamiętnić nazwą szkoły czy choćby nazwą ulicy w Olsztynie lub w Szczytnie. Takie próby czyniono zaraz po wojnie. Ówczesne władze, chcąc upamiętnić ich zasługi, postanowiły jednej z mazurskich wsi nadać nazwę pochodzącą od nazwiska bohaterów. Zmieniono nazwę wsi Śretrowo sąsiadującą z Olędrami (tu mieszkał Józef Zapatka) i Lesinami Małymi (tu mieszkał Adam Zapatka). Śretrowo przemianowano na Zapadki, przy czym błędnie zapisano nazwę. Zamiast "t" wpisano „d” i wyszły Zapadki.

— Jak można obejrzeć prezentację?
— Na przykład wpisując w wyszukiwarkę internetową jej nazwę, czyli "Tajna misja Mazurów”. Dodam, że prezentację można osadzać na dowolnych stronach internetowych, np. na stronach szkół, domów kultury, blogach itp.

2001-2024 © Gazeta Olsztyńska, Wszelkie prawa zastrzeżone, Galindia Sp. z o. o., 10-364 Olsztyn, ul. Tracka 5