Takich zabaw już nie ma, czyli jak dawniej świętowano sylwester

2021-12-31 15:05:55(ost. akt: 2021-12-31 09:42:42)

Autor zdjęcia: Anna Panas

Takich zabaw, jak kiedyś, już nie ma. Tak przynajmniej zgodnie twierdzą nasi rozmówcy. Bo jak się witało nowy rok, to z przytupem.— W Olsztynie brakowało sal do wynajęcia na zabawę — wspomina z sentymentem Kazimierz Biegacki.
Błyszcząca zielona sukienka z wycięciem i z dobranymi do niej długimi rękawiczkami wciąż wisi w szafie Teresy Organowskiej, biegaczki z Olsztyna. — Tę kreację uszyła moja koleżanka — wspomina. — Trzymam ją z sentymentu. Miałam ją na sobie na balu organizowanym przez szkołę w internacie. Koleżanka tam pracowała i tam się bawiliśmy. Kobiety zawsze lubiły błyszczeć. I to się chyba nie zmieniło, jeśli chodzi o sylwestra.

Nasza rozmówczyni ma co wspominać. Od urodzenia mieszka w Olsztynie. Na sylwestra bardzo często wyjeżdżała poza miasto. — Pamiętam w Mierkach w ośrodku imprezę do białego rana, pyszne jedzenie i przede wszystkim grupę przyjaciół. Może młodzi dzisiaj też tak jeżdżą? Moje pokolenie coraz mniej, niestety, wyjeżdża. Były też prywatki, bale. Sami też z przyjaciółmi coś organizowaliśmy. O, na przykład pod Wójtowem. Sąsiedzi sobie składali życzenia. Więcej też się w miasto wychodziło, bo więcej też się działo — opowiada.

W tym roku pani Teresa spędzi sylwestra z młodszą wnusią. Starsza, trzynastoletnia, spotka się wtedy z koleżankami. — Ubierzemy się w piękne kreacje sylwestrowe. Mamy czapeczki, kolorowe tasiemki do tańca i będziemy szaleć — zapowiada z uśmiechem. — I też będzie fajnie!

Koniec lat lat 80-tych. Szaroburo i biednie. — Koleżanka, która pracowała w ośrodku wczasowym w Kłębowie, zaprosiła mnie na bal. Autokar stał przy olsztyńskim Ośrodku Sportu i Rekreacji. Wsiedliśmy do niego z mężem, a tam, prócz kilku olsztyniaków, Francuzi — opowiada Elżbieta Mierzyńska, korespondentka polskiego radia Chicago, autorka wielu tekstów poetyckich i dziennikarskich, niegdyś związana z "Gazetą Olsztyńską".

— Proszę sobie wyobrazić: to były czasy, kiedy trudno było o kreację sylwestrową. Szyto z bardzo tanich tkanin, nawet z podszewek satynowych. I w czasach siermięgi, taniości i trochę kiczu, nagle w autokarze siedzimy z Francuzami. I jedziemy z nimi do Kłębowa, małej wsi koło Lidzbarka Warmińskiego. Podróż była zabawna. Polacy podawali sobie wódeczkę z rąk do rąk. I śpiewali: "Głęboka studzienka, głęboko kopana". A Francuzi nam, Polakom bacznie się przyglądali i szeptali w swoim języku. Bal był fantastyczny, choć nie wiem, jak my w ogóle się porozumiewaliśmy. Droga powrotna wyglądała inaczej: wzięli ze sobą skrzyneczki wina, których nie wypili na balu. I to oni teraz w najlepsze się bawili: podśpiewywali sobie "Frère Jacques" ("Panie Janie"). A zmęczeni Polacy spali i chrapali. To było bardzo zabawne! Do dziś nie wiem skąd się wzięli wtedy u nas Francuzi. Zapamiętałam ich długie, kolorowe szaliki, zamotane fantazyjnie. I to zderzenie naszych dwóch światów.

Drugi bal sylwestrowy, który pani Elżbieta wspomina z sentymentem, to przełom 1999/2000 roku. Odbył się on w hali Urania. — Balem, od strony organizacyjnej, czyli przygotowaniami, klimatem itd. zawiadywali najwięksi mistrzowie tańca z Olsztyna, czyli Karolina Felska i Krzysztof Wasilewski. Tej parze zawdzięczamy atmosferę witania roku 2000. To był par na wiele par! — opowiada.

Nasza rozmówczyni pamięta, że grała wtedy orkiestra. — A bary były otwierane w miarę witania nowego roku na różnych kontynentach. Na dużych ekranach pokazywali powitania nowego roku, np. w Australii, a później wreszcie i u nas. To wielkie wydarzenie: eleganckie, dopracowane w szczegółach i multimedialne. Szaleliśmy, żeby znaleźć odpowiednią kreację na to wydarzenie. To była już Polska odnowiona, można było zakupić coś naprawdę wystrzałowego. Ja wystąpiłam w sukni prosto z USA, w butach pokrytych satyną w kolorze sukni. Buty zachowałam do dziś. Przetańczyłam w nich całą noc! — wspomina. — Witałam nowy rok i w teatrze, i w filharmonii i w hotelach. Ale nigdzie nie widziałam tej elegancji i pomysłu jak wtedy, w Uranii — dodaje.

Wiesława Bancewicz, położna z Olsztyna pamięta, jak jej rodzice szykowali się na bal. — Mieszkaliśmy wtedy w Wielbarku. Pamiętam sukienki z tiulami mojej mamy, buty na wysokim obcasie. I to, jak się szykowała. A teraz, mam wrażenie, że zwłaszcza młodzi, nie przywiązują takiej uwagi do kreacji. Ja zawsze wcześniej przemyślałam wybór sukienki, ale makijaż i cała reszta odbywała się na szybko przed lusterkiem — opowiada.
Recepta na udany sylwester? — Z mężem zawsze staraliśmy się być w większym gronie. I zawsze gdzieś wyjść. Jak byłam młodziutka, to były domówki w kilka osób. Prawdziwe bale zaczęły się dopiero jak założyłam rodzinę.

Wiele sylwestrów pani Wiesława spędziła na dyżurze, w szpitalu. — Był grafik, trzeba sprawiedliwe podzielić i już — kwituje.
Kazimierz Biegacki z Wipsowa, społecznik, trzykrotny laureat konkursu "Gazety Olsztyńskiej" na Super Sołtysa Roku oraz Barczewianin 2019 z łezką w oku wspomina, jak kiedyś było hucznie, wesoło i kolorowo. — Wielokrotnie bywałem na salach balowych z małżonką — opowiada. — To były inne czasy. Wszyscy wokół się bawili: zakłady pracy, instytucje, szkoły. W Olsztynie brakowało sal do wynajęcia na zabawę. Pracowałem w Okręgowym Zarządzie Lasów Państwowych. A leśnicy też potrafią się bawić! U nas na stołach królowała dziczyzna. Można było najeść się patrząc.

Ale zanim pan Kazimierz udał się na bal, musiał przyodziać najbardziej elegancki strój. — Ubierałem się w to, co miałem najlepszego — podkreśla. — Nie wypadało mi między poważnymi ludźmi byle jak być ubranym. Moja żona nie musiała się elegancko ubierać, bo była tak piękna, że była zawsze królową balu. Sama różnica wieku między nami sprawiała, że wyglądała bardzo młodo.
Na chwilę przed przejściem na emeryturę pan Kazimierz pracował jako taksówkarz w Olsztynie. — Ile dzięki temu ja się nasłuchałem opowieści! Miałem dokładne rozeznanie jak się ludzie bawią. Bo sam ich dowoziłem na te bale — opowiada. Do dziś wspomina atmosferę sali: falujące dekoracje, roześmiane twarze i blask kobiet. — Coś pięknego! — mówi z sentymentem. I szybko dodaje: Ale ja tam tego co się działo na sali za bardzo nie pamiętam, bo cały czas byłem w wpatrzony w żonę.

Aleksandra Tchórzewska
a.tchorzewska@gazetaolsztynska.pl

Komentarze (2) pokaż wszystkie komentarze w serwisie

Komentarze dostępne tylko dla zalogowanych użytkowników. Zaloguj się.

Zacznij od: najciekawszych najstarszych najnowszych

Zaloguj się lub wejdź przez FB

  1. frost #3086652 1 sty 2022 13:44

    Oczywiście pracy pani Eli w GO a nie mojej. Mieliśmy wtedy kontakt na maila i zamieszczała moje listy jako głos czytelnika w różnych sprawach.

    Ocena komentarza: warty uwagi (2) odpowiedz na ten komentarz

  2. frost #3086645 1 sty 2022 10:58

    Mój Boże! Odnalazłem panią Elę Mierzyńską! Wspominam ją z sentymentem z czasów pracy w GO. Wszystkiego dobrego w Nowym Roku pani Elu!

    Ocena komentarza: warty uwagi (3) odpowiedz na ten komentarz

2001-2024 © Gazeta Olsztyńska, Wszelkie prawa zastrzeżone, Galindia Sp. z o. o., 10-364 Olsztyn, ul. Tracka 5