Ojciec: Olsztyńscy kontrolerzy potraktowali mojego syna jak bandytę

2021-12-28 18:31:06(ost. akt: 2021-12-28 18:07:10)
Zdjęcie jest ilustracją do tekstu

Zdjęcie jest ilustracją do tekstu

Autor zdjęcia: archiwum GO

Pan Mariusz, nasz czytelnik, jest oburzony. 13 października 2021 roku około godz. 9 jego syn jechał autobusem linii 127. Podczas kontroli biletów okazało się, że chłopak nie miał przy sobie ważnej karty miejskiej, która upoważnia go do darmowych przejazdów w komunikacją miejską. Nie miał też legitymacji. No i... zaczęło się.
Kontrolerzy postanowili zatrzymać mojego, wówczas 13-letniego, syna wbrew jego woli i przewieźć go na pętlę w lesie na Redykajnach — relacjonuje pan Mariusz. — Nadmieniam, że podczas całej interwencji chłopak czuł się bardzo źle, był pod wpływem silnego stanu lękowego. Tydzień przed interwencją wyszedł ze szpitala psychiatrycznego, do którego trafił z podejrzeniem depresji. Poza tym mój syn jest chory na astmę oskrzelową — dodaje.

Młody pasażer zadzwonił do ojca. — Był przerażony, rozdygotany. Więc powiedziałem mu: Synek, daj mi któregoś z panów kontrolerów, ja z nimi porozmawiam, przekażę im, że jesteś chory. Jednak kontrolerzy nie chcieli ze mną rozmawiać telefonicznie — relacjonuje nasz czytelnik.

Pan Mariusz postanowił natychmiast interweniować. Mężczyźnie udało się wsiąść do autobusu linii 127, którym jechał jego syn. — Spotkałem się z kontrolerami, powiadomiłem ich, że jestem ojcem pasażera. Żeby potwierdzić swoje dane, pokazałem legitymację służbową. Oni w ogóle nie chcieli rozmawiać ze mną na ten temat — żali się ojciec. — Powiedzieli mi: Chłopak nigdzie z panem nie wysiądzie. My go wieziemy na Redykajny.

Widząc pogarszający się stan syna, pan Mariusz wysiadł z nim na przystanku obok szpitala miejskiego. Udało mu się to zrobić, mimo gróźb ze strony kontrolerów. — Później cofnąłem się do pracy, wziąłem samochód i razem z synem pojechałem na Redykajny. Chciałem sprawdzić, czy na pewno jest tam policja i czy na pewno miałem do czynienia z kontrolerami, a nie jakimiś przebierańcami — wyjaśnia.

Na Redykajnach rzeczywiście czekała policja. Funkcjonariusze potwierdzili dane młodego pasażera. — Mieliśmy do zapłacenia mandat w wysokości 54 złotych — mówi pan Mariusz. — Wezwanie do zapłaty przyszło pocztą. W międzyczasie złożyłem zażalenie, ponieważ mój syn posiadał aktualną kartę miejską. Ostatecznie poniosłem tylko koszty manipulacyjne, które wyniosły 17 złotych.

Choć sprawa zakończyła się stosunkowo szczęśliwie, nasz czytelnik ma wielki żal do kontrolerów. Po pierwsze, panowie nie poinformowali go, że mandat można zapłacić na miejscu. — Jeżeli kontroler powiedziałby mi: Proszę pana, zapłaci pan na miejscu mandat i może pan zabrać syna, to ja bym bez problemu zapłacił — zapewnia. — Zamiast tego oni uparcie stali na swoim stanowisku. Poza tym syn został zatrzymany na Jarotach. Dlaczego ci kontrolerzy nie wyszli z nim na następnym przystanku i nie poczekali na policję właśnie tam? Mało tego, autobus linii 127 przejeżdża ulicą Pstrowskiego, przy której znajduje się duża jednostka policji. Kontrolerzy mogli spokojnie wysiąść, pójść z nim na komendę i go wylegitymować. Ale zamiast tego postanowili go zawieźć na drugi koniec miasta. Moje dziecko ma problemy psychologiczne. Tydzień wcześniej chłopak trafił do szpitala z podejrzeniem depresji. Na szczęście okazało się, że depresji nie było. Ale stwierdzono u niego stany lękowe i zaburzenia adaptacyjne. Podobne zdarzenia pogłębiają jego zły stan — podkreśla.

Choć minęło ponad dwa miesiące, syn pana Mariusza wciąż odczuwa skutki przykrej sytuacji z kontrolerami. Dlatego mężczyzna postanowił działać.

— Złożyłem skargę do pracodawców kontrolerów, ale zostałem zbyty — żali się nasz rozmówca. — Następnie złożyłem zawiadomienie o podejrzeniu popełnienia przestępstwa do Komendy Miejskiej Policji w Olsztynie. Prokuratura odmówiła wszczęcia postępowania w tej sprawie. Napisałem również do rzecznika praw dziecka. Odpowiedziano mi że nie są stroną w sprawie. Mam wrażenie, że istnieje ciche przyzwolenie na zatrzymywanie naszych dzieci w autobusach przez kontrolerów i nieliczenie się z odczuciami dzieci — alarmuje pan Mariusz.

I dodaje: — Mój syn nie jechał na gapę. Po prostu nie miał przy sobie odpowiedniego dokumentu, bo go zapomniał. A został potraktowany jak bandyta. Zależy mi na nagłośnieniu tej sprawy, żeby podobne sytuacje nigdy się nie powtórzyły. Żeby inne dzieci i inni rodzice nie przeżywali tego, co my. Żeby kontrolerzy wykazywali się empatią i zdrowym rozsądkiem, a nie zatrzymywali dzieci na Jarotach i wieźli na Redykajny. A co, gdyby takie dziecko nie miało telefonu? Co gdyby była zła pogoda i taki dzieciak nie miałby pieniędzy, żeby kupić bilet na drogę powrotną? — pyta oburzony ojciec.

O komentarz zwróciliśmy się do Zarządu Dróg, Zieleni i Transportu oraz do Komendy Miejskiej Policji w Olsztynie. Na odpowiedź czekamy. Do tematu wrócimy.

Niestety podobne sytuacje przytrafiają się także innym mieszkańcom Olsztyna. 26 października opisywaliśmy historię pani Iwony. Jej córka jechała późno autobusem, nie mając biletu. Została zatrzymana przez kontrolera.

— Przyjęła mandat i tego nie kwestionuję. Jednak kontroler był niemiły. Córka powiedziała mu, że musi wysiąść w centrum. Chciała przesiąść się do autobusu jadącego na Jaroty. Było już późno, autobusy kursują rzadko. A autobus linii N02, w którym podróżowała na gapę, jechał w zupełnie inną stronę. Córka chciała, żeby kontroler szybciej wypisał mandat lub przesiadł się z nią do innego autobusu — opowiadała pani Iwona.

Córka z kontrolerem pojechali na ul. Bałtycką. Tam o godz. 23.30 otrzymała mandat. — Wysiadła z autobusu i została pozostawiona sama sobie. Nie znała okolicy, było ciemno i niebezpiecznie — opowiadała w rozmowie z nami matka dziewczyny.

Paweł Snopkow

Komentarze (6) pokaż wszystkie komentarze w serwisie

Komentarze dostępne tylko dla zalogowanych użytkowników. Zaloguj się.

Zacznij od: najciekawszych najstarszych najnowszych

Zaloguj się lub wejdź przez FB

  1. katek #3086436 30 gru 2021 10:31

    Straszne to wszystko, to tak jakby obcy mężczyźni uprowadzili dziecko (tak to wygląda, nie wysiądziesz gdzie chcesz tylko jedziesz z nami gdzie MY chcemy). A dziecko bez telefonu i pieniędzy na powrót co miałoby zrobić. WSTYD że wszystkie instytucje umyły rączki. Afera to by była gdyby to dziecko np zaginęło w lesie na Redykajnach (ojjj wtedy to wszystkie instytucje były by feee i winne i głowy by leciały).

    Ocena komentarza: warty uwagi (6) odpowiedz na ten komentarz

  2. allsteen #3086346 29 gru 2021 14:55

    Gdyby coś takiego stało się mojemu dziecku, to bym tego nie odpuścił. Jeżeli instytucje do tego powołane odmawiają pomocy, wystąpiłbym z pozwem cywilnym. Jakim prawem osoba niepełnoletnia, dziecko jest wywożone na drugi koniec miasta? Jeszcze z tak błahego powodu, brak ważnej karty miejskiej. Skandal.

    Ocena komentarza: warty uwagi (11) odpowiedz na ten komentarz

  3. Stary dziad #3086326 29 gru 2021 09:45

    Kilka lat temu na ulicy Gałczyńskiego kanar moją osiemdziesięcioletnią matkę kanar złapał za szyję i przewrócił na ziemię bo nie miała legitymacji emeryta. Interweniowali pasażerowie, którzy go powstrzymali. Po złożeniu skargi MPK nie dopatrzył się uchybień. Ciekawe czemu ludzie tak nienawidzą kontrolerów...?

    Ocena komentarza: warty uwagi (22) odpowiedz na ten komentarz

  4. Grzes #3086309 28 gru 2021 23:47

    wolę do końca życia jeść suchy chleb, niż kawior pracując jako kanar.

    Ocena komentarza: warty uwagi (22) odpowiedz na ten komentarz

  5. Krystian Rybiński #3086298 28 gru 2021 20:33

    Bo kanary im nabijają kieszenie kasą-ilu musi pasażerów pojechać żeby "wpadło" im tyle kasy co za 1 mandat. Kontrolerzy w 90% to gbury i CHAMY-dziwią się potem że ich ..... po pyskach

    Ocena komentarza: warty uwagi (39) odpowiedz na ten komentarz

Pokaż wszystkie komentarze (6)
2001-2024 © Gazeta Olsztyńska, Wszelkie prawa zastrzeżone, Galindia Sp. z o. o., 10-364 Olsztyn, ul. Tracka 5