Odszedł anioł Teatru im. Stefana Jaracza w Olsztynie

2021-12-27 20:35:30(ost. akt: 2021-12-27 17:40:18)

Autor zdjęcia: Teatr im. Stefana Jaracza w Olsztynie

O śmierci Hanny Wolickiej poinformował w niedzielę 26 grudnia późnym wieczorem Teatr im. Stefana Jaracza w Olsztynie, z którym aktorka była związana od połowy lat 60. Ponadto występowała na deskach teatrów w Białymstoku, Bydgoszczy, Poznaniu, Koszalinie i Toruniu. Miała 88 lat.
Hanna Wolicka była absolwentką PWST. Debiutowała w 1958 roku rolą Stelli w „Tramwaju zwanym pożądaniem” Tennessee Williamsa. — Sceniczne emploi Hanny Wolickiej stanowiły postaci wyraziste, charakterystyczne, zdecydowane w działaniu, acz niepozbawione czułości. Potrafiła wspaniale rozśmieszać i bawić publiczność, a w innych rolach wzruszać czy przestraszać. Zagrała w ponad 100 spektaklach — napisał olsztyński teatr.

Poproszona kiedyś o wymienienie swoich najważniejszych ról, wskazała m.in. na: Pannę Anielę z „Dam i Huzarów” A. Fredry, Fiokłę Iwanownę z „Ożenku” Gogola czy Angustias w „Domu Bernardy Alba” F.G. Lorki. Młodsi widzowie pamiętają ją z wybitnej roli w „Wojna nie ma w sobie nic z kobiety” Swietłany Aleksijewicz czy jako Panią Pernelle w „Świętoszku” Moliera, którą to pożegnała się ze sceną.

Hannę Wolicką lubiła i ceniła publiczność. Kilkakrotnie nagrodziła artystkę Teatralną Kreacją Roku. Została też odznaczona Złotym Krzyżem Zasługi Gloria Artis. Prozaik Mariusz Sieniewicz pożegnał ją następująco: — Osoba-kompas, osoba-autorytet. Cudowna, świetlana postać, do której zawsze podchodziłem na lekko zgiętych nogach. Istnieje typ autorytetów najczystszy: takich, co broniąc klasyki, puszczają szelmowskie oko pozwoleństwa do barbarzyństw wszelakich, widząc w nich człowieczeństwo. Ona miała tę cudowną wartość! Taką otwartość, której może dożyjemy w XXIII wieku.

Hanna Wolicka przez wiele lat uczyła scen wierszem w Policealnym Studium Aktorskim, czym również zaskarbiła sobie szacunek i sympatię kolejnych aktorskich pokoleń.

O wspomnienia Hanny Wolickiej poprosiliśmy kilkoro jej przyjaciół, kolegów i współpracowników z teatru.

Irena Telesz-Burczyk:

Jeszcze wczoraj, gdy wychodziłam od siostry ze świątecznej kolacji, to kuzyn zapytał mnie, kto został w teatrze z dawnych lat. Odpowiedziałam, że teraz to już tylko Hania Wolicka, „Hancyś”, jak na nią mówiłam. Teraz już jej nie ma. Dla mnie „Hancyś” była jak członek rodziny, więc trudno znaleźć mi jakiekolwiek słowa. Miałam szczęście, że zagrałam z nią w kilku spektaklach. Do końca się nie poddawała, była roześmiana. Olsztyńska kultura straciła Hannę Wolicką – po prostu. Żadne przymiotniki czy inne słowa są zbędne. Pozostała wielka pustka.


Katarzyna Kropidłowska:

Dla mnie to był najjaśniejszy człowiek w teatrze – Hania była ciepła, skromna, szlachetna, pomocna i życzliwa. Aktorką była wybitną, na scenie bardzo sugestywna i charyzmatyczna, wyrazista. Biła z niej niewymuszona i niewyuczona prawda, zarówno w życiu, jak i na scenie. Myślę, że wielu ludzi mogłoby jej pozazdrościć takiego daru. Miałam przyjemność i zaszczyt dzielić z nią garderobę przez ponad 20 lat i wiem, że była aniołem naszego teatru. Razem milczałyśmy, ale także opowiadałyśmy sobie różne rzeczy. Wspólnie przeżywałyśmy różne nasze prywatne historie, a ona niezwykle angażowała się w ludzkie losy. Pamiętam, jak żegnała się z garderobą po spektaklu „Świętoszek”. Zrobiła to cicho i z uśmiechem, a trzeba wiedzieć, że jest to niezwykle trudna chwila dla aktora. Ona była pogodzona i uśmiechnięta. Odchodziła z tego miejsca z godnością.

Maciej Mydlak:

Pierwszy spektakl, jaki zobaczyłem tutaj, w Olsztynie, z udziałem Hanny Wolickiej to były „Prezydentki” Wernera Schwaba. Byłem wówczas pod wielkim wrażeniem. Pani Hania była moją partnerką w wielu spektaklach, ale także wiele razy oglądałem ją jako widz. Miała niesamowity dar komediowy. Razem z Władkiem Jeżewskim, którego pożegnaliśmy na początku roku, tworzyli niesamowitą parę ludzi teatru. Jednak najbardziej utkwiła mi w pamięci jej rola w spektaklu „Wojna nie ma w sobie nic z kobiety” Swietłany Aleksijewicz. To była absolutnie przejmująca rola, byłem pod wielkim wrażeniem. Rzadko mi się zdarza, że wychodzę z teatru, staję na schodach i nie wiem, dokąd iść. Kreacja Hani była znakomita. Myślę, że ta rola stanowiła ukoronowanie jej kariery aktorskiej. Będę ją wspominał jako bardzo ciepłego człowieka i wszechstronną aktorkę.

Wojciech Rydzio:

Panią Hanię Wolicką najbardziej pamiętam z czasów, kiedy byłem w studium aktorskim i miałem z nią zajęcia. Wspólnie z panem Władkiem Jeżewskim byli przyjaciółmi studentów – zawsze obecni na wszystkich egzaminach, wspierali studentów dobrym słowem, mądrą radą i nagradzali wtedy, kiedy trzeba było. Później w teatrze była osobą wspierającą i ciepłą. Gdy ostatnio spotkałem się z panią Hanią na pogrzebie pana Władka Jeżewskiego, to wyglądała na osobę spełnioną, zarówno życiowo, jak i aktorską. W takich okolicznościach jak pogrzeb, to powodowało jakieś takie ciepło na sercu. Zawsze była dobrym duchem.

Marta Wiśniewska

2001-2024 © Gazeta Olsztyńska, Wszelkie prawa zastrzeżone, Galindia Sp. z o. o., 10-364 Olsztyn, ul. Tracka 5