Jak wyglądała wigilia w stanie wojennym w Olsztynie?

2021-12-24 14:31:32(ost. akt: 2021-12-23 12:25:56)
13 grudnia 1981 r. na ulicach miast stanęły pojazdy bojowe wojska i patrole

13 grudnia 1981 r. na ulicach miast stanęły pojazdy bojowe wojska i patrole

Autor zdjęcia: Archiwum Gazety Olsztyńskiej

W czasach pandemii musimy trzymać dystans. W czasach PRL też nie było łatwo, zwłaszcza w stanie wojennym w 1981 roku. Jak wówczas wyglądała wigilia? Czy życzyliśmy sobie wesołych świąt? Zapytaliśmy o to z mieszkańców Olsztyna.
Bogdan Maciejewski

Bogdan Maciejewski
Fot. Zbigniew Woźniak
Bogdan Maciejewski

— Kiedyś było konkretnie. Jak były święta, to się świętowało. To był magiczny czas. Na pewno na stole było więcej jedzenia. Dziś, choć w sklepach jest wszystko, nie wszystko można kupić. Bo za co? Gdy wybuchł stan wojenny, nie wychodziliśmy z domu. Wprowadzili godzinę milicyjną. Ale można było iść na pasterkę. Zrobili wyjątek. A czego ludzie sobie życzyli, dzieląc się opłatkiem? Wesołych świąt? Nie było nam do śmiechu! Dlatego życzyliśmy sobie zdrowia, jak zawsze. To się nie zmienia od lat. Ono jest najważniejsze.

Aleksandra Bukowiecka

Aleksandra Bukowiecka
Fot. Zbigniew Woźniak
Aleksandra Bukowiecka

— Wigilia to był wyjątkowy czas. Ludzie się spotykali i chcieli być ze sobą. Pamiętam, że pożyczaliśmy stoły, żeby pobyć z sąsiadami. Teraz tego nie ma. Wszyscy zamykają się w swoich pokojach. Niby dziś świętujemy, ale czujemy się samotni. Nie ma pełnych przyjaźni, serdecznych spotkań. To gdzieś nam uciekło… W czasie wojennym ludzie bardziej garnęli się do siebie niż teraz. Wigilia w 1981 roku też była na pewno inna. Nie można było wyjechać z Olsztyna, bo na rogatkach miasta były kontrole. Nie wszyscy mieli rodzinę na miejscu, więc była obawa, że nie będzie można się spotkać. Że nie dojedzie się do bliskich do Dywit czy Olsztynka. Ale w ogóle byliśmy przerażeni, bo nie wiedzieliśmy, co przed nami. Jak będzie wyglądał stan wojenny i ile będzie trwał. A gdy składaliśmy sobie życzenia, to życzyliśmy zdrówka, szczęścia i żeby wszystko było dobrze.

Bogumiła i Jan

Bogumiła i Jan
Fot. Zbigniew Woźniak
Bogumiła i Jan

— U nas rodzinnie jest zawsze. Podtrzymujemy tradycję, niezależenie od czasów. Oczywiście kiedyś było inaczej. Staliśmy w ogonku, żeby kupić kilogram pomarańczy. I to było szczęście! Gdy zdobyło się śliwki w czekoladzie, też była niesamowita radość. Przy ratuszu była słodka dziurka i tam kupowało się słodkości. Dziś wszystko można dostać, ale trzeba na to mieć. Mamy drożyznę. Teraz jest towar, ale trudno z pieniędzmi. Kiedyś było odwrotnie. Choć nie jesteśmy w dobrej sytuacji finansowej, ale wiemy, że niektórym nie jest łatwo.
A czy wigilia w czasie wojennym była inna? Raczej nie. Było zupełnie normalnie, jak gdyby nigdy nic się nie działo. Inaczej było z sylwestrem. Mieliśmy wykupiony bal w zamku w Nidzicy i niestety się nie odbył. Zrobiliśmy więc bal w domu i bawiliśmy się do świtu. A rano nzobaczyliśmy ślady wojskowych butów pod oknami. I to był znak, że czasy były takie, jakie były. Na szczęście nikt do nas nie zapukał…

Wysłuchała Ada Romanowska



2001-2024 © Gazeta Olsztyńska, Wszelkie prawa zastrzeżone, Galindia Sp. z o. o., 10-364 Olsztyn, ul. Tracka 5