Olsztyńskie murale: chłopiec, szczur i psy

2021-06-15 18:31:55(ost. akt: 2021-06-15 16:20:52)
spray

spray

Autor zdjęcia: Pixabay

Olsztyn ma sporo okazałych murali, które zwracają uwagę i formą, i treścią. Prowokują również — jak na street art przystało — "dyskusję" z autorami. Przedstawiamy trzy z nich, które szczególnie nam się spodobały.

1.

Mural przy placu Konsulatu Polskiego

Mural przy Placu Konsulatu Polskiego

To praca Bartosza Zarzyckiego.

— Jak wpadł pan na pomysł murala? Co było inspiracją?
— Tworzyłem go wspólnie z Olą Dobrzyńską. Wielki, namalowany przez nas szczur jest bohaterem jednej z moich etiud studenckich. Chłopiec na szczurze miał być archetypem „małego księcia”, z bogatą wyobraźnią.

— Chłopiec? Myślałem, że to dziewczynka.
— Nie, to chłopiec.

— A kim (czym) jest szczur?
— Kontrastem do tego delikatnego, wrażliwego chłopca. Szczur ma być symbolem brutalnego, dorosłego, niefajnego świata. Chłopiec jakby jedzie na tym brutalnym, smutnym świecie i ma plecak pełen pomysłów.

— A malutka postać, która prowadzi szczura za uzdę?
— Ja nie malowałem żadnej małej postaci. Ktoś musiał ją domalować — i to też jest super, bo na tym polega street art.

— Malował pan sprayem czy farbami?
— Podkład był farbami, ale używałem też sprayów.

— Ile czasu powstawał ten murala?
— Trzy dni.

— Pracuje pan teraz nad jakimś muralem?
— W tym momencie nie, bo pracuję przy tworzeniu animacji.

2.

Mural przy ulicy Mickiewicza

Mural przy ulicy Mickiewicza

Ten mural stworzyła Katarzyna Pieróg.

— Mural jest niezwykły i piękny. Co panią zainspirowało?
— Tworzyłam wspólnie z Michałem Hrywniakiem. Moim elementem są dzieci na papierowych samolocikach, a jego — kruki nadciągające z zewnątrz. Ja jakoś wtedy zaczęłam sobie rozrysowywać te samolociki. Dużo ich wtedy rysowałam. Ten papierowy samolocik był jak motyw podróży dziecięcej, jak również symbol dziecięcej wyobraźni — chociaż to tylko papier, to może długo lecieć. To wszystko jest jednocześnie kruche i ulotne. Chodzi też o swobodę, marzenia podróży, odkrywanie nowych światów.

— A co symbolizują kruki?
— Zagrożenie. Te złe rzeczy mogą złapać dzieci, ale nie muszą.

— Malowała pani sprayem czy farbami?
— To są farby.

— Ile czasu zajęła wam praca nad tym muralem
— Dwa albo trzy dni.

— Czy dużo murali pani tworzy?
— Nie, namalowałam tylko dwa przy okazji olsztyńskiego konkursu — o jednym z nich rozmawiamy. Dodam jednak, że obecnie pracuję przy animacji i w tej pracy motyw papierowego samolocika i podróży powraca. A co dla pana znaczy ten mural?

— To, że te dzieci lecą w dół na samolocikach, w przestworzach, są wysoko w niebie — jest w tym jakaś przestrzeń. To według mnie poetyka marzenia sennego. Bardzo mi się to podoba.
— Cieszę się. Mam nadzieję, że nasz mural trochę uprzyjemnia ludziom życie.

3.

Mural przy ulicy Kościuszki

Mural przy ulicy Kościuszki

Ten mural namalowała Julia Deptuła.

— Skąd pomysł na ten murala?
— Stworzył się w Myvatn, kiedy pracowałam w hotelu na pustkowiu Islandii. Pracowałam od wczesnego ranka do późnych wieczorów, nie było wtedy ciemnych nocy, a mój czas przesiąknięty był codzienną rutyną układania pokoi i pracy w restauracji. Słychać było tylko dźwięki składanej pościeli, dzwonki sztućców, a potem już tylko wiatr i zmęczone kości. Słońce robiło podwójne salto, księżyca nie było wcale. To tak jakby utknąć życiem i naturą na magnetofonie: „play” i „repeat”.

—Kim są dwie namalowane przez panią postacie siedzące przy stole?
— To psy. Lubię myśleć i oddawać nasze zachowania zwierzętom, rewersować absurd, rozkładać powagę temu, co określamy jako ludzkie, jako gatunek wyższy. Śmieszy mnie pomnikowość kreacji naszych rzeczywistości. Jednocześnie te postacie, żywe na zewnątrz, odbywają głęboką rozmowę, robią młyn przy stole, działają ciałem — dokładnie tak, jak robią to psy. Są szczere, prawdziwe, reagują instynktem wobec potrzeb. I widzą siebie.

— Jak cytat z Virginii Woolf, który umieściła pani na muralu, koresponduje z „głównym” malunkiem: dwiema postaciami?
— Virginia Woolf jest cudowną obserwatorką czasu, fotografką krótkich spięć w przepływie naszego życia, które stanowią o jego wyjątkowości. Jej słowa wyjęte z doświadczeń mają moc, są psim wyciem do księżyca, księżyca, co jest ciemną nocą, kiedy możemy marzyć.

— Malowała pani sprayem czy farbami?
— Farbami. Zajęło mi to tydzień, bo tylko tyle miałam czasu; i podobnie jak z tą pracą w Islandii — trwało to od świtu do zmierzchu.

—Na fragmencie murala, na którym nie ma żadnego obrazka i jest tylko czarny podkład, jakiś grafficiarz namalował swój wrzut. Jak pani odnosi się do tego rodzaju wandalizmu? Mural — tak jak graffiti — jest sztuką ulicy, więc chyba trzeba się z czymś takim liczyć, prawda?
— Tak, na muralu jest tag, uwielbiam tagi, ingerencje obecności w miasto, dialogowanie z prywatyzacją użytków ulicznych. Mam też wrażenie, że ten tag koresponduje z rysunkiem przez kolor i miejsce, w którym został umieszczony. Mamy tam teraz rozmowę.

Wcześniej stał też stolik z dwoma krzesłami naprzeciw. To był dobry pomysł, aby przenieść wiadomość z murala na rzeczywistość, i ludzie faktycznie siadali w tym miejscu. Nie w sposób ławkowy, czyli obserwując, zatrzymując się, ale naprzeciw, w kierunku do siebie. Niestety to akurat zostało zniszczone.

— Czy tworzy pani dużo murali?
— Nie, obecnie od roku robię długi spacer po zachodniej Europie i zbieram doświadczenia, ale myślę, że do tej formy będę wracała.

Michał Kotliński



2001-2024 © Gazeta Olsztyńska, Wszelkie prawa zastrzeżone, Galindia Sp. z o. o., 10-364 Olsztyn, ul. Tracka 5