Mieszkańcy boją się o świetlicę

2020-06-27 11:52:00(ost. akt: 2020-06-26 13:57:40)

Autor zdjęcia: Archiwum prywatne

Świetlica socjoterapeutyczna w Szałstrach działa od 2005 roku. O wpływie zajęć w niej prowadzonych na losy dzieci z lokalnej społeczności powstała nawet praca magisterska Ostatnio zaczęły się pojawiać sygnały, że wójt chce ją zlikwidować.
Zaalarmowani wiadomością od pań prowadzących zajęcia socjoterapeutyczne w Szałstrach, o przyszłość tamtejszej świetlicy, która prowadzi zajęcia dla dzieci z całej gminy Jonkowo, zapytaliśmy wójta.

— Nikt nie ma w tej chwili zamiaru likwidować świetlicy — zapewnia Wojciech Giecko.
I tłumaczy: — Sytuacja jest taka, że dwie osoby, które są tam zatrudnione na pół etatu, praktycznie nie wykonują swojej funkcji. Jedną z tych pań jest radna Sejmiku Wojewódzkiego, która właśnie jako radna podpisała się też pod tym pismem (chodzi o dokument, w którym pracownice świetlicy apelują do wójta o cofnięcie decyzji o formalnej i rzeczywistej likwidacji świetlicy — red.), jakby była jakąś figurą, której można płacić za coś, czego nie robi. Do tego dorabiana jest ideologia o pracy zdalnej z dziećmi. To jest ochrona prywatnych interesów. Świetlica socjoterapeutyczna to jest dobra wola gminy, a tam się w ostatnim czasie żadne zajęcia nie odbywały. Tu chodzi o kasę i nic więcej.

To trudna dla mnie decyzja
Wójt mówi wprost, że z powodu oszczędności chce doprowadzić do zwolnienia socjoterapeutek Danuty Glińskiej i Magdaleny Palińskiej. Jak podkreśla gospodarz gminy, panie nie wykonują teraz swojej pracy, a uratowane w ten sposób pieniądze będzie można przeznaczyć np. na konieczne remonty.
Rzecz w tym, że jeśli dojdzie do zwolnienia, kobiety będzie obowiązywał trzymiesięczny okres wypowiedzenia, a więc przy założeniu, że od września dzieci wrócą do szkół (o czym ostatnio mówił premier), a tym samym pojawi się nadzieja na przywrócenie działania świetlicy, o oszczędnościach nie ma właściwie mowy. Dodatkowo na zwolnienie Magdaleny Palińskiej, która jest radną, będzie potrzebna zgoda Sejmiku Województwa.
Zapewnienia wójta o niezagrożonym statusie świetlicy nie idą w parze nie tylko z sygnałami ze strony pracownic świetlicy, ale i z informacjami, które docierają do nas z Gminnego Ośrodka Pomocy Społecznej w Jonkowie.

— Pismem z 4 czerwca tego roku wójt zlecił kierownikowi GOPS podjęcie działań zmierzających do likwidacji świetlicy — mówi Daria Żyro, kierowniczka GOPS w Jonkowie.
dodaje: — Decyzją pana wójta struktura organizacyjna GOPS została zmieniona. Świetlica została z niej wyjęta.
Kiedy pytamy Darii Żyro, kto ma kompetencje, by dokonać zamknięcia świetlicy, pani kierowniczka tłumaczy: — Rada Gminy podejmuje uchwały w sprawie zmian w statucie Gminnego Ośrodka Pomocy Społecznej w Jonkowie, a takie zmiany będą niezbędne po likwidacji świetlicy socjoterapeutycznej i wszystko w tym kierunku zmierza.

Nie jest jednak tak, że Daria Żyro, której w udziale może przypaść wręczenie wymówień pracownicom świetlicy, do sprawy podchodzi bez emocji. — Jest to trudna dla mnie decyzja, bo zrobiliśmy wiele, żeby tę świetlicę powołać do życia. Działy się w niej fajne rzeczy — zaznacza.

Tę pozytywną opinię podzielają mamy dzieci korzystających ze wsparcia świetlicy.

— Mój syn ma zaburzenia sensoryczne w zakresie czucia głębokiego, a świetlica jest miejscem, w którym on się dobrze odnajduje — mówi Mariola Manicz z Warkał. — Ma świetną opiekę, a przede wszystkim jest zrozumiany i akceptowany. Bardzo lubi to miejsce. Mam nadzieję, że świetlica nie zostanie zlikwidowana, bo dla niego byłaby to trauma. Już teraz bardzo tęskni za zajęciami, za panią Danusią...

Pani Mariola dodaje, że dzięki staraniom pań ze świetlicy, jej syn dostał niedawno smartfon z bezpłatnym dostępem do internetu. To efekt współpracy z jedną z fundacji. Jedną z kilku, z którymi świetlica działa, szukając sposobów na obniżenie kosztów utrzymania placówki.

W podobnie ciepłym tonie mówi o świetlicy Marta Ratajczyk, mieszkanka Jonkowa. — Troje moich dzieci chodzi na zajęcia w świetlicy i każde z nich robi to z przyjemnością. Nawet w czasie pandemii panie utrzymywały z nami kontakt, przygotowały np. paczki z okazji Dnia Dziecka — opowiada.

Panie chroniły swoje dochody
Wójt w rozmowie z nami podkreśla z kolei, że nie kwestionuje potrzeby istnienia świetlicy, ale poddaje już np. w wątpliwość dane dotyczące liczby dzieci biorących udział w zajęciach.

— Ja się mogę zgadzać lub nie zgadzać ze sprawozdaniami dotyczącymi tego, ile dzieci brało udział w zajęciach, chociaż mam co do tego poważne wątpliwości, bo uważam, że tymi sprawozdaniami panie chroniły swoje dochody. Takie zastrzeżenia pojawiały się już wcześniej — zaznacza Wojciech Giecko.
Wątpliwości wójta nie podziela w tym zakresie Barbara Brdak, radna gminy Jonkowo.

— Zdarzało mi się wpadać do świetlicy bez zapowiedzi i zawsze widziałam w niej dzieci, które brały udział w zajęciach, a panie naprawdę nie były w tym czasie bezczynne. Uważam, że ta świetlica służy nie tylko dzieciom, które są w tej sytuacji absolutnie najważniejsze, a których problem się przecież nie rozwiązał, ale i wizerunkowi gminy, która powinna to miejsce chronić i być z niego dumna. Jestem pewna, że problem dałoby się rozwiązać dzięki rozmowie wszystkich zainteresowanych. Myślę, że na drodze negocjacji można byłoby dojść do kompromisu.

Wójt w swoich argumentach wraca jednak do wątku personalnego.
— Proszę świetlicy nie traktować przez pryzmat dwóch osób, które uczyniły sobie z niej źródło dodatkowych dochodów — mówi. — Czy tu pracuje Kowalska, czy Nowakowa, to nie ma znaczenia. Ale niech pracuje. W momencie unormowania sytuacji te dwa etaty wrócą. Podkreślam, że pracownice nie tracą źródła utrzymania. Jedna jest nauczycielką katechezy, a druga przedszkolanką w sąsiednich gminach.

Danuta Glińska i Magdalena Palińska, o których wójt się w ten sposób wypowiada, odpierają zarzuty wójta dotyczące tego, jakoby główną motywacją do pracy były dla nich wynagrodzenia.

— Ja w tym roku zmieniłam miejsce pracy, przez co dziennie robię około 90-100 kilometrów. Więc to nie jest tak, że to dla mnie świetny interes w znaczeniu ekonomicznym, bo po opłaceniu paliwa zostaje mi około 1000 złotych. Jeżeli pan wójt uważa, że jestem tu li tylko po to, żeby zarabiać kasę, to on nie ma pojęcia, na czym polega ta praca. Może nie mieści się w jego światopoglądzie, że są ludzie, którzy mogą robić takie rzeczy dla idei i satysfakcji, którą się ma, widząc małe dzieci biegnące z wyciągniętymi rękoma na powitanie — tłumaczy Danuta Glińska.
I podkreśla, że tak naprawdę opinie, jakich o sobie słucha, są dla niej sprawą drugorzędną, bo głowę zaprząta jej przede wszystkim troska o podopiecznych.

Integrują się z dziećmi
— Pracuję w świetlicy od 2014 roku. To był dla mnie bardzo ważny czas. Ta świetlica jest takim moim miejscem. Kiedy zaczynałam pracę, do świetlicy przychodziły przede wszystkim dzieci, które mieszkały w Szałstrach — wspomina Danuta Glińska.
— Było mi trochę szkoda tego, że tak duży i fajny budynek wykorzystywany jest dla tak małej grupy. Tym bardziej że pracowałam w szkole we Wrzesinie i znałam potrzeby tamtejszych uczniów. To dlatego wpadłam na pomysł zorganizowania dojazdów dla dzieci z innych miejscowości. Pisałam pisma do wójta, żeby dzieci do świetlicy były dowożone autobusem szkolnym, a rozwożone do domów transportem opłacanym przez GOPS. Tak się stało. I szybko z kilkorga dzieci przychodzących na zajęcia, zrobiło się kilkadziesiąt. Udało mi się nawiązać fajną współpracę z pedagogami szkolnymi, którzy rozumieli potrzebę takiej świetlicy.

Zdaniem socjoterapeutek, czas spędzany w świetlicy ma ogromne znaczenie dla dzieci. — Dzieci mają możliwość odreagowania napięć. Integrują się też z dziećmi z innych środowisk i zauważają, że nie tylko one same mają różne problemy, że trudności dotykają także innych osób. Pokazujemy im, że takie problemy można rozwiązać, jeśli się tego nauczymy — wskazuje Danuta Glińska.
I mówi, że ogromne znaczenie mają nawet najprostsze czynności wykonywane w przyjaznym otoczeniu, w którym dzieciom zapewnia się dużo akceptacji.
— W świetlicy dzieci nakrywają do stołu, przygotowują sobie posiłki, które następnie razem jedzą, a potem po nich sprzątają. To nie dla wszystkich jest oczywiste. Czasem słyszymy, że w domu rodzinnym nie ma wspólnego jedzenia przy stole, ale każdy zjada sam. Dbamy o to, by dzieci czekały z odejściem od stołu, aż wszyscy skończą jeść. To są proste rzeczy, ale dla nich bardzo ważne.

Poza korzystaniem zajęć z socjoterapii, dzieci mają okazję realizować swoje różne potrzeby.
— Chodzimy na spacery, korzystamy z małej sali gimnastycznej, na której dzięki wysiłkowi fizycznemu dzieci mogą odreagować różne napięcia. Uczą się tym samym różnych reguł i zasad. Oczywiście, czasem dochodzi do konfliktów, ale stwarzamy przestrzeń, w której można je bezpiecznie rozwiązać — tłumaczą pracownice świetlicy.

Ta przyjazna przestrzeń, jest szczególnie ważna w przypadku dzieci z różnymi trudnościami. — Szkoły mają obowiązek zapewnić dzieciom, które tego potrzebują, zajęcia rozwijające kompetencje społeczne i emocjonalne, ale pamiętajmy, że dla niektórych dzieci szkoła jest środowiskiem, w którym nie czują się dobrze, którego nie lubią. Muszą przecież przebywać np. w tej samej grupie, w której mają konflikt, widzą nauczycieli, z którymi niekoniecznie się dogadują. Są w tym samym stresogennym miejscu. Dlatego potrzebują zmiany — wyjaśnia Danuta Glińska.
I ta zmiana wpływa pozytywnie nie tylko na samopoczucie dzieci, ale jest też doceniana przez rodziców, których zaufaniem cieszą się panie prowadzące zajęcia w świetlicy. Świadczy o tym m.in. fakt, że w tej chwili socjoterapeutki mają już około 30 deklaracji, w których rodzice poświadczają uczestnictwo dzieci w zajęciach, które miałyby się odbywać w nadchodzącym roku szkolnym.

— Choć dzieci przyjeżdżają do nas po szkole i mają prawo być zmęczone, stawiają się na zajęciach z przyjemnością — przyznaje Magdalena Palińska. — I to o ich dobrostanie myślę, kiedy walczę o utrzymanie świetlicy, a nie o swoich zarobkach. Dla mnie ta sytuacja nie jest przyjemna, bo włożyłam w pracę dużo serca, zdobywając doświadczenie pod skrzydłami pani Danusi, która dzieliła się ze mną swoją wiedzą.

Nie stoją pod sklepem
Z nami z kolei wiedzą o początkach świetlicy dzieli się Lidia Mossakowska, prezes lokalnego stowarzyszenia, które działa pod nazwą „Szałstry”, a które powstało w 2008 roku przede wszystkim po to, by wspierać rozwój świetlicy.

— Kiedy świetlica zaczynała funkcjonować, w Szałstrach było bardzo dużo dzieci. Mieszkało tu kilka wielodzietnych rodzin, które wypełniły tę świetlicę. Jej istnienie w tamtym okresie było naprawdę ważne, bo ludzie byli bezrobotni, korzystali ze wsparcia GOPS, a ta świetlica stała się dla dzieci oknem na świat — wspomina Lidia Mossakowska.

I dodaje: — Te dzieci, które wówczas brały udział w zajęciach w świetlicy, dzisiaj już, w ogromnej większości, podorastały i wyprowadziły się stąd. Tamte dzieci nie wyrosły na ludzi, którzy stoją pod sklepem, jak to się zdarzało ich rodzicom. Została przerwana ciągłość pokoleniowa w tym względzie. Oni wzięli sprawy w swoje ręce. I ja to wiążę z tą codzienną pracą świetlicy, z której wsparcia korzystały.

Mając na względzie korzyści, jakie płyną dla dzieci z funkcjonowania takiej placówki, Lidia Mossakowska przyznaje:
— Każda sytuacja, w której pojawia się jakieś zagrożenie dla jej istnienia, wzbudza w członkach naszego stowarzyszenia czujną postawę. Staramy się dopomóc w rozwiązywaniu bieżących problemów i nie chcemy dopuścić do tego, by świetlica została zlikwidowana. Rozumiejąc, że czasy są trudne, że może istnieć potrzeba zawieszenia jej działalności, żeby nie obciążać budżetu gminy, mamy jednocześnie świadomość, że będzie ona jeszcze bardziej potrzebna w najbliższym okresie, bo pojawia się coraz więcej wypowiedzi psychologów, socjoterapeutów, że odosobnienie, izolacja czy to coś, co nazywa się zdalnym nauczaniem, a co jest nieporozumieniem, że to wszystko się bardzo odbija na psychice dzieci i młodzieży, którzy będą bardzo potrzebowali wsparcia, gdy będziemy się starali wrócić do jakieś stabilności i normalności.

Daria Bruszewska-Przytuła



Czytaj e-wydanie
Gazeta Olsztyńska zawsze pod ręką w Twoim smartfonie, tablecie i komputerze. Codzienne e-wydanie Gazety Olsztyńskiej, a w piątek z tygodnikiem lokalnym tylko 2,46 zł.

Kliknij w załączony PDF lub wejdź na stronę >>>kupgazete.pl



2001-2024 © Gazeta Olsztyńska, Wszelkie prawa zastrzeżone, Galindia Sp. z o. o., 10-364 Olsztyn, ul. Tracka 5