Władysław Katarzyński, Mój Olsztyn: Nasz kochany domowy zwierzyniec

2020-01-19 19:58:31(ost. akt: 2020-01-17 15:39:16)
Władysław Katarzyński z bratem Zbigniewem

Władysław Katarzyński z bratem Zbigniewem

Autor zdjęcia: Władysław Katarzyński

Kiedyś nie było dyskusji na temat płoszonych przez sylwestrowe fajerwerki zwierząt. Mimo że kochaliśmy zwierzaki, które towarzyszyły nam w życiu codziennym, nikt się zbytnio ich udrękami nie przejmował. A było ich na Zatorzu tyle jak w zoo.
Tu, gdzie dzisiaj stoją bloki, na zapleczu ulic Jagiellońskiej, Puszkina i Małeckiego rozpościerały się łąka i bagno. Zimą podchodziły tam z Lasu Miejskiego dziki i zające. Dziki nie były tak oswojone jak obecnie, lada hałas sprawiał, że uciekały. Na zające polowaliśmy, małolaty z Zatorza, za pomocą ręcznie robionych łuków, ale nie przypominam sobie, żeby któryś padł naszym łupem. Od czasu do czasu pojawiały się też wiewiórki, które miały swoje siedziby na cmentarnych drzewach. Dokarmialiśmy je kupionymi na końskim rynku orzechami. Jadły prawie z ręki.

Były też inne zwierzaki. Zaraz za naszym podwórkiem znajdowały się ogródki działkowe, schronienie dla podwórkowych kotów, jeży i hodowanych przez emerytów kolejarzy gołębi. Jeże zimowały w stosach jesiennych liści, które właściciele ogródków nie zawsze palili, a usypywali pod płotem, żeby wiosną służyły jako kompost. Bardzo lubiliśmy te pocieszne stworzenia. Kiedyś przyniosłem takiego jeża do mieszkania, ale w nocy zbudził domowników głośnym tupaniem. Nie pozwoliłem go sobie odebrać, dopóki mama nie wytłumaczyła mi, że może być to pani jeżowa, na którą czekają dzieci. Położyłem go w miejscu, gdzie został znaleziony, fuknął kilka razy i sobie poszedł.

Niektórzy, zwłaszcza osoby, które przeniosły się do miasta ze wsi, hodowali na działkach kury i gęsi. Nikt im tego nie zabraniał, ale kiedyś sąsiad z bloku naprzeciwko przesadził, bo umieścił tam... prosiaka, żeby go podtuczyć na święta. Dostał wysoki mandat.

Gołębie trzymali głównie emeryci kolejarze. Gołębniki osadzano na chlewikach i garażach stojących np. na rozległym podwórku u zbiegu ulic Niedziałkowskiego i Jagiellońskiej. Godzinami mogliśmy obserwować, jak wyganiane na poranne loty przez właścicieli unosiły się w powietrzu i opadały niczym ulotki. Gwizdaliśmy na nie zapamiętale albo rzucaliśmy kamykami, ilekroć usiłowały przysiąść na parapetach okien naszych mieszkań. Dla gołębiarzy to miejsce było azylem. Oprócz opieki nad ptakami, grali na stolikach w brydża, w szachy, a nam opowiadali o zwyczajach gołębi, o swoich wojennych przygodach albo o służbie na kolei. A także konkurowali ze sobą, nie kryjąc radości, kiedy jakiś gołąb ze stada kolegi przyłączył się do gromadki będącej ich własnością.

A teraz o moich zwierzakach. Pewnego dnia, kiedy zszedłem do piwnicy po węgiel, na kupie miału obok znalazłem drzemiącego kota. Marzenie, by mieć własnego kota, miało się teraz spełnić. Przyniosłem zwierzaka do domu. Był cały brudny, więc wrzuciłem go do kotła z podgrzaną wodą. Chyba była ciut za gorąca, bo kot wyskoczył z kotła jak z procy, po czym wdrapał się na szafę i stamtąd, miaucząc donośnie, dawał do zrozumienia, jak bardzo jest wściekły. Siedział tam przez kilka dni, zanim dał się skusić jakimś kocim kąskiem i zszedł. Ale, co ciekawe, nie potrafił zasnąć na przygotowanym dla niego legowisku, dopóki nie nasypałem tam miału. Ale ponieważ od tego czasu mieliśmy w domu brudne firanki, kot został przez mamę wyeksmitowany. Mieszkał w piwnicy, gdzie widać dobrze się czuł, dopóki gdzieś sobie nie poszedł.

W naszym bloku mieszkało też kilka psów. Poza jednym, ratlerkiem, który był pod ścisłą opieką właścicielki, inne, przybłędy, na o dzień wałęsały się po ulicach. Próbowaliśmy je tresować, ale albo były odporne na naukę, albo zbyt głupie, by się poddać naszym rozkazom. Pamiętam, jak zimą spróbowaliśmy jednego z nich zaprzęgnąć do sanek. Szło nam dobrze, dał sobie nawet nałożyć uprząż, ale potem stanowczo odmówił współpracy, nie dając się skusić nawet kawałkiem kiełbasy. Po latach, kiedy już założyłem rodzinę, sprowadziłem do domu psa Fido, rasy warmińsko-mazurskiej. Przeżył u nas 17 lat.

W szczenięcych latach hodowałem też inne stworzenia. Kiedyś tata kupił mi na urodziny chomika. Ten miał wredny charakter i wszystko mu smakowało. Mieliśmy pocięte prześcieradła, obgryzione kapcie. Kiedyś dobrał się do kwiatów doniczkowych sąsiadów. Przedostał się do nich nocą po parapecie na balkon. Sąsiad cierpiał na bezsenność, wyszedł na balkon i nakrył złoczyńcę. Ponieważ był to mój podopieczny, dostałem od rodziców polecenie, żeby coś z nim zrobić. Zrobiłem to w najprostszy sposób. Akurat mieliśmy remont łazienki. Pokazałam chomikowi wnętrze otwartej rury odpływowej. Skorzystał z kuszącej oferty. Udał się w sino-ciemną dal i już nie wrócił.

Innym razem przyniosłem ze sklepu zoologicznego gekona. Ten uwielbiał rajdy po ścianach, gdzie polował na muchy. Któregoś dnia rodzice zaprosili sąsiadów na imieniny. Mama postawiła na stół wazę z zupą i w tej samej chwili coś spadło z sufitu wprost do wazy. Nic się gekonowi nie stało, ale na przyjęciach później sąsiedzi, zanim się zabrali do konsumpcji, bacznie obserwowali sufit. Miałem również hodowle rybek akwariowych. Pierwsze akwarium zrobiłem samodzielnie na zajęciach technicznych z kawałków wyciętego szkła połączonego klejem i uszczelnionego kitem. Pierwszymi moimi rybkami były cierniki. Wyprawialiśmy się po nie na Krzywe. Żyły tuż przy brzegu, zakładając tam gniazdka. Niestety, brak właściwej opieki sprawił, że rybki szybko zdechły i straciłem dla nich zainteresowanie. Lepiej poszło mi z wyłowionymi z mokradeł na blokiem żabami, które przetrwały w moim akwarium znacznie dłużej. Organizowaliśmy dla nich na podwórku żabie wyścigi, ale po ustawieniu na torach z piasku natychmiast stamtąd wyskakiwały i za karę musiały powrócić do akwarium.

A teraz coś o gastronomii ze zwierzętami w roli głównej. Któregoś dnia przyjechała do naszych sąsiadów pewna Polka z Francji z nastoletnią córką. Po kilku dniach pobytu, podczas których się z nią zaprzyjaźniłem, przyszedł czas na pożegnanie. Przyjęcie zorganizowano w naszym domu. Postanowiłem je jakoś urozmaicić. Szybko dogadaliśmy się z młodą, że nauczy nas przyrządzać specjalność kuchni francuskiej — żabie udka. Przynieśliśmy z bratem w kance na mleko kilka dorodnych okazów płazów, po czym nowa znajoma udała się z nimi do łazienki. Obserwowałem, jak brała żaby jedną po drugiej, roztrzaskiwała je o kant wanny, po czym odkrajała finką udka. Zrobiło mi się niedobrze. Następnie młoda poszła do kuchni, żeby te udka usmażyć na patelni. W przewidywaniu, że mama gorąco zaprotestuje, odwiodłem ją od tego zamiaru. Zeszliśmy z bratem do piwnicy, gdzie stały weki z ogórkami, duma mamy, po czym zdjęliśmy z nich pokrywki. Usmażone udka wnieśliśmy triumfalnie do pokoju, gdzie mama podejmowała obecnych obiadem. Nie powiem, nasze francuskie danie bardzo im smakowało! Jakie smaczne okonki! — stwierdziła babcia. A mama na to, chcąc też zasłużyć na pochwałę: Poczekajcie, zaraz przyniosę do tego ogórki! Kiedy wróciła, była blada. Przez kilka następnych dni w domu panowała martwa cisza.

Władysław Katarzyński


Czytaj e-wydanie
Gazeta Olsztyńska zawsze pod ręką w Twoim smartfonie, tablecie i komputerze. Roczna prenumerata e-wydania Gazety Olsztyńskiej i tygodnika lokalnego tylko 199 zł.

Kliknij w załączony PDF lub wejdź na stronę >>>kupgazete.pl


Komentarze (3) pokaż wszystkie komentarze w serwisie

Komentarze dostępne tylko dla zalogowanych użytkowników. Zaloguj się.

Zacznij od: najciekawszych najstarszych najnowszych

Zaloguj się lub wejdź przez FB

  1. Henio #2852196 | 80.50.*.* 20 sty 2020 09:09

    Władziu zmyślasz, do okonków ogórki kiszone?

    Ocena komentarza: poniżej poziomu (-1) odpowiedz na ten komentarz

  2. Zatorzak #2852153 | 87.49.*.* 20 sty 2020 07:55

    Swoją drogą dobrze, że nie mieli gości z Chin bo by kota zjedli.

    Ocena komentarza: warty uwagi (3) odpowiedz na ten komentarz

  3. olsztyniak #2852142 | 31.0.*.* 20 sty 2020 07:18

    Władziu.Gołębiarz jest do dziś na Niedziałkowskiego.Znajomych z Francji trzeba było zaprosić do restauracji francuskiej przy Dąbrowszczaków były ślimaki porcja 5 szt i były żabie udka.

    Ocena komentarza: poniżej poziomu (-3) odpowiedz na ten komentarz pokaż odpowiedzi (1)

    2001-2024 © Gazeta Olsztyńska, Wszelkie prawa zastrzeżone, Galindia Sp. z o. o., 10-364 Olsztyn, ul. Tracka 5