Władysław Katarzyński "Mój Olsztyn": Z tego śmiał się kiedyś Olsztyn

2019-09-15 10:04:00(ost. akt: 2019-09-13 18:24:36)
karykatura

karykatura

Autor zdjęcia: archiwum autora

Kiedy byłem małolatem, mieliśmy różne podwórkowe powiedzonka. Na przykład zaręczając, że mówimy prawdę, biliśmy się w piersi, mówiąc: „Przysięgam na łysą głowę Cyrankiewicza!”. Na poważnie, a dorośli wybuchali śmiechem.
Sam miałem udział w powstaniu szkolnej anegdoty.

Było to z okazji którejś tam rocznicy obchodów rewolucji październikowej, kiedy w podstawówce pani polonistka zleciła mi recytację na akademii szkolnej wiersza „Lenin w Poroninie” Janusza Minkiewicza. Byłem tak przejęty, że zaczynając, z wrażenia się przejęzyczyłem: Na małej stacji w wiosce Poronił... Dalej już poszło. Po skończonej akademii zostałem zaprowadzony do gabinetu za ucho przez czerwoną jak burak panią: „Jaki Poronił, jaki Poronił? Czy ty wiesz, że w pierwszym rzędzie siedzieli towarzysze z komitetu?”. Od tej pory już w żadnej akademii udziału nie brałem.

Pamiętam, jak zbieraliśmy stonkę z pegeerowskich ziemniaków w Klewkach.

— Skąd tu tego tyle? — zapytał jeden z moich kolegów.
— Amerykanie rozrzucili! — puścił oko brygadzista. — A kto rozrzucił po polu ziemniaki? — zapytał po chwili.
— My! — przyznaliśmy się bohatersko. — Żeby szybciej skończyć!
— No to dodatkowa godzina roboty dzisiaj! — usłyszeliśmy.

Kiedy pierwszym sekretarzem Komitetu Miejskiego PZPR został Józef Buziński, podobno bardzo zabiegał, żeby w Olsztynie powstała kryta hala sportowa. Nie doczekał się jej otwarcia, co miało miejsce w 1978 roku, bo skierowano go na „inną placówkę”. Ale często potem Olsztyn odwiedzał. Któregoś dnia, jak sobie to w mieście opowiadano, przyjechał z matką, wyznania prawosławnego. Kiedy ta obejrzała halę, westchnęła: — Ach, jaką ładną cerkiewkę Józuś pobudował!
Tamte czasy, obfitujące w wydarzenia, które komentowała ulica, stwarzały wiele okazji do śmiechu. Oto jeden z dowcipów po locie Gagarina. — Panie majster, ruskie w kosmos polecieli. — Wszystkie? — Nie, jeden! — To co mi głowę zawracasz?

Kopalnią anegdot i dowcipów, które potem wychodziły „na miasto”, był w dawnych czasach Dom Środowisk Twórczych, elitarny klub przy ul. Mickiewicza.
Opowiadano je sobie przy kieliszku, bilardzie, w przerwach pomiędzy partyjkami brydża. Wśród bywalców był Gerard Skok, dziennikarz, pisarz, poseł. Miał swoją ulubioną kanapę, zwaną kanapą Skoka, na której niekiedy drzemał. Nie wolno mu było wówczas przeszkadzać. Kiedyś koledzy postanowili sprawić Skokowi psikusa. Oto podanie o członkostwo w DŚT złożył jeden z młodych aktorów olsztyńskiego teatru, który przeprowadził się do Olsztyna. Poinformowano go, że jednym z warunków jest złożenie hołdu seniorowi klubu Gerardowi Skokowi.
— W jaki sposób? — zapytał.
— Trzeba podejść, uklęknąć i pocałować Skoka w kolano — usłyszał. — Tak jak to się robi przy morskim chrzcie!
Aktor niezwłocznie to zrobił.
— Co pan, co pan! — wybełkotał zaskoczony Skok. — Zabierzecie ode mnie tego pijaka!

W DŚT opowiadano sobie często dowcipy i anegdoty okolicznościowe, np. związane z 1 Majem. Bohaterem jednej z nich był olsztyński architekt Edward Michalski. Kiedyś otrzymał z kolegami zlecenie na wykonanie makiety Pałacu Kultury i Nauki na pochód pierwszomajowy. Czasu było mało, więc makieta została sporządzona pośpiesznie, ze słomy i tektury. Kiedy architekci nieśli ją na ramionach, akurat przed samą trybuną powiał wiatr i Pałac Kultury pofrunął w siną dal.

Z kolei artysta plastyk Andrzej Samulowski, kiedy fabrykę opon samochodowych OZOS miał odwiedzić Władysław Gomułka, dostał zlecenie na wykonanie jego portretu, aby zawisł na jednym z budynków. Portret był tak olbrzymich rozmiarów, że trzeba go było pociąć na kawałki i potem, wieszając na budynku, złożyć. Kiedy rano w dniu, kiedy miał przyjechać Gomułka, artysta zjawił się przed fabryką, żeby zobaczyć, jak sprawili się robotnicy, spojrzał i zmartwiał. Nos Gomułki był umieszczony odwrotnie! Na szczęście do jego przyjazdu pozostała jeszcze godzina i błąd naprawiono.

Stan wojenny w Domu Środowisk Twórczych. Bufet dozuje wódkę w ilości 25 g na głowę, a tu jeden z artystów ma akurat urodziny. Pan Władysław utrzymujący, że kiedyś był adiutantem Piłsudskiego, wpada na pomysł, żeby do bufetu ustawiła się kolejka bywalców, z których każdy zamówi po 25 g, po czym on zleje zawartość kieliszków do termosu.

W tamtych czasach po Olsztynie krążyło sporo dowcipów i anegdot o milicjantach. Słynny był w mieście niejaki Kobra, funkcjonariusz z drogówki, nazywany tak ze względu na okulary z grubymi szkłami. Kobrą. Był tak wielkim służbistą, że podobno wlepił kiedyś mandat własnemu teściowi.

Kiedy w Polsce ogłoszono stan wojenny, milicja miała polecenie rozwiązywania zgromadzeń (więcej niż trzy osoby „zgromadzone” w jednym miejscu). W tamtych czasach nosiłem długie włosy i byłem nauczycielem w wiejskiej szkole w Giławach. Pewnego dnia zajrzałem na rodzinne Zatorze. Na rogu Jagiellońskiej i Małeckiego stało trzech kolegów, składając się na wino. Podszedłem, przywitałem się. I wtedy podjechała milicyjna nyska.
— Dowody! — usłyszeliśmy polecenie. — Ten nie pracuje, tamten nie pracuje, a wy?
— Ja nauczyciel! To wy do suki, a nauczyciel sp... do szkoły!
Inny dowcip o milicjantach, który sobie opowiadaliśmy. Idzie trzyosobowy patrol milicyjny. Ma pełne wykształcenie: jeden skończył podstawówkę, drugi zawodówkę, trzeci liceum.

Olsztyn, wódka na kartki. Do sklepu samoobsługowego wchodzi starszy pan i, podając kartkę, zamawia pół litra.
— Ależ proszę pana, ta kartka jest z czasów okupacji! — oddaje mu ją ekspedientka.
— Jak ten czas leci! — wzdycha starszy pan.

Okazją do robienia dowcipów, które potem opowiadał sobie Olsztyn, był prima aprilis. Kiedyś z kolegą z „Gazety Olsztyńskiej” poinformowaliśmy czytelników, że odtąd nie będą potrzebowali anten satelitarnych, bo rolę anteny zbiorczej będzie pełniła jedna, zawieszona na przekaźniku telewizyjnym, do której będzie można nieodpłatnie się podłączyć. Redakcja opublikowała zdjęcie — fotomontaż, na którym było widać, jak my ową antenę na wieży instalujemy. Chętnych było tak wielu, że w tym samym dniu w redakcji urywały się telefony z prośbą o podanie adresu firmy, do której należy się zwrócić z prośbą o podłączenie.

Swego czasu w Olsztynie były modne dowcipy o aktorze Chucku Norrisie, słynnym strażniku Teksasu. Oto jeden z nich, podsłuchany w kawiarni „Teatralna”...

Norris jest na mieście, chce zadzwonić, więc wchodzi do budki telefonicznej. Niestety, z drugiej strony nikt nie odpowiada. Zdenerwowany aktor szarpie za słuchawkę i ją urywa. W tym samym czasie słyszy w słuchawce głos abonenta. Norris ze słuchawką w ręku wybiega na ulicę i — nie bacząc na trudności — kontynuuje rozmowę. Tak powstał pierwszy telefon komórkowy.

Władysław Katarzyński

Komentarze (13) pokaż wszystkie komentarze w serwisie

Komentarze dostępne tylko dla zalogowanych użytkowników. Zaloguj się.

Zacznij od: najciekawszych najstarszych najnowszych

Zaloguj się lub wejdź przez FB

  1. zorz #2791074 | 109.241.*.* 15 wrz 2019 10:41

    "Kobra" nie był w drogówce, tylko w kompanii patrolowej, która miała też w obowiązku reagować na łamanie przepisów drogowych. Często stał na skrzyżowaniu k. ratusza i wcale nie był skory do nakłaniania mandatów. Za to bez umiaru "pouczał" i wielu wolałoby zapłacić mandat, niż tego wysłuchiwać. Charakterystyczna olsztyńska postać.

    Ocena komentarza: warty uwagi (17) odpowiedz na ten komentarz pokaż odpowiedzi (2)

    1. olsztyniak #2791684 | 37.248.*.* 16 wrz 2019 13:24

      Olsztyński OSiR istnieje znacznie dłużej jak wspomina Władysław Katarzyński.Mało tego wszystkie mecze AZS-u tam się odbywały.Trener Leszek Dorosz,zawodnicy Stanisław Zduńczyk kapitan drużyny.następnie Mirosław Rybaczewski olimpijczyk,Zbigniew i Stanisław Lubiejewscy,Maciej Tyborowski,Marek Gałkiewicz,Stanisław Iwaniak olimpijczyk,Jan Bielmacz,Bogusław Pachniewicz,Pabiańczyk, czy Zdzisław Adamowicz.Jerzy Mróz robił karierę jako kibic obecnie prezes OZPS i pomysłodawca memoriału Huberta Wagnera.Tyle z pamięci.Treningów kajakarzy w tym ośrodku nie będę wspominał.Dla ciekawości napiszę że w tym roku mija 50 lecie w kajaku Jarosława Gulak.Pływa do dziś z sukcesami 60+.Dunajski,Grycykiewicz też tam trenowali.Dziennikarz sportowy mógł by wspomóc Władzia Katarzyńskiego.

      Ocena komentarza: warty uwagi (8) odpowiedz na ten komentarz pokaż odpowiedzi (1)

      1. Gosia #2791053 | 83.9.*.* 15 wrz 2019 10:27

        "...spotkał Katar Katarzynę i zaciągnął pod pierzynę..!"

        Ocena komentarza: warty uwagi (8) odpowiedz na ten komentarz

      2. nor #2791222 | 88.156.*.* 15 wrz 2019 17:08

        Jak zwykle pleciesz straszne głupoty. Pamiętaj, że wielu Cię zna z dawnych czasów i łatwo weryfikuje co mówisz (min. ja, też z Zatorza). Połowa z tego co mówisz to zmyślone przez Ciebie bajki. Lepiej byś już sobie odpuścił.

        Ocena komentarza: warty uwagi (5) odpowiedz na ten komentarz pokaż odpowiedzi (1)

        1. olsztyniak #2791120 | 31.0.*.* 15 wrz 2019 12:06

          Władziu.W tamtych czasach lata 70-80 były na Twojej ulicy tylko 2 sklepy monopolowe.PSS.Społem i Rodzynek.

          Ocena komentarza: warty uwagi (5) odpowiedz na ten komentarz pokaż odpowiedzi (2)

          Pokaż wszystkie komentarze (13)
          2001-2024 © Gazeta Olsztyńska, Wszelkie prawa zastrzeżone, Galindia Sp. z o. o., 10-364 Olsztyn, ul. Tracka 5