Władysław Katarzyński "Mój Olsztyn": Moje potyczki z cenzurą

2019-06-21 11:34:54(ost. akt: 2019-06-21 11:37:09)
Były czasy, że do cenzury musiałem nosić teksty dziecięcego kabaretu Ściąga

Były czasy, że do cenzury musiałem nosić teksty dziecięcego kabaretu Ściąga

Autor zdjęcia: Władysław Katarzyński

Karol S. pracował w olsztyńskiej cenzurze. Należał do cenzorów przez nas, satyryków, lubianych. Zetknąłem się z nim w Domu Środowisk Twórczych, do którego zacząłem chodzić pod koniec lat 70., traktując to jako rodzaj nobilitacji.
Wkrótce potem i ja zetknąłem się z instytucją cenzury. Pracowałem wówczas jako nauczyciel w Szkole Podstawowej w Giławach. Z nauczycielem muzyki Ryszardem Wieczorkiem założyliśmy w niej kabaret pod nazwą Ściąga. Niedaleko, nad jeziorem w Sąpłatach, miała swój letni domek, zwany Marysinem, dziennikarka radiowa i regionalistka Maryna Okęcka-Bromkowa, późniejsza opozycjonistka, która we wsi utworzyła Babską Izbę i z kobietami organizowała dla wsi różne regionalne imprezy. Poznaliśmy się z nią właśnie w Sąpłatach na jakimś wiejskim festynie.

Maryna wiedząc, że prowadzę szkolny teatrzyk i zarazem piszę do niego teksty, zaproponowała mi napisanie scenariusza programu kabaretowego, z którym wystąpią moje dzieciaki i jej gospodynie w Olsztynie na zbliżającym się przeglądzie amatorskich zespołów teatralnych. Zgodziłem się i przystąpiłem do pracy. Kiedy dałem jej scenariusz do przeczytania, uśmiechnęła się podczas lektury kilka razy, po czym zwróciła mi go i orzekła, że musimy uzyskać pieczątkę Wojewódzkiego Urzędu Kontroli Prasy i Widowisk Publicznych, który tekst zatwierdzi.

— Dlaczego, przecież nie ma tu nic o polityce? — zapytałem zdumiony. — Bo taki jest regulamin przeglądu! Ja już miałam z nimi do czynienia!
W scenariuszu sztuki, która była utrzymana w leśno-ekologicznym klimacie, cenzura nie doszukała się niczego antypaństwowego i pieczątkę przystawiła. Przegląd wygraliśmy, po czym ja, nauczony doświadczeniem, kolejne scenariusze Ściągi woziłem już do cenzury sam. A ponieważ niczego mi nie wykreślano, więc zacząłem pisać teksty bardziej „śmiałe”. Już nie tylko krytykujące wiejską rzeczywistość, gdzie spółdzielcy, zamiast pracować, piją, a w szkole klasy są niedogrzane, bo jest za mały przydział węgla. I się doczekałem! Pewnego dnia, kiedy zgłosiłem się po scenariusz, główny cenzor przyjął mnie, trzymając nogi na biurku.

— Taaa! — burknął. — Chodzi o ten skecz, my go nie puścimy! Opisujesz pan, jak dzieci grają w klasy, używając szkiełka. To nic takiego, ale dlaczego po jednej stronie szkiełka pisze „klasa robotnicza”, po drugiej „chłopska”? Jak się rzuci szkiełko, to wiadomo, że któraś będzie na wierzchu. Skreślam!
Cenzurę można było obejść, co potwierdzi Andrzej Brzozowski z kabaretu Kaczki z Nowej Paczki. Albo się z cenzorem, o którym tu wspomniałem, skumać, spotykając się przy wódeczce w Domu Środowisk Twórczych.

— Tu skreślimy coś całkiem nieznacznego dla treści, żebym i ja miał szansę się wykazać — mówił pan Karol. — Wtedy resztę puszczam.
Przykładem obchodzenia cenzury, w czym celowały w Olsztynie Kaczki, jest ich piosenka „Bolek i Lolek” opowiadająca o dwóch sąsiadach, którzy mieszkali w jednym domku, jeden na dole, drugi na górze (pamiętacie „Pawła i Gawła”?) Jeden uczciwy, drugi donosił, bo należał. Andrzej Rojek, brat Zbyszka, wymyślił, żeby piosenkę ilustrować językiem migowym i sam to na estradzie robił. Cenzura, nie widząc w tekście wyrazistych elementów politycznych, a nie wiedząc o tym, że zaistnieją na scenie w języku migowym, utwór puszczała.

Ja pisałem wówczas teksty do studenckiego kabaretu Paragraf. Zawierającym np. skecz o mrowisku, gdzie, o zgrozo, szare mrówki pracują w wolną sobotę. Z sugestią, żeby umacniały to swoje mrowisko, bo grozi im inwazja mrówek czerwonych zza miedzy. Albo utwór będący pastiszem tuwimowskiej „Lokomotywy”. U mnie parowóz tkwi jak przyspawany do szyn na stacji, nie mogąc ruszyć wyładowanych towarami wagonów. A to dlatego, że dalej, w kierunku, dokąd ma jechać, są szerokie tory. Dzisiaj może to wzbudzić u niektórych uśmieszek politowania, ale wtedy każda polityczna niepoprawność (wygłoszenie zakwestionowanego tekstu mimo skreślenia przez cenzurę), mogła się skończyć się karą grzywny lub zakazem występów.

Jak cenzurę obchodzić, nauczył mnie osobiście Zenon Laskowik, który pewnego dnia w 1979 roku wystąpił z Bohdanem Smoleniem w studenckim klubie „Antałek” w Kortowie. Na sali obok studentów był też wysłannik warszawskiej cenzury, którego Zenek pozdrowił ze sceny. I pewien znany nam milicjant w cywilu z Olsztyna, który — chyba nieco podpity (kabaret Tey częstował widownię wódką) — wykrzyknął: — Zenek, pamiętasz mnie ze szkoły? Na co Laskowik: — Ależ oczywiście, pamiętam cię nasz szkolny cieciu!

Po skończonym spektaklu, gdzie jako support wystąpił nasz Paragraf, przez Tey ciepło oklaskiwany, zwróciłem się publicznie do kabareciarza, żeby podpowiedział, jak obchodzić cenzurę, bo mamy za mało doświadczenia. A Laskowik na to, że mieli następujący przypadek.

Na próbę generalną jednego z ich programów w Łodzi przybył sam szef cenzury, żeby go obejrzeć na żywo. W programie był skecz, gdzie pracownik domu kultury wchodzi na scenę z wiadrem węgla, który zrzuca z hukiem do wanny. Nic się pod tym nie kryło, miało to służyć obudzeniu przysypiających widzów bez poczucia humoru. Ale cenzor wykazał czujność.

— Ten numer nie przejdzie! Węgiel to Śląsk, a Śląsk to Gierek, pierwszemu chcecie dowalić!

— To co ja mam zrobić? — zapytał go rozbawiony Laskowik. — Po cośmy ten węgiel kupili?

Cenzor:— Niech wchodzi z piaskiem!

— Ale piasek to Sahara, Sahara to Sadat, Sadat to Egipt, a my z Egiptem mamy przecież dobre układy!

I numer z węglem przeszedł!

A potem narodziła się Solidarność, w kraju zaczęły się rozruchy i przestaliśmy nosić swoje teksty do cenzury, wykonując je na estradzie bez pieczątki. Kabaret Paragraf wystąpił z moimi tekstami na strajku w Olsztyńskich Zakładach Graficznych, ja zaś wydałem w kortowskiej drukarni, pod egidą klubu „Antałek”, tomik satyr „Wariacje na temat”, z tekstami m.in. zakwestionowanymi wcześniej przez cenzurę. A potem był stan wojenny i z kilkuset tomików zgromadzonych po wydaniu w drukarni kortowskiej uratowałem z dziesięć, a Paragraf otrzymał zakaz występów. I to był koniec zespołu.

Jeden z założycieli Paragrafu Mirek Obijalski jest dzisiaj wziętym weterynarzem, ale ciągotki do estrady mu pozostały. Niekiedy chwyta za harmonijkę ustna i występuje na imprezach w gronie kolegów, pasjonatów tego instrumentu.
Władysław Katarzyński

w.katarzynski@gazetaolsztynska.pl


Komentarze (1) pokaż wszystkie komentarze w serwisie

Komentarze dostępne tylko dla zalogowanych użytkowników. Zaloguj się.

Zacznij od: najciekawszych najstarszych najnowszych

Zaloguj się lub wejdź przez FB

  1. uwielbiam #2750654 | 24.185.*.* 21 cze 2019 19:07

    klimaty Pana Katarzynskiego... moj Olsztyn!

    Ocena komentarza: poniżej poziomu (-1) odpowiedz na ten komentarz

2001-2024 © Gazeta Olsztyńska, Wszelkie prawa zastrzeżone, Galindia Sp. z o. o., 10-364 Olsztyn, ul. Tracka 5