Władysław Katarzyński "Mój Olsztyn": Kto ma olej, to idzie na kolej!

2019-06-09 20:00:00(ost. akt: 2019-06-21 11:32:39)
Ja jako dyżurny ruchu w inscenizacji przyjazdu pierwszych kolejarzy do Olsztyna

Ja jako dyżurny ruchu w inscenizacji przyjazdu pierwszych kolejarzy do Olsztyna

Autor zdjęcia: Władysław Katarzyński

W czerwcu 1945 roku mój tata Jan Katarzyński objął posadę kancelisty w I Oddziale Mechanicznym Okręgowej Kolei Państwowej w Olsztynie. W ten sposób nawiązał do rodzinnych tradycji — na kolei pracował bowiem jego tata też Jan.
Kiedy wywodzący się spod Krakowa dziadek Jan, kiedyś legionista, przechodził w Białymstoku na kolejarską emeryturę, otrzymał, obok odprawy pieniężnej, złoty zegarek marki Delbana oraz wycofany z eksploatacji wagon do rozbiórki. Mógł z niego zabrać sobie drewno do palenia.

Tata po przyjeździe do Olsztyna najpierw zamieszkał z moją mamą Janiną u znajomych na ul. Reymonta, potem, w grudniu 1946 roku, dostał przydział na duży pokój z kuchnią, ubikacją i komórką na ostatnim piętrze kamienicy przy ulicy Jagiellońskiej 39 ( obecnie 31). — A po co nam większe? — tłumaczył mamie. — Niemcy skumają się z Anglikami i Amerykanami przeciwko Rosjanom i tu wrócą!

Tata myślał nieperspektywicznie. Tak niewielka powierzchnia mieszkania stała się niewystarczająca, kiedy po latach z bratem Zbigniewem przyszliśmy na świat. Ja w 1949 roku.

Jak wyglądało wówczas Zatorze? Przybyli tu do Olsztyna kolejarze i ich rodziny (pierwsza grupa zjawiła się 19 lutego 1945 roku, co upamiętnia tablica pamiątkowa na budynku przy ul. Zientary- Malewskiej 2) zajmowali poniemieckie mieszkania w kamienicach po drugiej stronie torów, naprzeciwko dworca, np. przy Jagiellońskiej, Limanowskiego, Reymonta, Chopina, Niedziałkowskiego, Waryńskiego. Część kamienic było wypalonych, ponieważ podczas zajmowania Olsztyna Rosjanie tropili w nich „dywersantów”. W rzeczywistości był to kamuflaż rabunku poniemieckiego mienia na wielką skalę, a palenie kamienic miotaczami płomieni miało zatrzeć te ślady.

kolejarze
Fot. Władysław Katarzyński
W tym budynku przy ul. Marii Zientarskiej 2 zamieszkali pierwsi po wojnie kolejarze

Sporo jednak mieszkań ocalało, łącznie z meblami i to one przypadły między innymi kolejarzom. Ci zaś, zagospodarowując się, z miejsca wzięli się do roboty na kolei, zabezpieczenia i remontu parowozów oraz innego sprzętu kolejowego i oczywiście uruchomienia linii. Trzeba dodać, że znaczną ilość taboru kolejowego, sprzętu, a także duże odcinki torów i podkładów Rosjanie wywieźli.

Kto ma olej, idzie na kolej! — tak zachęcano kiedyś do pracy na kolei. Kolejarz w tamtych czasach to był gość! Obok niezłych zarobków i różnego rodzaju deputatów, np. węgiel, on i jego rodzina mieli darmowe lub ze zniżką bilety na podróże po całej Polsce. Do dyspozycji kolejarzy były domy wczasowe lub wczasy wagonowe umiejscowione w wagonach wyposażonych w umeblowanie.

Pamiętam, jak co roku spędzaliśmy wakacje na takich wczasach w Krynicy Morskiej albo w Pasymiu. Z Krynicy Morskiej wspominam taplanie się w morzu i rybaków, którzy z sieciami pełnymi fląder wracali z połowów plażą do magazynów. Te flądry wypadały im po drodze z sieci, a myśmy je podnosili i potem rodzice smażyli zdobycz na kuchenkach elektrycznych. Flądry były wówczas bardzo tanie, więc rybacy nie przeszkadzali w kradzieży.

Tata wraz z mieszkaniem otrzymał piwnicę oraz część strychu, który zawierał pełno skarbów, o czym opowiem w jednym z kolejnych felietonów. Obok tego przysługiwała mu pewna ilość mebli do pokoju i do kuchni. A to, co zastał wewnątrz, np. sprzęt kuchenny, mógł sobie zatrzymać. Pamiętam, jak jedliśmy posiłki z fajansowych talerzy, które miały pod spodem swastykę. Pokazałem jeden taki talerz na podwórku i już nazajutrz mieliśmy wizytę dzielnicowego, który nakazał talerze potłuc i wyrzucić na śmietnik. Strzelaliśmy do nich z procy. W zapale tłuczenia rozbiliśmy także całą porcelanową zastawę stołową, wiano mamy od rodziców z Białegostoku.

Kolejarze byli nacją bardzo dumną z przynależności do tego zawodu, który dawał tak wiele przywilejów. Tym, którzy chcieli, przydzielano działkę na założenie ogródka. Nasze ogródki leżały w bliskim sąsiedztwie kamienicy. Jeden z sąsiadów trzymał tam klatki z królikami, inny hodował gołębie. W ogóle wśród kolejarskiej braci hodowla gołębi była rozpowszechniona. Gołębniki, zakładane przeważnie na dachach chlewików, były nie tylko na działkach, ale i na podwórkach. Jedne z ostatnich istniały jeszcze na początku tego wieku, np. na podwórku przy ul. Niedziałkowskiego czy Żeromskiego. Potrafiliśmy godzinami obserwować gołębie loty, chodziliśmy też na koński rynek i zbieraliśmy dla ptaków ziarno, które wypadło handlującym z furmanek.

Ale wracając do kolei... Od czasu do czasu wybieraliśmy się pociągiem do dziadków do Białegostoku. Kiedyś jeden z odcinków na trasie do Śniadowa przejechaliśmy wagonem trzeciej klasy, bo i taka istniała. Było niewygodnie, wewnątrz stały wzdłuż ścian drewniane ławy, ale dla nas z bratem była to atrakcja. W tych wagonach było jak w scenie z filmu „Zakazane piosenki”. Podróżowały nimi wiejskie babcie, wioząc kury, jajka, mięso. Częstowano się nawzajem bimbrem i kanapkami z kiełbasą.

Zapotrzebowanie na kolejarzy było tak duże, że w 1945 roku powstało w Olsztynie przy al. Wojska Polskiego Państwowe Liceum Komunikacyjne i Gimnazjum Mechaniczne, z którego w 1951 roku wydzielono Technikum Kolejowe. W 2011 roku nauka w popularnej „kolejówce” została wygaszona, ale w 2016 roku uruchomiono w Technikum Samochodowym klasy kolejowe. Kiedyś tata zabrał mnie z bratem do parowozowni, gdzie pracował jego kolega, pan Michał. Pozwolono nam wsiąść do parowozu, którym był Pt47 z Chrzanowa.

I na koniec „kolejowa” anegdota. Kiedyś, gdy byłem jeszcze młodym literatem, podczas sympozjum w Zegrzu poeta Stefan Połom przedstawił mnie Janowi Himilsbachowi: „Jasiu, to jest Władek Katarzyński, młody, dobrze zapowiadający się poeta z Olsztyna”. Na to Himilsbach: „Dobrze to on się może zapowiadać na dworcu jako zawiadowca, a teraz niech flaszkę postawi!”. Postawiłem.

Po kilku latach popularny aktor wystąpił z jakimś monologiem w kabarecie Ostatnia Zmiana w Domu Środowisk Twórczych w Olsztynie. Po spektaklu podszedłem do siedzącego samotnie przy stoliku Himilsbacha: „Panie Janie, spotkaliśmy się kiedyś na seminarium w Zegrzu!”. Przypatrzył mi się uważnie: „Pamiętam, pamiętam, kolejarz! Kolejarze mało zarabiają, teraz ja ci postawię!”

kolejarze
Fot. archiwum "Kalendarza Olsztyna"
Ja jako dyżurny ruchu w inscenizacji przyjazdu pierwszych kolejarzy do Olsztyna

I jakby dalszy ciąg tej „kolejarskiej” anegdoty. Osiem lat temu z inicjatywy Towarzystwa Miłośników Olsztyna na terenie byłych koszar wojskowych odbyło się w lutym przedstawienie pt. „Przybycie kolejarzy do Olsztyna w 1945 roku”. Zagrałem tam, trzymając w rękach lizak i tubę, rolę dyżurnego ruchu. A co!

Władysław Katarzyński

Komentarze (2) pokaż wszystkie komentarze w serwisie

Komentarze dostępne tylko dla zalogowanych użytkowników. Zaloguj się.

Zacznij od: najciekawszych najstarszych najnowszych

Zaloguj się lub wejdź przez FB

  1. Aa #2744734 | 37.248.*.* 10 cze 2019 07:16

    Czekam na wiecej

    odpowiedz na ten komentarz

  2. Tez kolejarz #2785791 | 88.156.*.* 3 wrz 2019 21:14

    Ładnie i ciekawie napisane. Ja tez mam dużo wspomnień z pracy na kolei. Znałem nawet dobrze zapowiadającego się kolejarza Zbigniewa Katarzynskiego.

    odpowiedz na ten komentarz

2001-2024 © Gazeta Olsztyńska, Wszelkie prawa zastrzeżone, Galindia Sp. z o. o., 10-364 Olsztyn, ul. Tracka 5