Wszystkie moje wędkarskie przygody

2019-05-19 18:27:29(ost. akt: 2019-05-19 13:00:08)
Tu, na stawku w Jakubowie (widok dzisiejszy), złowiłem jako 11-latek okazałe karpie.

Tu, na stawku w Jakubowie (widok dzisiejszy), złowiłem jako 11-latek okazałe karpie.

Autor zdjęcia: Władysław Katarzyński

Wczesną wiosną zaczęły iść na tarło szczupaki, a my, małolaty z Zatorza, zaopatrzeni w tzw. oczka, tylko na to czekaliśmy. Oczko była to pętla umieszczona na grubej gałęzi leszczyny, zrobiona z najgrubszej struny od gitary.
Najlepszym miejscem do chwytania szczupaków była Łyna pod wiaduktami kolejowymi, niedaleko zamku. Ryby były tam doskonale widoczne w cieniu, jaki rzucały te budowle. Aby widzieć je jeszcze lepiej, wrzucało się do wody obciążone kamieniami kawałki tektury. Tak przygotowane łowisko obstawiała z obu stron rzeki gromada chłopaków z oczkami w ręku. Zmęczone wędrówką szczupaki łatwo dawały się schwytać na pętlę. Wtedy jakoś nikt nie zwracał uwagi na niestosowność takiego zachowania, bo przecież szczupaki są w okresie tarła pod ochroną.

Schwytane, zanosiliśmy je do domu lub sprzedawaliśmy w restauracjach. Łowiliśmy także na wędki. Kij był z leszczyny lub bambusa, plus haczyk, śrubka jako obciążnik i pióro łabędzie zamiast spławika. Pewnego dnia wybraliśmy się z chłopakami na ryby na Podkówkę, nad jezioro kilka kilometrów za wudekiem (Wojewódzki Dom Kultury). Jednak wcześniej trzeba było zdobyć rosówki. Wyłaziły spod trawy na łące za naszymi kamienicami, kiedy obficie polewaliśmy ja wodą. Z kolei czerwone robaczki wydobywało się spod kamieni, białe natomiast wyciągaliśmy z kociej lub gołębiej padliny. Tym razem koledzy polecili mnie, najmłodszemu, złapać na podrywkę w stawie koło wudeku karaski jako przynętę. Zarzuciłem siatkę i po chwili razem z rybkami wyciągnąłem dwa dorodne karpie. Tego się nie spodziewałem!

Torbę z rybami schowałem za ławkę i wróciłem nad stawek. I wtedy zobaczyłem, że ulicą przejeżdża radiowóz. Tego jeszcze brakowało! Ukryłem się w krzakach. Traf chciał, że ścieżką szła sobie para zakochanych i zachciało im się „migdalić” akurat na mojej ławce. Po kwadransie, kiedy już niemal płakałem (znajdą!), nagle któryś z karpi zaczął gwałtownie walczyć o życie. Para zerwała się i uciekła, ja zaś z powodzeniem kontynuowałem połów.

I jeszcze o karpiach. Kiedyś na estradzie koło wudeku występowały Czerwone Gitary. Moi rówieśnicy wrzeszczeli i wymachiwali marynarkami, jedynie ja byłem zainteresowany tym, co działo się w wodzie. A tam było widać ciemne grzbiety karpi. Wystarczyło zamachnąć się kijem i... Wyciągnąłem ze dwie spore ryby i zacząłem szukać pojemnika. Znalazłem jakąś bańkę. Kiedy mama położyła karpie na patelni, buchnął płomień. Chyba wcześniej w bańce była benzyna.
W tamtych czasach ryb w olsztyńskich wodach było zatrzęsienie. Opowiadał mi kiedyś Edek Jurjewicz, olsztyński rzeźbiarz o mocarnym uchwycie dłoni i zapalony wędkarz, że kiedyś schwytał w Łynie suma. Wyciągnął go triumfalnie, ale w domu, w przeczuciu śmierci sum spojrzał mu tak błaganie w oczy, że serce Edkowi stopniało. Odwiózł go z powrotem.

Z tymi sumami to jest najprawdziwsza prawda. Kiedyś kupiłem na bazarze suma afrykańskiego, który ma zwyczaj polowania na ofiary, wyskakując dzięki ogonowi jak z katapulty. W domu wpuściłem go do wanny. Nocą zaszczekał pies. Kiedy wszedłem do łazienki, sum leżał na podłodze. Wyskoczył jeszcze dwa razy. W końcu zaczaiłem się za wanną i czekam. A tu on stoi na ogonie i patrzy mi w oczy. Trafił do jednego z domów dziecka w naszym województwie.
Tenże Edek, skoro już o nim mowa, jechał kiedyś z przyjacielem, malarzem Arturem Nichthauserem jego samochodem na ryby przez las nad Jezioro Rentyńskie. Dla rozrywki, a może dlatego, żeby nie wyjść z wprawy, rzucał sobie przez otwarte okno spinningiem. W pewnej chwili zahaczył o taaaki prawdziwek i ściągając go, wyrwał drzwi od samochodu. No, ale Edek opowiadał różne dziwne historie.

— Chcecie, to wam ściągnę z tamtego dachu kominiarza! — proponował kiedyś w Domu Środowisk Twórczych po powrocie z ryb, pokazując dach naprzeciwko. Po czym nie czekając na odpowiedź, zamachnął się spiningiem. Ściągnął, ale zasłonę z okna i przysypiającego na krześle kolegę.

Różne dziwne historie aranżował też Stanisław Moroz z Olsztyna, fotoreporter CAF-u. Pewnego dnia zauważył na przystani Warmii nad Jeziorem Krzywym popularnego polskiego aktora Mieczysława Pawlikowskiego. Pawlikowski wędkował, ale że był to wędkarz „niedzielny” to i trofea były mizerne. Taki wielki aktor, a takie rybki! — zafrasował się Moroz, który w sezonie ogórkowym polował na ciekawe tematy. Po czym pojechał do spółdzielni rybackiej i pożyczył dwa dorodne szczupaki. Nazajutrz w „Kurierze Polskim” ukazało się zdjęcie Pawlikowskiego ze szczupakami. A że było to w okresie ochronnym tej ryby, Pawlikowski miał kłopoty.

Łowiło się również raki, wielkie, zwane królewskimi. Było ich w bród w olsztyńskich jeziorach, wówczas czystych. Na noc zastawiało się w wodzie siatkę, tzw. kłomlę z obdartą ze skóry żabą. Nad ranem była pełna dorodnych raków.
Takie raki były wiele temu również w rzeczce Nerwik gmina Purda. Tubylcy łowili je na kij rozwidlony na końcu. Po wielu latach, gdy już takich okazów nie było, tylko pręgowate amerykańskie, wybraliśmy się tam z moim kolegą poetą Stefanem Połomem z Olsztyna. Wcześniej Stefan pouczył mnie, że łowienie raków, kiedy już prawie wyginęły, to czynność tak uroczysta, że musimy nałożyć garnitury. On obserwował mnie z brzegu, wydając instrukcje, a ja wlazłem w swoim garniturze z kijem do łapania skorupiaków do wody.

Naszym łupem było pięć „amerykańców”. Wsadziliśmy je do koszyczka wypełnionego pokrzywą i zawieźliśmy do domu Stefana, gdzie już czekała z pigwową nalewką pani jego serca — Żanet. Nigdy wcześniej, ani później raki mi tak nie smakowały.
Ale to tylko odskok od ryb. Już jako dziennikarz poznałem w Sile pewnego Warmiaka, emerytowanego rybaka pana Szymańskiego. — Wędka. Po co wędka? — prychnął. — A o połowach węgorza na beczkę pan słyszał?

Wyjmowało się z beczki kilka klepek, umieszczało zdechłego szczura i wrzucało na noc do wody. Padlina była „raczym” przysmakiem. Nad ranem wyjmowało się węgorze grube jak ramię.

W Łynie nie tylko ryby się łapało. Jurek Mróz, królem kibiców zwany, był kiedyś na szczególnym wędkowaniu. Wyłowił mianowicie w celofanowej torbie... bony PKO. Ojciec „odpalił mu dolę” i mógł sobie kupić dżinsowe spodnie.

Kiedy miałem 12 lat, tata zaprowadził mnie do Polskiego Związku Wędkarskiego i tam wyrobiłem sobie, zdając krótki egzamin, swoją pierwszą w życiu młodzieżową kartę wędkarską. Ale to już nie było to, nie ten smak. My, chłopaki z Zatorza, mieliśmy kłusownictwo we krwi, do czego się dzisiaj ze wstydem przyznaję. A co do wspomnianych robaków. Dzisiaj idziesz sobie do sklepu wędkarskiego i za grosze masz ich do wyboru, do koloru.

Ja zaś, jeśli już jeżdżę na ryby, to do znajomych na staw.

Władysław Katarzyński



Komentarze (17) pokaż wszystkie komentarze w serwisie

Komentarze dostępne tylko dla zalogowanych użytkowników. Zaloguj się.

Zacznij od: najciekawszych najstarszych najnowszych

Zaloguj się lub wejdź przez FB

  1. A mówiłem - "nigdy nie kłóć się z głupcem..." #2735095 | 83.9.*.* 20 maj 2019 17:44

    Boże, że też tę gazetę czyta taka chamska wiocha... gdzie ten ich "moderator", który usuwa brzydkie teksty..?

    Ocena komentarza: poniżej poziomu (-1) odpowiedz na ten komentarz

  2. JOJO #2735057 | 94.254.*.* 20 maj 2019 16:30

    Władzio K-wszystko widział,wszystko wie,na wszystkim się zna.....jak przystało na Redaktora Lokalnej Gazety.Tym razem wypadło wziąść kasiorkę za banialuki z lat młodości.Niedługo poczytamy o zapachu skarpetek...

    Ocena komentarza: poniżej poziomu (-1) odpowiedz na ten komentarz

  3. Wap #2734970 | 89.228.*.* 20 maj 2019 13:45

    Powiem tak artykuł dno i kupa mułu

    Ocena komentarza: poniżej poziomu (-1) odpowiedz na ten komentarz

  4. Tom #2734914 | 145.237.*.* 20 maj 2019 11:03

    Kłusownik napisał artykuł a gazeta to publikuje. Karygodne.

    Ocena komentarza: warty uwagi (8) odpowiedz na ten komentarz

  5. fff #2734863 | 188.146.*.* 20 maj 2019 08:48

    ...a na stawie u znajomych też stawiacie żaki i sznury z sieciami,czy walicie od razu może prądem!!?

    Ocena komentarza: warty uwagi (15) odpowiedz na ten komentarz

Pokaż wszystkie komentarze (17)
2001-2024 © Gazeta Olsztyńska, Wszelkie prawa zastrzeżone, Galindia Sp. z o. o., 10-364 Olsztyn, ul. Tracka 5