Ludzie Olsztyna: Janusz Ciepliński [ROZMOWA]

2019-05-05 18:33:00(ost. akt: 2019-05-03 17:03:18)
Janusz Ciepliński

Janusz Ciepliński

Autor zdjęcia: archiwum prywatne

Z Januszem Cieplińskim, muzykiem i kaznodzieją, rozmawiamy po zakończeniu śniadania wielkanocnego dla osób samotnych, które pod egidą fundacji Wolne Miejsce zorganizował z grupą przyjaciół w kortowskiej stołówce Kuźnia Smaków.
— Było to jedno z wielu takich spotkań organizowanych w niedzielę wielkanocną w całej Polsce. Ozdobą olsztyńskiego śniadania było przedstawienie Pasji, czyli ostatniej drogi Jezusa Chrystusa.
— Wykorzystaliśmy tu teksty kilku ewangelistów. Kasia Kropidłowska, aktorka z Teatru Jaracza, napisała scenariusz, w którym bardzo symbolicznie ujęła mękę Chrystusa oraz jego zmartwychwstanie.
Wielkanoc to przede wszystkim wydarzenie o potężnym wymiarze duchowym. Wracając autem ze śniadania, usłyszałem w radiu, że na Sri Lance zamordowano dwustu chrześcijan. To, co dzisiaj robiliśmy, nabiera w tym kontekście szczególnej i jakże dramatycznej wymowy.
Ten stan ludzkich serc jest naprawdę bardzo niepokojący. Ludzie wciąż gotowi są zabijać innych ludzi w imię absurdalnych poglądów nazywanych religią.

— Widać było, że publiczność bardzo przeżyła ten spektakl. Niektóre panie ze łzami w oczach dziękowały aktorom za przeżycie duchowe, którego doświadczyły.
— Grali tu aktorzy niezawodowi, dla wielu z nich był to w ogóle debiut sceniczny, były też dzieci. Było zaledwie kilka prób, ale udało się wszystko spiąć.

— Tę opowieść znają w końcu wszyscy pod naszą szerokością geograficzną.
— Głęboko wierzę, że Ewangelie opisują prawdziwą historię życia Jezusa. Ten niewinny, bezbronny, święty człowiek, został po prostu wyśmiany i zamordowany, a potem objawił swoją boską moc poprzez akt zmartwychwstania. Dowodem na to jest także fakt, że dwunastu wystraszonych uczniów Jezusa, którzy bali się nawet służącej przy ognisku, zamieniło się później w świadków, którzy nie cofnęli się przed męczeńską śmiercią. Nie mogli nie mówić o tym, czego doświadczyli. Oni musieli naprawdę zobaczyć swojego Mistrza żywego, kiedy wcześniej opłakiwali już jego śmierć, co dokonało ich wewnętrznej transformacji.
W efekcie ich wiara, pogardzana i wyszydzana w początkach naszej ery, stała się ostatecznie jednym z głównych nurtów religijnego życia współczesnego świata. Choć moje serce truchleje na myśl, że z religii prześladowanej, sama stała się potem religią prześladującą. Myślę, że nie tego oczekiwał Jezus Chrystus od swoich naśladowców.

Wolne Miejsce - Olsztyn 21 IV 2019

— Śniadanie dla samotnych, od którego zaczęliśmy naszą rozmowę, to tylko jeden z przejawów pańskiej aktywności życiowej.
— Przez wiele lat pracowałem jako solista i trębacz Filharmonii Warmińsko-Mazurskiej oraz prelegent, konferansjer, a także publicysta muzyczny.
W 2010 roku zainicjowałem stworzenie w Dywitach publicznej szkoły muzycznej I stopnia, której także dyrektoruję. Dzieci mają dzięki temu kontakt z tak zwaną kulturą wysoką.
I to jest coś naprawdę niezwykle cennego.
Ówczesny zarząd powiatu „kupił” ten pomysł, choć dla mnie była to dosyć trudna decyzja — musiałem odejść wtedy z pracy czynnego artysty muzyka w filharmonii. Niczego jednak nie żałuję. Poza tym nadal koncertuję, chociaż już nie na estradzie filharmonii. Uczę także w PSM II st. w Olsztynie.

— Dzisiaj ta szkoła to już nie tylko Dywity...
— Nie tylko. To są także filie w Barczewie, Biskupcu, Dobrym Mieście i Olsztynku. Jest to w tej chwili jedna z największych szkół muzycznych w kraju, w której ponad pięciuset uczniów uczy blisko stu nauczycieli. Mając prawie pięciomilionowy budżet, naprawdę jest czym zarządzać. Czekamy teraz na nowe pomysły ministra kultury, który bardzo nie chce, żeby szkoły funkcjonowały w taki sposób, jak nasza, czyli poprzez filie w różnych miejscowościach.

— Ten model, który wypracowaliście, sprawdził się już w działaniu.
— Jest bardzo efektywny, jeżeli chodzi o utrzymanie poziomu dydaktycznego. Mamy orkiestrę dętą oraz orkiestrę smyczkową. W momencie, kiedy szkoła zostanie podzielona, to będzie znowu pięć małych szkółek, bez możliwości łączenia potencjałów, z których korzystamy obecnie. Mam nadzieję, że minister kultury oraz jego podwładni pójdą jednak po rozum do głowy i pozwolą nam normalnie funkcjonować.

— Muzyka to nie jest jedyna pańska pasja...
— Jestem także osobą duchowną w Kościele zielonoświątkowym. Pracuję zawodowo, nie mogę więc być pastorem, ale moją wielką pasją jest teologia i kaznodziejstwo. Pisuję artykuły na tematy teologiczne, a od września rozpoczynam w Warszawie pracę jako wykładowca Wyższego Baptystycznego Seminarium Teologicznego.
Chcę być z ludźmi, pomagać im. Nie po to, żeby propagować tę czy inną religię, ale w czynny sposób wyrażać moją wiarę. Oczywiście z pełnym poszanowaniem ludzkich przekonań.

Chwila muzycznej refleksji na łonie natury

— Pomówmy jeszcze o wspólnocie, której tak bardzo brakuje współczesnemu człowiekowi.
— Myślę, że jest wiele wspaniałych osiągnięć współczesnej cywilizacji i ja bardzo pozytywnie oceniam to, że możemy żyć w wolnym świecie, w którym ceni się otwartość umysłu. Ale z drugiej strony właśnie osamotnienie jednostki ludzkiej jest problemem naszych czasów. Znajomi mieszkający w Skandynawii opowiadali mi, że tam u nich nie wypada nawet pytać: co u ciebie, jak się czujesz? I dlatego o odejściu sąsiada z tego świata dowiadują się dopiero wtedy, kiedy zaczyna zza jego drzwi dochodzić odór rozkładającego się ciała. Dowiaduję się, że w Czechach ludzie nie odbierają nawet z krematorium urny z prochami swoich bliskich, bo ich to już kompletnie nie obchodzi, a w Wielkiej Brytanii powołano niedawno pierwsze na świecie ministerstwo ds. samotności.
Walcząc o laicyzację świata wyrzuciliśmy stare, ewangeliczne wartości, a chrześcijaństwo jest pokazywane w jakiś absurdalny, wręcz groteskowy sposób. Kojarzy nam się z odrealnionym językiem duchownych, z pedofilią, z dawaniem na tacę. Przecież tu w ogóle nie o to chodzi.
Najważniejsze jest wyciągnięcie ręki do drugiej osoby. Podczas śniadania wielkanocnego usłyszeliśmy wiele przejmujących historii z życia naszych gości. Wychodząc, pytali, czy będzie też wigilia, bo to było bardzo niezwykłe doświadczenie dla wszystkich, że nie było to tylko rozdawanie jedzenia, ale rodzinne spotkanie w gronie przyjaciół.

— Przesłanie Chrystusa wciąż pozostaje aktualne...
— Chrześcijanie powinni być dzisiaj nie tyle przeciw czemuś, ale powinni iść tam, gdzie nikt nie chce iść i wyciągać rękę do innych bez przypinania sobie medali. Ludzie mają dosyć pasterzy, którzy są zainteresowani wełną, a nie owcami. Nie chcą jeszcze jednego brandu — mówiąc językiem marketingu. Potrzebują bardziej wiarygodnych świadków niż mówców. I ja wciąż, choć nieudolnie, próbuję dać świadectwo mojej wiary.

Łukasz Czarnecki-Pacyński

2001-2024 © Gazeta Olsztyńska, Wszelkie prawa zastrzeżone, Galindia Sp. z o. o., 10-364 Olsztyn, ul. Tracka 5