22-latek nie żyje. Mieszkańcy Dajtek chcą zapomnieć

2018-03-25 08:11:00(ost. akt: 2018-03-25 09:48:16)

Autor zdjęcia: Zbigniew Woźniak

Antyterroryści, służby ratunkowe i policyjni mediatorzy pracowali kilkanaście godzin przy ul. Działkowej w Olsztynie, gdzie w ubiegły piątek młody mężczyzna groził, że popełni samobójstwo. 22-latek nie żyje. A mieszkańcy chcą zapomnieć.
Przypomnijmy, że 16 marca spokojna dotąd olsztyńska uliczka zapełniła się policyjnymi radiowozami. — Policjanci pojechali pod wskazany adres natychmiast po powiadomieniu o tym, że w jednym z domów na terenie Dajtek młody mężczyzna chce targnąć się na swoje życie — tak Rafał Prokopczyk z KMP w Olsztynie relacjonował przebieg akcji, która rozpoczęła się w piątek około południa.

Policyjni negocjatorzy wspierani przez psychologów próbowali rozmawiać z 22-latkiem, który posiadał przy sobie broń. Nad ranem, 17 marca, mężczyzna zerwał trwające kilkanaście godzin negocjacje. Policjanci podjęli próbę wejścia do zajmowanego przez niego pomieszczenia. Niestety, podczas wejścia funkcjonariuszy, mężczyzna odebrał sobie życie.
Niemal tydzień po tragedii okoliczni mieszkańcy stawiają mur milczenia i nie chcą o sprawie rozmawiać.

— Mieszkam tutaj od niedawna. Nie znałam tej rodziny — mówi jedna z mieszkanek domu, który jest blisko tego, w którym mężczyzna popełnił samobójstwo. — Mam inne sprawy.

Kilka domów dalej w podobnym tonie wypowiada się inny mieszkaniec.
— Nie czułem żadnego strachu — mówi mężczyzna. — Rano wyjechałem do pracy, wieczorem wróciłem. Kolejnego dnia było podobnie. Wszystkie działania służb oceniam dobrze. Jakieś zagrożenie? Nie, wszystko było tak obstawione, że do niczego groźnego na pewno by nie doszło.

Wydaje się, że mieszkańcy wolą zostawić rzeczywistość za drzwiami swoich domów. Nie chcą się angażować.

— Było spokojnie, ale narozrabiały tutaj służby specjalne, które zrobiły widowisko. Pokaz nieudolności i męczeństwa — irytuje się jeden z właścicieli okolicznych domków. — Gdyby nie one, inaczej by się to skończyło, to był szok. Toż tutaj było z 50 ludzi. Nie, nie bałem się. Dobra, tyle mam do powiedzenia.

Kolejna osoba podkreśla, że rodziny nie znała i nie może wypowiadać się na jej temat. — Byliśmy tylko na tak zwane dzień dobry. Nie będę sobie tym zawracać głowy, to osobista tragedia — ucina dyskusję właściciel kolejnego z domków. — A poza tym mieszkam tutaj od niedawna.

Mężczyzna z kolejnego domku wypowiada się w jeszcze bardziej ostrym tonie.
— Pozostaje żal w sercu, że chłopak się zastrzelił. A oni sobie poradzą. Dobrze sytuowani są. Jak ja mam im pomóc? Sam biedny jestem. Psychologiem też nie jestem — mówi nam.

Po osiedlu krąży opinia, że chłopak targnął się na swoje życie, bo nieszczęśliwie się zakochał. Jak się dowiedzieliśmy nieoficjalnie, od wielu lat chorował na schizofrenię. I przestał brać regularnie leki. Rodzina była bezradna. — Jest wiele powodów, które mogą tłumaczyć niechęć do rozmowy o tak trudnym wydarzeniu — mówi Maria Rotkiel, psycholog. — Trudno rozmawiać o takich tragediach. Nie wiemy, co powiedzieć. Trudno nam wyrazić współczucie, okazać emocje. Nie wiemy, czy wypada, czy to jest stosowne. To jest bardzo częsta trudność. Dotyczy to również sytuacji, kiedy tragedia wydarzy się w gronie przyjaciół czy sąsiadów, a bliskie osoby wręcz udają, że nie widzą osób dotkniętych nieszczęściem. Właśnie po to, by się z tragedią nie konfrontować. Czasem też nie wypowiadamy się, bo nie chcemy urazić rodziny.

Społeczność domków jednorodzinnych nie jest duża. Czasem jednak w codziennym pędzie nie mamy czasu na to, by pogłębiać więzi z sąsiadami.
— Może być też tak, że to jest społeczność, w której nie ma bliskich sąsiedzkich relacji — dodaje Maria Rotkiel. — Teraz, niestety, to coraz częstszy problem. Jeszcze kilkadziesiąt lat temu takie społeczności były bardzo ze sobą związane. Ludzie się znali, lubili, wspierali. Były konflikty, ale były też emocje. W takich sytuacjach pojawiała się solidarność. Było współczucie, pomoc sąsiedzka. Dzisiaj jesteśmy zamknięci we własnych domach. Mamy relacje wirtualne. Kontaktujemy się za pomocą portali społecznościowych, ale nie znamy imienia sąsiada. I to jest bardzo przykre. Nie wiemy, co się u niego dzieje. W trudnej sytuacji nie wiemy, do kogo zgłosić się o pomoc. To znak naszych czasów.

Po wydarzeniach z Dajtek sprawa trafiła do prokuratury. Tam pod lupę trafią również działania służb.

— Jest prowadzone śledztwo, dotyczące zbadania przyczyn i okoliczności samobójstwa na Dajtkach — informuje Krzysztof Stodolny, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Olsztynie.

Kajot

Komentarze (45) pokaż wszystkie komentarze w serwisie

Komentarze dostępne tylko dla zalogowanych użytkowników. Zaloguj się.

Zacznij od: najciekawszych najstarszych najnowszych

Zaloguj się lub wejdź przez FB

  1. mógł żyć #2470157 | 88.156.*.* 25 mar 2018 08:16

    te siłowe wejście policji było niepotrzebne! Sprowokowali go. On nie miał żadnych zakładników. Oprócz siebie to nikomu nie groził. Czas pracował na jego korzyść. Dlaczego policji tak się spieszyło?

    Ocena komentarza: warty uwagi (11) odpowiedz na ten komentarz pokaż odpowiedzi (6)

    1. Skąd #2470159 | 88.156.*.* 25 mar 2018 08:25

      miał broń?

      Ocena komentarza: warty uwagi (5) odpowiedz na ten komentarz pokaż odpowiedzi (1)

      1. Skąd #2470160 | 88.156.*.* 25 mar 2018 08:25

        miał broń?

        Ocena komentarza: warty uwagi (6) odpowiedz na ten komentarz pokaż odpowiedzi (1)

        1. Ola #2470165 | 94.254.*.* 25 mar 2018 08:36

          Ludzie z Dajtek tacy są, widzę codziennie, zimni, obojętni

          Ocena komentarza: warty uwagi (1) odpowiedz na ten komentarz pokaż odpowiedzi (3)

          1. dr #2470167 | 31.1.*.* 25 mar 2018 08:45

            Kto zezwolił na siłowe wejście? Tam negocjator powinien rozmawiać do skutku. Facet nie stwarzał zagrożenia dla otoczenia. Broń- pewno straszak hukowy. Zrobiono pokazówkę łatwą i przyjemną.

            odpowiedz na ten komentarz pokaż odpowiedzi (2)

            Pokaż wszystkie komentarze (45)
            2001-2024 © Gazeta Olsztyńska, Wszelkie prawa zastrzeżone, Galindia Sp. z o. o., 10-364 Olsztyn, ul. Tracka 5