Mateusz Mirczyński w cyklu "Porozmawiajmy o Olsztynie": Olsztyn to idealne miejsce do życia

2018-02-10 07:30:41(ost. akt: 2018-02-09 17:21:22)
Mateusz Mirczyński, przez stowarzyszenia KloszArt

Mateusz Mirczyński, przez stowarzyszenia KloszArt

Autor zdjęcia: Ewa Mazgal

KloszArt to grupa twórczych ludzi związanych z UWM. Niedawno pokazali spektakl Zagubieni, a przygotowują kolejne. Mateusza Mirczyńskiego, prezesa stowarzyszenia, pytamy o to, jak zatrzymać młodzież w Olsztynie.
— Jest pan studentem filozofii i...

— ...piszę pracę licencjacką o interpretacji filmu „Persona” Ingmara Bergmana i „Figth Club” Davida Finchera poprzez koncepcję maski Carla Gustava Junga. Prezesem stowarzyszenia KloszArt formalnie dopiero będę. I chociaż banalnie to brzmi, ale naprawdę się w takiej aktywności odnalazłem. Mogę to robić 24 godziny na dobę. Bo KloszArt to nie tylko teatr, którym zawsze się interesowałem. Interesuję się też filmem i sztukami plastycznymi. 


— Skąd pan pochodzi? 

— Z Olsztyna.


— W naszym cyklu „Porozmawiajmy o Olsztynie” pytamy tradycyjnie o potencjał miasta.

— To straszy frazes!


— Oczywiście! O tych potencjałach piszemy od lat. 

— Ale trudno się z tym nie zgodzić, bo potencjał istnieje. Ja zauważam go głównie w przestrzeni, w której działam. Uważam, że kulturowo Olsztyn dopiero się kształtuje. 


— W jakim sensie „dopiero”? 

— Wydaje mi się, że słaba jest tożsamość kulturowa mieszkańców Olsztyna. 


— Nie identyfikują się z miastem?

— Myślę, że wielu olsztyniaków nie wie, co to znaczy być olsztyniakiem. Nie wie, czy to znaczy być Niemcem, Polakiem, Ukraińcem czy może Prusem. I jak sądzę, to jest przyczyną, choć oczywiście niejedyną, dla której tak wiele osób z Olsztyna wyjeżdża. 


— Pan jednak nie wyjechał.

— Ale miałem podobnie. Nie czułem przynależności do tego miejsca.


— Czyli był pan w Olsztynie, czyli nigdzie? 

— Trochę tak. Byłem takim obywatelem świata. Pewnie millenialsi tak mają. I od razu po liceum wyjechałem do Krakowa do prywatnej szkoły aktorskiej. Kraków bardzo mi się podobał i bardzo mnie inspirował. Spotkałem tam bardzo wielu interesujących ludzi. Ale jednocześnie Kraków mnie przytłaczał i zacząłem zauważać zalety Olsztyna. Nabrałem dystansu i kiedy wróciłem, stwierdziłem, że jest to idealne miejsce do życia. 


— A tak bardziej szczegółowo? 

— W Olsztynie nie ma prawie w ogóle alternatywnej kultury. I myślę o KloszArcie jako zalążku alternatywy. Na razie to my mamy monopol. Ale niedawno byłem w Olsztyńskim Teatrze Lalek na „Białym tangu” i bardzo mi się podobało. Sztukę napisał zresztą mój kolega Michał Kaźmierczak. Spektakl dał mi nową energię do działania. A w Krakowie ogrom imprez i wydarzeń przytłacza. 


— Chce pan powiedzieć, że tu jest trochę jak na Dzikim Zachodzie — można wszystko zaczynać od nowa? 


— Dobre określenie. Jeszcze kiedy uczyłem się I LO, mówiliśmy, że Olsztyn jest jak piaskownica — można się tu dużo nauczyć, a potem wyjechać. Okazuje się, że nie trzeba wyjeżdżać.


— Miło to słyszeć, bo wiele młodych utalentowanych osób Olsztyn opuszcza.

— To jest zrozumiałe. Ja znalazłem tu swoje miejsce, mam tu coś do zrobienia. Tak mówią też eksperci. Trzeba zdiagnozować sytuację, zbadać, z czym jest problem i ten problem rozwiązać. W Olsztynie nie ma kultury alternatywnej, to zaczynamy ją robić. 


— A zatem potencjałem Olsztyna jest kultura alternatywna. Ilu członków liczy stowarzyszenie KloszArt?

— Aktywnych i zaangażowanych jest około 20 osób. 


— Czy studenci w ogóle garną do kultury? 

— Tak, ale w nasze działania angażują się nie tylko studenci. Tych osób jest około 40. Zaczynaliśmy od 9 osób. Wtedy zrobiliśmy spektakl „8 kobiet”. Ja byłem reżyserem. Teraz mamy kilka sekcji, kilka spektakli i projektów. Studenci się garną.


— Tylko z filozofii? 

— Nie. Z filozofii jestem tyko ja, z Wydziału Sztuki jest tylko jedna osoba — moja dziewczyna Natalia Śliwińska. Ale zaczynamy współpracę ze Studium Aktorskim im. Aleksandra Sewruka działającym przy Teatrze Jaracza. Robert Sanetra, student czwartego roku studium, poprowadzi w KloszArcie warsztaty improwizacji. Filip Troński z III roku będzie robił u nas zajęcia z monologów. Wytłumaczy, jak je analizować i jak je mówić. 


— Wśród wiecznych potencjałów Olsztyna jest także UWM. Rozumiem, że KloszArt chce wyjść poza kampus, do miasta. I jednym z kroków skierowanych na zewnątrz jest współpraca ze studentami Studium Aktorskiego.
— W mieście są licealiści, którzy są oczytani, inteligentni i bystrzy, mają świetne pomysły, ale oni wyjeżdżają. Z kolei na studia przyjeżdżają do Olsztyna mieszkańcy mniejszych miejscowości i dla nich Olsztyn to jakby Warszawa. Problem jest w tym, by połączyć tych przyjezdnych z mieszkańcami. Chcemy wyjść do licealistów, robić z nimi projekty. Może część z nich zechce zostać w Olsztynie i studiować na UWM. 


— Niedawno pokazaliście w Muzeum Nowoczesności swój spektakl „Zagubieni”. 

— Chcemy ich pokazać po raz kolejny w marcu. Zaproszono nas nawet do jednej ze szkół. Następne spektakle to „Grupa Laokoona” Różewicza i „Królowa ciast” Beli Pintera. Myślę, ze Różewicz będzie ładnym spektaklem, klasycznym. Ale „Królowa” to będzie jatka!
MZG


Komentarze (34) pokaż wszystkie komentarze w serwisie

Komentarze dostępne tylko dla zalogowanych użytkowników. Zaloguj się.

Zacznij od: najciekawszych najstarszych najnowszych

Zaloguj się lub wejdź przez FB

  1. krzys #2438524 | 213.184.*.* 12 lut 2018 12:07

    jak ktoś lubi pracować charytatywnie bez umowy za najniżsżą krajową lub na koszt rodziców faktycznie to świetne wybetonowane miejsce, ze smrodem w powietrzu najmniejszymi płacami i najwyższymi cenami i życiem straconym w korkach.

    odpowiedz na ten komentarz pokaż odpowiedzi (1)

    1. Mama Iwona #2438281 | 83.6.*.* 11 lut 2018 20:18

      Fajny wywiad, słuszne spostrzeżenia. I wspaniałe inicjatywy Stowarzyszenia!

      Ocena komentarza: warty uwagi (3) odpowiedz na ten komentarz

    2. @Jestem dużo starszy #2438231 | 83.6.*.* 11 lut 2018 18:12

      Urodzenie się w Olsztynie w polskiej rodzinie jest mniej oczywiste niż ci się wydaje. Jeszcze w latach 80-tych wiele wiosek, tak samo jak wokół Opola, było czysto niemieckich. Według uprawianej do dziś propagandy ich mieszkańcy byli oczywiście prasłowiańskimi Polakami, dlatego też spakowali swoje manatki i wyjechali do RFN bo zdążyli się nacieszyć swoimi powojennymi sąsiadami. Jeżeli Olsztyn musiał już koniecznie znaleźć się pod polskim zarządem, to naszą tragedią było to, że nie przyjechali tutaj Polacy z Krakowa, Gdyni czy Poznania tylko towarzystwo, które zachowuje się sami słyszycie jak i ma w obejściach sami widzicie jak (podobno to wszystko z biedy, że trudno jest postawić płot czy chwycić miotłę) :-D

      Ocena komentarza: warty uwagi (4) odpowiedz na ten komentarz

    3. Student #2438187 | 88.156.*.* 11 lut 2018 16:13

      Ehhhh. Może i idealne jak masz zawód syn albo córka. W innym wypadku nie jest tak kolorowo. Mam w planach powrót z Gdańska do Olsztyna. Ale każdy z kim rozmawiam robi wielkie oczy i pyta jak to?? Przecież tam nie ma pracy, a jak jest to minimalna pensja. " Mam nadzieję ,że to tylko pier...nie o szopenie;/

      Ocena komentarza: warty uwagi (3) odpowiedz na ten komentarz

    4. hehe #2437986 | 94.254.*.* 11 lut 2018 01:39

      0 0 porządnie nie obrosły, a już jaki mądry, normalnie chyba następny wizjoner nam rośnie :)

      Ocena komentarza: warty uwagi (7) odpowiedz na ten komentarz

    Pokaż wszystkie komentarze (34)
    2001-2024 © Gazeta Olsztyńska, Wszelkie prawa zastrzeżone, Galindia Sp. z o. o., 10-364 Olsztyn, ul. Tracka 5