Sprawdziliśmy, co jedzą osadzeni w olsztyńskim areszcie [FILM]

2017-09-09 19:00:00(ost. akt: 2017-09-09 17:28:06)

Autor zdjęcia: Beata Szymańska

Kilka rodzajów diet: lekkostrawna, cukrzycowa, dla młodocianych i wyznaniowa. To nie oferta luksusowego hotelu. Na takie wyżywienie mogą liczyć osadzeni w olsztyńskim areszcie. Czyżby czarny chleb i czarna kawa to tylko słowa piosenki? Postanawiam sprawdzić, jak jest naprawdę.
Polak lubi narzekać. Na polityków, na dziury w drogach, na więźniów, którzy leżą do góry brzuchem i dobrze jedzą za nasze podatki. Polak lubi też dobrze zjeść, a — jak mówi przysłowie — gdy głodny, to zły. Do aresztu nie trafiają aniołki. To faceci, którzy potrafią tupnąć nogą. Wobec tego, czy kuchnia więzienna trafia przez żołądek do serca?

— U nas się nie je jak na wczasach. Przepisy dokładnie określają, jakie wyżywienie i za jaką stawkę dostają skazani — mówi major Przemysław Karwowski, kierownik działu kwatermistrzowskiego olsztyńskiego aresztu śledczego. — Nie będziemy żywić osadzonego za 10 zł, jeśli możemy do nakarmić go za 4 zł. I tyle wynosi podstawowa stawka. Posiłki w tej cenie otrzymuje około dziewięćdziesięciu procent karmionych.

Nie ma szału jeśli chodzi o pieniądze. Dla porównania wyżywienie przedszkolaka kosztuje średnio 5,50 zł, a w szpitalach dzienna stawka żywieniowa waha się w przedziale 4-10 zł. Ale menu w areszcie już tak nie odstrasza. Kiedy odwiedzam zakład, na obiad jest zupa pomidorowa, wątróbka drobiowa z cebulką w sosie, kasza jęczmienna, surówka z kapusty kiszonej i marchewki. Do popicia pół litra herbaty. Ci, którzy mają dietę lekkostrawną, dostaną krupnik i gulasz wołowo-sojowy. Nie brzmi najgorzej, ale czy dobrze to wygląda?

Zanim jednak zajrzę w garnki, okazuje się, że menu jest znacznie bardziej rozbudowane. Większość je normalnie, ale są też tacy, którzy potrzebują urozmaicenia na talerzu. Pomijając zalecenia lekarza, są też diety wyznaniowe. I tu nie ma zmiłuj! Kuchnia musi się dostosować. I wierzyć osadzonemu na słowo.

— Jeżeli ktoś określi się, że jest muzułmaninem, przygotowujemy mu właściwe posiłki. A czy on rzeczywiście żyje według kanonów tej religii? Nie nam sprawdzać. Tak deklaruje i my staramy się dostosować — tłumaczy Przemysław Karwowski. — W tej chwili mamy jedną dietę muzułmańską, gotujemy dania bez mięsa wieprzowego. Są też diety wegańskie i wegetariańskie. Zdarzały się również diety dla świadków Jehowy, czyli bez kaszanki i bez wątróbki. Były też wytyczne dla osób wyznania judajskiego. I w każdym przypadku staramy się, żeby jedzenie było jak najsmaczniejsze. Nie możemy popaść w rutynę. Musimy trzymać się pewnych norm. Mamy określone przepisy, według których przygotowujemy posiłki. Jest określona kaloryczność i skład chemiczny. Nie ma samowolki. Minimalna kaloryczność dziennego posiłku wynosi 2600 kalorii. Osoby nieletnie, które nie mają jeszcze 18 lat, dostają 2800 kalorii.

Nie jest źle. Wystarczy zajrzeć w tabele zapotrzebowania energetycznego. Mężczyźnie, który prowadzi siedzący tryb życia zaleca się 2400 kalorii na dzień.

Osadzony dostaje więc więcej niż przewiduje norma. I to za 4 zł!
— Jest też kantyna, w której można dokupić jedzenie, jeśli komuś jest za mało — tłumaczy kierownik działu kwatermistrzowskiego. — Osadzony jednak nie ma pieniędzy w kieszeni. Ma swoje konto, zna jego stan i może dysponować środkami. W kantynie nie są przyrządzane posiłki, można jednak kupić podstawowe produkty: ser, wędlina paczkowana, coś słodkiego. 
— Jeżeli ktoś nie dba o figurę, to nawet może przybyć na wadze w areszcie — zauważa Przemysław Karwowski. — Wszystko zależy od apetytu!

Do aresztu przychodzę w południe. Akurat kuchnia zakasuje rękawy i wydaje posiłki. Bo w więzieniu obiad rozpoczyna się o dwunastej. Trochę wcześnie… Osadzony to zapewne „chłop jak dąb”. Widać to po tych, którzy pracują w kuchni. Na rękach tatuaże, wyrzeźbione mięśnie — widać, że na wolności się nie obijali. Inni pewnie wyglądają podobnie — myśląc stereotypami. Czyżby zasypiali na głodniaka?

W kuchni spotykam młodego plutonowego, tzw. żywnościowca. Czy nie za wcześnie na obiad, a potem kolację? — pytam. — Kolacja rozpoczyna się o godz. 17, ale nie trzeba jej zjadać od razu. Można sobie zostawić na później — odpowiada. — Osadzeni nie mają jednak mikrofalówki, żeby coś sobie podgrzać. Ale kuchnia nie może przecież pracować po godzinach. W całej Polsce w zakładach jest tak samo. Tak jest w szpitalu, w wojsku. Czas przywyknąć.

Gdy zaglądam w garnki, zupy nie wyglądają apetycznie. Krupnik w sumie może być, ale pomidorowa, królowa polskich zup, jest ledwie czerwona. Ale obok stoi fasolka po bretońsku i jest całkiem, całkiem. Na oko. Wątróbka też nie jest najgorsza.
— Nikt się nie skarży, gotujemy bardzo smacznie — opowiada Jacek, osadzony pracujący w kuchni. — Pomidorowo może nie wygląda, ale jest bardzo pyszna! Spróbuj!

Skoro Jacek rzuca mi rękawicę, decyduję się spróbować. Nalewa mi wielką chochlą pełną zieloną miskę. Makaronu nie żałuje. Jem na stojąco, wszyscy na mnie patrzą. Chwalić, nie chwalić? Gdy smakuję, Jacek patrzy na mnie z uśmiechem. Jest pewny swoich słów. Szkoda tylko, że ja mu nie mogę tym samym odpowiedzieć. To nie jest dobra polska pomidorowa. Wyczuwam pieprz, widzę pływającą marchewkę, ale pomidory są może gdzieś na dnie… W dodatku dostałam obgryzioną plastikową łyżkę.

— Innych nie mamy, wszystkie są takie — Jacek tłumaczy sytuację. — Może masz ochotę spróbować czegoś innego?

Głodna nie jestem, na obiad trochę za wcześnie. Dziękuję.
— Osadzeni są zadowoleni, ale zdarzają się też tacy, którym jedzenie nie odpowiada. To jednak mały odsetek. Takich w naszej służbie nazywamy osadzonymi roszczeniowymi. Oni skarżą się na wszystko: że za zimne, że za mało doprawione, że trzeba zważyć porcję — dodaje Przemysław Karwowski. — Próbki jedzenia trzymamy przez trzy dni i przez ten czas można sprawdzić jakość żywności.

Wychodzi na to, że w Olsztynie jest spokojnie. W internecie można wyczytać, na co najczęściej skarżą się skazańcy. Najlepsze skargi pojawiały się w łódzkim areszcie śledczym, gdzie osadzeni twierdzili, że w rosole pływa za mało oczek albo że bitka wołowa nie ma oznak bicia.

Kuchnia w Olsztynie przygotowuje 150 posiłków. Zajmuje się tym jedenastu osadzonych. Większość nigdy wcześniej nie zajmowała się gotowaniem.
— Trudno się z nimi pracuje — opowiada szef kuchni, który prosi o anonimowość. — Trzeba nauczyć ich pracy. Nikt też nie skończył szkoły gastronomicznej, więc nie ma wiedzy w zakresie kuchni. Nie można od nich wymagać bóg wie czego.

Chociaż trzeba. I takich pracowników mam jedenastu, a ja jestem sam. Są zatrudnieni, ale tylko siedmiu ma płatne etaty. Dostają najniższą krajową.
I każdy jest odpowiedzialny za coś innego. Praca wre. Jeden kroi cebulę, inny smaży kotlety, a jeszcze inny nakłada jedzenie na talerz. Można nawet zażartować, że mają lepiej niż w domu — kuchnia w areszcie jest w pełni zautomatyzowana. W minutę można obrać wiaderko ziemniaków!

— Do tego służy obieraczka — podkreśla Przemysław Karwowski. — Ale robią inną robotę, oczkują ziemniaki, czyli wykrawają to, co niepotrzebne. Jest przy tym trochę pracy. Tym bardziej, że każdy osadzony zjada 250 gram ziemniaków plus te, które znajdują się w zupie. Codziennie wydajemy 150 posiłków.


— Jest nas jedenastu, więc jesteśmy jak drużyna piłkarska — zauważa Jacek. — I nigdy nie ma spalonego na boisku! Gdy przyszedłem na kuchnię, stawiałem pierwsze kroki w gotowaniu. Ale szybko zacząłem sobie radzić. Jeśli ktoś miał styczność w domu z gotowaniem, daje radę. Chłopaki się nie skarżą, mówią, że gotujemy smacznie. Zresztą — codziennie jest ciepły posiłek z dwóch dań, nie ma co narzekać!

Dla niektórych wikt za kratkami to sposób na poratowanie zdrowia. Nie ma pokus, trzeba jeść według wytycznych. Nie nęcą pizze, hamburgery i inne fast foody, których po drugiej stronie muru pełno. Chociaż — biorąc pod uwagę smak pomidorowej — pewnie tęsknią za smakami wolności.


Ada Romanowska
a.romanowska@gazetaolsztynska.pl


Komentarze (26) pokaż wszystkie komentarze w serwisie

Komentarze dostępne tylko dla zalogowanych użytkowników. Zaloguj się.

Zacznij od: najciekawszych najstarszych najnowszych

Zaloguj się lub wejdź przez FB

  1. BBC #2324231 | 94.254.*.* 9 wrz 2017 19:38

    Niech zapracuja na miche. Nie pracujesz nie jesz. Proste. Skończyć z utrzymywaniem darmozjadow.

    Ocena komentarza: warty uwagi (32) odpowiedz na ten komentarz pokaż odpowiedzi (3)

    1. jajo #2324635 | 185.138.*.* 10 wrz 2017 15:52

      A teraz Pani redaktor niech idzie do szpitala i porówna jedzenie w szpitalu.

      Ocena komentarza: warty uwagi (28) odpowiedz na ten komentarz pokaż odpowiedzi (3)

      1. Ułan #2324309 | 82.139.*.* 9 wrz 2017 21:44

        Dlaczego ciapaty śmierdziel ma stawkę o 1,8 zł wyższą?

        Ocena komentarza: warty uwagi (28) odpowiedz na ten komentarz

      2. lol #2324236 | 79.184.*.* 9 wrz 2017 19:48

        Ja prdl!! Dieta wg wyznania!! Ktoś, kto "jest wierzący" (w jakiegokolwiek Boga), a łamie prawo nie jest osobą praktykującą wiarę, a co za tym idzie zostaje pozbawiony wszelkich "przywilejów" z tym związanych. Normalnie nie wierzę, w to co tu czytam!!! Ciekawe, czy w szpitalu dla świadków Jehowy też są takie przywileje! A skąd!! Tam się nikt nie przejmuje! Nie zjesz-twój problem i rodzina i tak przynosi jedzenie w pojemnikach! Więzienie to kara, a skoro kara to na zasadach kary!!!

        Ocena komentarza: warty uwagi (28) odpowiedz na ten komentarz pokaż odpowiedzi (2)

        1. $$#@!!!! #2324539 | 81.158.*.* 10 wrz 2017 13:20

          Polskie wiezienia to już hotele , żarcie dieta sraka siaka ,w celi TV ,playstation , nieraz nawet laptopy , siłka ,kuchenki do gotowania mikrofalowe . To jest śmiech. A ci siedzą pierdzą i lezą pasozyty huja..mi do góry .Zero pożytku ,Wchodzi do celi menel z waga 75 kg a wychodzi 110 kg .Czarny chleb i woda to ma być kara a nie Hotel

          Ocena komentarza: warty uwagi (22) odpowiedz na ten komentarz

        Pokaż wszystkie komentarze (26)
        2001-2024 © Gazeta Olsztyńska, Wszelkie prawa zastrzeżone, Galindia Sp. z o. o., 10-364 Olsztyn, ul. Tracka 5