Katowali swoją ofiarę tak, że pękło jej serce. Trwają przesłuchania świadków

2017-08-09 09:30:08(ost. akt: 2017-08-09 09:54:04)

Autor zdjęcia: Beata Szymańska

Nawet lekarz, który od prawie ćwierć wieku robi sekcje zwłok, nie widział dotąd aż takiego bestialstwa. Krzysztof został tak skatowany, że serce pękło mu w dwóch miejscach. Jeden z jego oprawców ledwo skończył osiemnastkę.
Kiedy oskarżeni w kajdankach zostali wprowadzeni na salę rozpraw, publiczność rozglądała się po sobie z niedowierzaniem. Ci młodzi ludzie naprawdę wykazali się takim bestialstwem? — zastanawiali się ludzie. Młodszy, Paweł M., ma buźkę i posturę drobnego nastolatka. Starszy "Faza", czyli Krzysztof N., jest od niego niewiele wyższy. To właśnie oni, według prokuratora, zakatowali Krzysztofa D., a Krzysztof K., ps. Kulapeta, ledwo uszedł z życiem.

Paweł mieszkał we wsi obok Sławoszów koło Barcian w powiecie kętrzyńskim. Niedaleko jest ośrodek dla osób, które nie radzą sobie w życiu. To tam mieszkał "Faza" i obaj pokrzywdzeni mężczyźni. Zakumplował się z "Fazą" i półtora miesiąca później, w lipcu ubiegłego roku, razem popełnili wyjątkowo okrutną zbrodnię. Szczegóły ustalili w knajpie, gdzie razem pili piwo. "Faza" opróżnił wcześniej sam butelkę wódki. Doszły ich słuchy, że "Kulapeta" podrywa ich dziewczyny. Postanowili się zemścić. Zaprosili go na wódkę. Pili łeb w łeb, z jednej szklanki, zapijając wodą.

— Siedzieliśmy na kamieniach, pierwszą butelkę wypiliśmy w dziesięć minut. "Faza" przywalił "Kulapecie" z pięści, kopał w brzuch, głowę, gdzie się dało. Ode mnie z pięści dostał po mordzie parę razy, kopnąłem go w brzuch i nogi, nie za mocno — opowiadał na pierwszym przesłuchaniu Paweł M.
Wczoraj przed Sądem Okręgowym w Olsztynie, gdzie rozpoczął się proces, nie chciał zeznawać i nie przyznał się do zarzutów zabójstwa ze szczególnym okrucieństwem i usiłowania zabójstwa.

— Miałem przy sobie nóż. "Faza" wziął go ode mnie i powiedział, że teraz pokaże, jak się załatwia takie sprawy w Iraku i Afganistanie — mówił w śledztwie 19-letni dzisiaj oskarżony.
Zostawili dogorywającego Krzysztofa K. w trawie. Paweł poszedł do domu zrobić sobie kanapkę. A przy okazji chwycił metalową rurę. Potem podstępem wyciągnął z ośrodka Krzysztofa D., który też miał zaczepiać ich dziewczyny. Ten nie chciał iść. Mówił, że od paru lat nie pije alkoholu. Ale ostatecznie się zgodził. Dopiero teraz, znowu na kamieniach, oprawcy pokazali do czego są zdolni.
— Najpierw "Faza" wjechał mu z buta w twarz. Potem ja biłem go pałką. Mówiłem, że zaraz go wrzucimy do dołu. I jeszcze na niego nasikaliśmy — zeznawał Paweł. Skakali po nim, kopali, dźgali nożem i tłukli rurą.

Swoją pierwszą ofiarę przeciągnęli do pobliskiego chlewu. Tam narzucili na niego worki. Drugiego też chcieli tam zawieźć dziecięcym wózkiem zabranym z korytarza ośrodka. Ale nie dali rady wciągnąć go na wózek, więc zostawili go tam, gdzie leżał. Tam obok wózeczka Krzysztof D. zmarł.

— Ile takich obrażeń ciała pan widział? — pytał wczoraj sędzia Andrzej Kamiński biegłego medycyny sądowej Bogdana Zalewskiego.
— 24 lata jestem biegłym i wykonuję sekcję zwłok. I nie przypominam sobie sytuacji, aby osoba zmarła miała tak liczne i różnorakie obrażenia. Tutaj sposób działania sprawców był różny, korzystali z różnych narzędzi i na każdym etapie działali bardzo intensywnie — mówił dr Zalewski. — W zasadzie każde z obrażeń Krzysztofa D. było śmiertelne. Miał złamaną podstawę czaszki. Zgniecenie klatki piersiowej spowodowało coś, co zdarza się bardzo rzadko, a mianowicie pęknięcie serca. Serce i płuca miały też rany kłute od noża.

Prokurator Monika Popławska-Pietroniuk chciała wiedzieć, czy przed śmiercią mężczyzna długo i bardzo cierpiał. Lekarz nie miał najmniejszych wątpliwości, że tak.

Nóż, którego użyli do dźgania, siekania i cięcia kolegów, nigdy nie został odnaleziony. W trakcie znęcania się nad mężczyznami Paweł M. robił nagrania telefonem komórkowym. Stenogramy są dołączone do akt.
We wtorek w sądzie miał zeznawać Krzysztof K., który cudem uszedł z życiem. Nie pojawił się jednak.

Dzisiaj sąd przesłucha kolejnych świadków. Obaj mężczyźni od początku nie przyznają się do winy. Krzysztof N. nie chciał wczoraj zeznawać. Obaj od momentu zatrzymania tuż po zbrodni w lipcu ubiegłego roku siedzą w areszcie.
mk

Komentarze (56) pokaż wszystkie komentarze w serwisie

Komentarze dostępne tylko dla zalogowanych użytkowników. Zaloguj się.

Zacznij od: najciekawszych najstarszych najnowszych

Zaloguj się lub wejdź przez FB

  1. curich #2306741 | 83.77.*.* 13 sie 2017 00:20

    KARA SMIERCI DLA TYCH SMIECI YEBANYCH KORWA CWELE ZEBYSCIE ZDECHLI W KRYMINALEE

    Ocena komentarza: warty uwagi (3) odpowiedz na ten komentarz

  2. Łobus #2305484 | 88.156.*.* 10 sie 2017 21:58

    Wszystko wina tych dziewczyn. Zawsze jak dzieje sie coś złego, to na końcu okazuje się że powodem była kobieta.

    Ocena komentarza: poniżej poziomu (-4) odpowiedz na ten komentarz

  3. to ja #2305263 | 46.76.*.* 10 sie 2017 16:45

    Komentarz nisko oceniony. Kliknij aby przeczytać. wszyscy nie zdajecie sobie sprawy jak sie ich rodzina czuje w tym momencie chociarz nie znam ich ale sobie wyobrarzam .Jestem ciekawa jak byscie sie czuli jak by wam dziecko zamkneli w zakładzie co wtedy byscie czuli.A MATKA NAJBARDZIEJ WSZYSTKO ODCZUWA.A co wy wszyscy wiecie o bolu chyba nic skoro takie pierdoły piszecie ,najlepiej kogos skreslic ,tak wam najłatwiej .

    1. tede #2305172 | 178.235.*.* 10 sie 2017 14:06

      tytlko UTYLIZACJA ścierwa.

      Ocena komentarza: warty uwagi (11) odpowiedz na ten komentarz

    2. KS musi wrócić #2305150 | 77.252.*.* 10 sie 2017 13:32

      Panie Ziobro! Nie zajmuj się dyrdymałami, to jest problem. KS musi wrócić.

      Ocena komentarza: warty uwagi (10) odpowiedz na ten komentarz

    Pokaż wszystkie komentarze (56)
    2001-2024 © Gazeta Olsztyńska, Wszelkie prawa zastrzeżone, Galindia Sp. z o. o., 10-364 Olsztyn, ul. Tracka 5