Hans Kloss po 50 latach wraca do Olsztyna [ROZMOWA]

2017-08-05 11:30:00(ost. akt: 2017-08-05 10:55:56)

Autor zdjęcia: Archiwum Zofii i Andrzeja Barankiewiczów

Hans Kloss po 50 latach wraca do Olsztyna. Przyjadą miłośnicy filmu z całej Polski. Rozmawiamy z Tomaszem Śrutkowskim, autorem „Stawki większej niż życie — wspomnienie po latach” i organizatorem wydarzenia.
— W czym tkwi fenomen serialu „Stawka większa niż życie”?
— Każdy odcinek jest odrębny, nie ma ciągu i można oglądać je w dowolnej kolejności. Po drugie obsada aktorska jest na najwyższym poziomie. A przede wszystkim są świetne dialogi, które przeszły do historii. Nie są sztuczne, nadęte, jakieś kretyńskie, ale są dowcipne i inteligentne. A poza tym historia drugiej wojny światowej pokazana jest na luzie.

— I Kloss jest jak James Bond!
— Otóż to! Myślę, że ustawienie Mikulskiego w roli superagenta było trafione.
— W dodatku świetnie wygląda w niemieckim mundurze.
— Był pomysł, żeby Klossa miał grał Gogolewski, ale był za delikatny. Tak mi mówił Bohdan Głuszczak, który znał dobrze Konica, reżysera. Ale że Mikulski grał wtedy w wersji teatralnej, którą emitowała telewizja, więc padło na niego. Konic miał mu nawet powiedzieć: „Ty musisz to zagrać! Będziesz najsłynniejszym aktorem w Polsce!”. I tak się stało.

— Pan towarzyszył ekipie podczas kręcenia „Stawki...” w Olsztynie.
— Interesowałem się filmem od dziecka, mimo że w rodzinie nikt z kinem nie był związany. Dlatego gdy dowiedziałem się, że w lipcu i w sierpniu będą kręcić serial, pomyślałem, że nie mogę tego przeoczyć. To była wielka atrakcja! Dzisiaj ludzie mają telewizory, dwieście kanałów, przy których usypiają. Wtedy była nuda. A że miałem wtedy rower, więc każdego dnia właśnie na nim się przemieszczałem, żeby być jak najbliżej ekipy filmowej.

— Pewnie nie brakowało anegdot.
— To była bardzo duża produkcja, a czasy były takie, jakie były. Zawsze coś nie wychodziło. Przykład — scena z czołgiem kręcona na lotnisku na Dajtkach. Musieli nagrać trzysekundową scenę, która ciągnęła się w nieskończoność. Przyczepiali płyty do gąsienic, które nie mogły spaść w czasie wybuchu. Co czołg strzelał, to one odpadały. Jak na złość! Raz, drugi, trzeci… W końcu reżyser rzucił mięsem, kazał porządnie dokleić, żeby w końcu skończyć scenę. Przecież nie można było tak krótkiej sceny kręcić pół dnia! Scenografowie polecieli do czołgu, zaczęli przy nim majdrować, napięcie rosło. W końcu znowu czołg wystrzelił z działa. Nie odpadło! Operator kiwnął ręką, że się udało i w tym momencie płyty odpadły. Ale trzy sekundy udało się skręcić.

— Takich sytuacji pewnie było więcej.
— Ciekawy był catering. Dzisiaj za ekipą jeździ bus, a właściwie restauracja na kółkach. Pamiętam obiad w czasie kręcenia scen na moście św. Jana. Przyjechał samochodzik z jakimś termosikiem. Posiłki wydawały piękne panie w fartuszkach, ale ekipa nie miała ani stołów, ani krzeseł. Siadali więc na krawężnikach i jedli na kolanie. Catering przygotowało wtedy olsztyńskie Technikum Gastronomiczne. Jedzenie było bardzo dobre, ale aktorzy jedli po roboczemu. Niektórzy stali, żeby się nie pochlapać. Ale wtedy były tylko cztery restauracje w Olsztynie. Niewiele, ale na pewno nie chodziło o pieniądze, bo ekipa je miała. Brakowało organizacji. Bo oni jadali w ten sam sposób zawsze — nie tylko na starówce.

— Ot, ciężka praca...
— Albo scena kręcona w Kortowie. Sędziwy już wtedy aktor Stanisław Milski musiał zamoczyć się w jeziorze. Było zimno, padało. Na pewno nikomu nie było przyjemnie. A ja miałem przy sobie termos z ciepłą herbatką. Aktorzy nic nie mieli, a trzęśli się z zimna. Wyjąłem więc termos, nalałem herbatę do kubka i oddałem w zziębnięte ręce Milskiemu. Można zażartować, że uratowałem mu życie! To był starszy pan, ale zagrał swoją scenę wyśmienicie! Pogoda jednak dała mu się we znaki. A moja herbata na pewno pomogła mu stanąć na nogi. Sam w jeziorze bym się wtedy nie zamoczył, a on wpadł i nawet okiem nie mrugnął.

— Do Olsztyna przyjadą twórcy filmu.
— Być może będą też wdowy po Mikulskim, Konicu i Morgensternie. Ale na pewno będą aktorzy: Zygmunt Malanowicz, który grał Johanna Streita, i Irena Karel, kelnerka Lutzi. Przyjedzie też Helena Białecka-Rutkowska, asystentka reżyserów i klapserka, oraz Bogdan Sölle, scenograf. Odbędzie się też promocja mojej książki „Stawka większa niż życie — spotkanie po latach”.

W sobotę, 5 sierpnia o godz. 17 odbędzie spotkanie z realizatorami „Stawki większej niż życie”, klub U Artystów

Ada Romanowska
a.romanowska@gazetaolsztynska.pl




Komentarze (4) pokaż wszystkie komentarze w serwisie

Komentarze dostępne tylko dla zalogowanych użytkowników. Zaloguj się.

Zacznij od: najciekawszych najstarszych najnowszych

Zaloguj się lub wejdź przez FB

  1. yyy #2302361 | 83.9.*.* 6 sie 2017 13:06

    A mnie koledzy Opy opowiadali, że im się ciepło na sercu zrobiło jak w dyrekcji kolejowej film kręcili

    Ocena komentarza: warty uwagi (2) odpowiedz na ten komentarz

  2. OLA #2302176 | 81.190.*.* 6 sie 2017 00:20

    szkoda,że nie mogłam być z tego okresu mam autograf Stanislawa Mikulskiego oraz widziałam jak na starym rynku było kręconych wiele zdjęć m.in z Barbarą Brylska i inne, na Kołłataja, koło zamku

    Ocena komentarza: warty uwagi (2) odpowiedz na ten komentarz

  3. tekla #2302740 | 83.14.*.* 7 sie 2017 08:55

    Pan Milski zgrał pewnie w tej scenie gdzie Niemcy zatapiają skrzynie w jeziorze... super scena do dziś ją pamiętam jak taki wystraszony, mokry i zziębnięty wychodzi z trzcin...bardzo dobrze zagrana. Pamiętam ją tyle lat...

    odpowiedz na ten komentarz

  4. RAUS #2302040 | 46.112.*.* 5 sie 2017 20:16

    Komentarz nisko oceniony. Kliknij aby przeczytać. zdajco i kolaborancie

    2001-2024 © Gazeta Olsztyńska, Wszelkie prawa zastrzeżone, Galindia Sp. z o. o., 10-364 Olsztyn, ul. Tracka 5