Rodzice Lenki do dzisiaj nie rozumieją, dlaczego ich dziecko umarło. Ruszył proces w tej sprawie

2017-04-21 15:53:25(ost. akt: 2017-04-21 16:17:56)

Autor zdjęcia: Grzegorz Czykwin

Maleńka Lena zmarła trzy lata temu w szpitalu. W czwartek rozpoczął się proces lekarki oskarżonej o przyczynienie się do śmierci dziecka. 34-letnia kobieta ani w śledztwie, ani przed sądem nie przyznała się do winy.
Próbuję żyć dalej, bo mam jeszcze jedną, starszą córkę. Człowiek stara się jakoś normalnie funkcjonować dla dziecka. Ale ja nie widzę przyszłości. Nie snuję żadnych planów. Żyję, bo żyć muszę. Ale w momencie śmierci córki wszystko się skończyło — tak dzisiaj mówi Daniel M., tata trzyletniej Leny, która zmarła w marcu 2014 roku w szpitalu dziecięcym w Olsztynie. I chociaż minęły już trzy lata, rodzice dziewczynki do dzisiaj nie rozumieją, dlaczego ich dziecko umarło.

Prokurator uważa, że stało się tak, ponieważ nieodpowiednio zajmowała się nią lekarka, na której oddział trafiła chora trzylatka. I to lekarkę postawił przed Sądem Rejonowym w Olsztynie. Proces zaczął się w czwartek. Wcześniej sąd odrzucił wniosek adwokata lekarki, który domagał się umorzenia sprawy z powodu „znikomej szkodliwości czynu”.

— Z opóźnieniem zdecydowała o podaniu pacjentce leku o nazwie Cefotaksym, wdrożyła nieprawidłową płynoterapię. Nie prowadziła bilansu płynów, nie monitorowała ciśnienia tętniczego oraz nie prowadziła ciągłego pomiaru jej parametrów życiowych — wyliczał prokurator Maciej Szepietowski. — Przeoczyła rozwój wstrząsu septycznego prowadzącego do rozwoju niewydolności wielonarządowej, zaniechała przeprowadzenia konsultacji z anestezjologiem i przekazania pokrzywdzonej do oddziału intensywnej terapii. W momencie załamania się stanu jej zdrowia, około godz. 5, opuściła oddział, nie podejmując przygotowań do resuscytacji krążeniowo-oddechowej.

34-letnia lekarka ani w śledztwie, ani przed sądem nie przyznała się do winy. Uważa, że zrobiła wszystko, co mogła, aby ratować dziecko. Tłumaczyła, że wyszła z oddziału tylko na pięć minut, na OIOM, aby skonsultować się z anestezjologiem.

Rodzice Leny podkreślają, że lekarki nie było właśnie wtedy, gdy była najbardziej potrzebna: w czasie, kiedy trzeba było reanimować umierającą Lenę.
— To ja robiłem córce masaż serca. Już nawet pytałem pielęgniarkę, czy powinienem zadzwonić po pogotowie, żeby przyjechało na oddział, skoro tu nie ma lekarza — zeznawał Daniel M.

I on, i jego żona opowiadali, jak od godziny 14 w sobotę, 15 marca 2014 roku, szukali ratunku dla swojej córeczki. Pogotowie dwa razy odmówiło wysłania karetki do chorego dziecka. Lena miała w tym czasie 41 stopni gorączki. Pojechali do lekarza w ambulatorium w Dobrym Mieście, który szybko wysłał ich do szpitala dziecięcego w Olsztynie. Ale tam lekarz uznał, że Lena ma infekcję górnych dróg oddechowych, kazał dawać paracetamol i ibuprofen.

— Podawałam, ale to niewiele pomagało. Lena miała już plamy na całym ciele. Wymiotowało. Bardzo bolała ją nóżka i nogi jej puchły. Puchła jej też szyja — mówiła Monika M., mama dziewczynki. Wrócili więc do szpitala i tym razem, a była już godz. 23, ten sam lekarz zdiagnozował posocznicę. Dziewczynka trafiła na oddział, na którym dyżurowała rezydentka z trzyletnim stażem.

— Podejrzewałam, że ma zapalenie opon mózgowo-rdzeniowych. Trzeba było zrobić punkcję, aby tę diagnozę potwierdzić. To ważne, bo posocznicę i zapalenie opon mózgowo-rdzeniowych leczy się inaczej — uzasadniała lekarka.
Rodzice przyznają, że tuż po przyjęciu na oddział faktycznie i lekarka, i pielęgniarki interesowały się losem ich córki. Z czasem jednak, kiedy stan zdrowia zaczął się pogarszać, kontakt z panią doktor był coraz słabszy. Także pielęgniarka, która tamtej nocy dyżurowała, przyznała, że ani ona, ani koleżanka nie wiedziały, gdzie podziała się lekarka. Pojawiła się tuż przed tym, jak na oddział przybiegła ekipa z OIOM wezwana przez pielęgniarki, bo Lenę trzeba było reanimować.

Lena umarła w niedzielę, 16 marca 2014 roku, około godz. 6. Przytomność straciła ponad godzinę wcześniej. Zanim to nastąpiła, była niespokojna.
— Wołała: mamo, mamo. Chcę do domu — opowiadała Monika M.
Kolejny termin sąd wyznaczył na początek czerwca.

mk

Komentarze (13) pokaż wszystkie komentarze w serwisie

Komentarze dostępne tylko dla zalogowanych użytkowników. Zaloguj się.

Zacznij od: najciekawszych najstarszych najnowszych

Zaloguj się lub wejdź przez FB

  1. Człowiek #2231223 | 25 kwi 2017 19:11

    Panie Prokuratorze, bardzo proszę o godne i zgodne z prawem wykonanie swojej pracy. Bez względu na to kto zawinił. Poza tym, że jest Pan Prokuratorem, to jest Pan również Ojcem.

    Ocena komentarza: poniżej poziomu (-1) odpowiedz na ten komentarz

  2. tylko "koperta" ich interesuje #2228383 | 91.193.*.* 22 kwi 2017 17:51

    Corocznie, tzw."uniwersytety medyczne" wypuszczają tysiące konowałów!! Tak, o leczeniu jak i najnowszych dokonaniach w dziedzinie medycyny, żadnego pojęcia nie mających! Corocznie, tzw."uniwersytety medyczne" wypuszczają tysiące konowałów!! Tak, o leczeniu jak i najnowszych dokonaniach w dziedzinie medycyny, żadnego pojęcia nie mających! Jedyne, co im dobrze wychodzi, to branie kopert! ! Codziennie w mediach są apele o zbiórkę pieniędzy na leczenie pacjentów za granicą, nawet w Chinach, Indiach czy Saudi Arabia, że o USA czy Niemczech nie wspomnę. Pacjentów których owe konowały wyleczyć nie potrafią!

    Ocena komentarza: poniżej poziomu (-1) odpowiedz na ten komentarz

  3. burdel #2228209 | 109.241.*.* 22 kwi 2017 15:30

    Gdyby pani z banku narazila klienta na utratę życia, to nie wyszłaby z pierdla do końca życia, a jak konował, to niska szkodliwośc czynu....q...wa , co za burdel w tym kraju !!!!

    Ocena komentarza: warty uwagi (2) odpowiedz na ten komentarz

  4. patol z DM #2227805 | 176.97.*.* 22 kwi 2017 06:56

    Dzięki Aneta.juz myślałem że jestem sam..

    Ocena komentarza: warty uwagi (3) odpowiedz na ten komentarz

  5. giz #2227720 | 89.229.*.* 21 kwi 2017 22:42

    Owszem każdy popełnia błędy nie ma ludzi idealnych, ale jak można wnioskować o umozenie gdyż jest to niska szkodliwość czynu. No do k... jak tak można to nie kradzież w sklepie, chodź i tu nie powinno być ze jeden ciężko na coś pracuje a drugi może sobie kraść. Szkoda dziecka i rodziców co teraz przeżywają.

    Ocena komentarza: warty uwagi (7) odpowiedz na ten komentarz pokaż odpowiedzi (2)

    Pokaż wszystkie komentarze (13)
    2001-2024 © Gazeta Olsztyńska, Wszelkie prawa zastrzeżone, Galindia Sp. z o. o., 10-364 Olsztyn, ul. Tracka 5