50-metrowy maszt miał stanąć przy Boenigka, ale mieszkańcy się zbuntowali

2015-10-24 11:38:00(ost. akt: 2015-10-24 11:38:48)
Mieszkańcy zaprotestowali przeciwko budowie masztu telefonii cyfrowej, bo — argumentowali — właściciel będzie miał pieniądze, a oni problem. I to duży

Mieszkańcy zaprotestowali przeciwko budowie masztu telefonii cyfrowej, bo — argumentowali — właściciel będzie miał pieniądze, a oni problem. I to duży

Autor zdjęcia: Grzegorz Czykwin

Na jednej z prywatnych działek przy ul. Boenigka miał stanąć maszt telefonii komórkowej. Oddalony kilkanaście metrów od okien niektórych mieszkań. Lokatorzy złączyli siły, spotkali się z prezydentem i na razie to oni są górą.
Pismo z ratusza, informujące o postępowaniu administracyjnym w sprawie budowy 50-metrowej wieży telefonii komórkowej na działce przy ul. Boenigka 26D, mieszkańcy otrzymali ostatniego dnia sierpnia. Zareagowali od razu, bo maszt miał stanąć blisko okien ich domów. — Właściciel działki, na której ma powstać ta wieża, tłumaczył nam, że pozyskane pieniądze pozwolą mu utrzymać firmę. My jednak obawiamy się o nasze zdrowie. Poza tym taka inwestycja obniży wartość mieszkań — mówił nam Zbigniew Marzec z ul. Boenigka. — Dlatego nie zgadzamy na budowę wieży. Właściciel będzie miał pieniądze, a my problem.

Lokatorzy bloków przy ul. Boenigka, których część okien sąsiaduje z działką w odległości zaledwie 20 metrów, w odpowiedzi wysłali do ratusza pismo, w którym opisali swoje zastrzeżenia. Zadali też pytania: o szkodliwość promieniowania, o to, dlaczego wieża ma powstać na prywatnej działce, skoro wkoło jest dużo wolnego terenu, i kto wydał decyzję o realizacji inwestycji.

— Decyzji o budowie jeszcze nie ma. Pierwszym etapem w miejscach, gdzie nie ma uchwalonego miejscowego planu zagospodarowania, a tak jest w tym przypadku, jest uzyskanie decyzji lokalizacyjnej. Gdy jest ona pozytywna, inwestor może przygotować projekt i dopiero na tej podstawie wydawane jest pozwolenie na budowę — wyjaśniała nam we wrześniu Marta Bartoszewicz, rzeczniczka ratusza. I dodała, że wg Wydział Środowiska inwestycja nie będzie miała negatywnego wpływu na środowisko. I wyjaśniła, dlaczego wieża nie może stanąć na terenie miejskim: — Chce wybudować operator sieci telefonii komórkowej i z wnioskiem o wybudowanie tego na terenie miejskim do nas się nie zwracał.

To mieszkańców ani nie uspokoiło, ani nie przekonało. Ostatecznie sprawa trafiła na wrześniową sesję Rady Miasta. — Każdy ma prawo zgłosić sprzeciw, a miasto ma obowiązek przeprowadzić postępowanie administracyjne — mówił podczas niej prezydent Olsztyna.

Po zdecydowanej reakcji lokatorów, którzy także spotkali się z prezydentem, w sprawie budowy masztu przy Boenigka 26D ratusz wydał ostatecznie decyzję odmowną. Co na to właściciel działki? — Decyzja jest taka, a nie inna i muszę ją przyjąć do wiadomości. Liczyłem, że dzięki tej inwestycji, będę miał na podwyżki dla moich pracowników. A tak pewnie będę musiał redukować etaty — powiedział nam właściciel działki, który chciał pozostać anonimowy.

Od decyzji Urzędu Miasta przysługuje odwołanie. To może zrobić jedynie operator sieci komórkowej. Jeśli zaskarżenie trafi do Samorządowego Kolegium Odwoławczego w Olsztynie, to może ono nakazać miastu wydanie decyzji pozytywnej. 

Do tematu wrócimy.

mp

Komentarze (2) pokaż wszystkie komentarze w serwisie

Komentarze dostępne tylko dla zalogowanych użytkowników. Zaloguj się.

Zacznij od: najciekawszych najstarszych najnowszych

Zaloguj się lub wejdź przez FB

  1. Ruch społeczny konieczny? #1859746 | 5.172.*.* 17 lis 2015 19:17

    Bez mobilizacji i uporu mieszkańców nie dałoby się sensownie załatwić sprawy. Dobrze, że chociaż w tej kwestii przebudzili się i zadziałali.

    Ocena komentarza: warty uwagi (6) odpowiedz na ten komentarz

  2. Spółdzielcza władza #1859250 | 37.152.*.* 17 lis 2015 07:18

    W artykule jest nieścisłość. Posiadacze pełnej własności mieszkań mogli sami wyrażać swą opinię. Natomiast wielu mieszkających w potworkach po PRLowskich zwanych własnościowymi lokalami nie miało prawa głosu! Za nich wypowiadał się zarząd spółdzielni Jaroty. Te własnościowe lokale zwykle są nadpłacone. Najpierw całe koszty spłacili jako użytkownicy tzw. lokatorskich mieszkań. Potem nadpłacili wiele tysięcy do całkowicie spłaconego lokum. Aby stało się własnościowym. Tyle, że nadal jest ono własnością spółdzielni! Zabrakło świadomości i woli do ostatniego kroku. Do wyodrębnienia mieszkania, a to kosztuje około 1000 zł - koszty notarialne, podatek, założenie księgi wieczyste. Na uwag zasługuje, że w tym oddolnym proteście nie uczestniczyła żadna z tzw. rad osiedla. Ani samorządowa, ani spółdzielcza - obydwie pod żelaznym od lat przewodnictwem tego samego działacza spółdzielni. Nie zorganizował rajdu pieszego w okolice budynków, gdzie wrzało. Tak bije serce Jarot.

    Ocena komentarza: warty uwagi (8) odpowiedz na ten komentarz pokaż odpowiedzi (1)

    2001-2024 © Gazeta Olsztyńska, Wszelkie prawa zastrzeżone, Galindia Sp. z o. o., 10-364 Olsztyn, ul. Tracka 5