"Browar" strzela z przewrotki

2015-02-13 08:56:28(ost. akt: 2015-02-13 09:16:23)

Autor zdjęcia: Władysław Katarzyński

Najniższa temperatura, przy jakiej wybiegli na boisko, sięgała piętnastu stopni, a śnieg sięgał do kolan. Grają w "nogę" na powietrzu co niedzielę, bez względu na pogodę, niektórzy od trzydziestu lat. Dzisiaj przeciwko nim staje młodzież.
Trzej przyjaciele z boiska, skrzydłowy, bramkarz i łącznik
Żyć bez siebie nie mogli, dziarscy i nierozłączni
Niejeden mecz już wygrali, niejeden przegrać zdążyli
Często się rozjeżdżali, lecz zawsze znów się schodzili

(tekst Artur Międzyrzecki, kompozytor Władysław Szpilman)

Spotykam ich w ostatnią niedzielę, na ośnieżonym boisku Szkoły Podstawowej nr 2. Zegar na ratuszu wybija dziesiątą, co oznacza, że za chwilę zacznie się jak od lat, kolejny, zacięty mecz piłkarski.
— Jest tu nas nie trzech przyjaciół, ale co najmniej piętnastu! — mówi Andrzej Pinkowski, ps. Spina, z zawodu przedsiębiorca a tutaj kapitan zespołu, w którym najstarsi zawodnicy obiegają już pięćdziesiątki. Kilku z nich grało w piłkę nożną w olsztyńskich klubach, w tym w II lidze i ekstraklasie, a najdalej doszedł ten, którego dzisiaj tutaj z nimi nie ma, Adam Zejer, występujący na pozycji pomocnika, pierwszoligowiec Stomilu i mistrza Polski Zagłębia Lubin, zawodnik m. in. tureckiego Besktasu, teraz trener.

Tak się zaczęło
Mieszkają w różnych dzielnicach Olsztyna. Pomysłodawcami niedzielnych spotkań na wolnym powietrzu byli 30 lat temu Bogdan Jeka, Piotr Gotowiec i Mariusz Kowalski, były zawodnik Warmii.
— Zebrali grupę chłopaków, z których jedni wypadli już z gry w piłkę nożną, a inni się nudzili, albo brakowało im ruchu — wspomina Adam Zan. — Zaczęli spotykać się na boisku przy Szkole Podstawowej nr 17. Na początku w sobotę i niedzielę, potem z braku czasu już tylko w niedzielę. Grali bez względu na warunki atmosferyczne. Najniższa temperatura, jaką pamiętają, sięgała 15 stopni, a śniegu było po kolana. Nikogo to nie zrażało. Po latach podstawówkę zlikwidowano, a nowi właściciele terenu po prostu ich wyrzucili.

Przez jakiś czas piłkarze mieli przerwę, pięć lat temu znaleźli sobie nowy plac do gry przy "dwójce", gdzie spotykają się do dzisiaj.

Rzut oka na boisko przekonuje mnie, że grać będzie ciężko, zalega tu mocno zmrożony śnieg. Na tej nawierzchni łatwo o kontuzje, a piłka nabiera poślizgu, co stwarza problemy nawet najlepszym.
— Czy zdarzają się kontuzje? — zastanawiają się byli piłkarze. — Niezbyt często. Od czasu do czasu jakieś zwichnięcie, pęknięta torebka stanowa, a przeważnie siniaki. Na nas, przyzwyczajonych do ciężkich treningów i meczów ligowych, goi się to jak na psie.

"Dziadki" i młodzież
W drużynie "dziadków" najstarszy to Włoch Ruggero, emerytowany strażnik miejski, były piłkarz Ancony, obecnie drużyny grającej w Lega pro. Koledzy śmieją się, że proponowano mu grę w Juventusie.

— Juventus to mój ukochany klub! — mówi poważnie Ruggero, który pięć lat temu poznał we Włoszech Basię, Polkę, która przyjechała tam do pracy, po czym przyjechał za nią do Olsztyna i razem tu mieszkają. Podczas Mistrzostw Europy w Piłce Nożnej 2012 w Polsce kibicował przed telewizorem Polakom w biało-czerwonym szaliku, udzielił też krótkiego wywiadu "Gazecie Olsztyńskiej".

Wśród ekipy "dziadków" są też inni byli ligowcy. Ci, którzy pojawiają się tutaj systematycznie lub co jakiś czas, na przykład kierowcy, którzy wożąc towar za granicę, często zostają tam na niedzielę. Wśród byłych piłkarzy Grzegorz Zejer, kiedyś zawodnik Stomilu, z zawodu kierowca, Leszek Browarski, ps. Browar, też kierowca, b. zawodnik Stomilu, Orląt Reszel i Jezioraka, Adam Zan, ps. Zanek, b. zawodnik Warmii, Krzysztof Tokarski, przedsiębiorca, b. zawodnik Stomilu. A ponadto Adam Iwański, Jacek Mizak, Marcin Winch, Darek Wiśniewski ps. "Wiśnia", Grzegorz Borkowski, "Boruś", Krzysztof Dembowski, Grzegorz i Roman Kubiccy.

W przeszłości grywali tu również Mariusz Dwurznicki, ps. Bonias ( był w kadrze Polski do lat 19). Jeden czy dwa mecze rozegrali z "dziadkami" także Jarosław Bako — bramkarz, 35-krotny reprezentant Polski oraz Adrian Mierzejewski, wychowanej szkółki Nako, reprezentant Polski, obecnie zawodnik arabskiego Al-Nassir.
Nie ma dzisiaj wśród grających Piotra Smola, który ma dłuższą przerwę z powodów zdrowotnych. Przerzucił się na tenis stołowy.
Naprzeciwko nich staje ekipa złożona w większości z młodzieży.
— Wybijemy wam piłkę z głowy! — straszą "dziadki".

"Browar" strzela z przewrotki
Zaczyna się mecz. Grają dwa razy do dwunastu strzelonych bramek w każdej połowie. Stąd mecz może trwać dwie albo trzy godziny. "Dziadki" nie rzucały słów na wiatr. Spokojem na obronie imponują Pinkowski i Ruggero ( ten ostatni, jak to Włoch, potrafi być impulsywny), techniką Browarski ( w całym meczu dziesięć asyst i siedem bramek oraz niecelny strzał z przewrotki), potężne bomby na bramkę z lewej nogi posyła Grzegorz Zejer, który ustala wynik meczu zwycięskiego dla "dziadków", strzelając ostatnie trzy gole. — Ja też trafiłbym do Zagłębia Lublin, jak brat Adam, który z tym klubem zdobył mistrzostwo Polski — wzdycha po meczu. — Ale nie miałem szczęścia do trenerów, poza tym trzeba było z czegoś żyć, a piłka nożna w Olsztynie nie dawała takich perspektyw.

Po zakończonym meczu jest czas na pamiątkową fotografię obu drużyn ( dla żartu ze "zdobytym" gdzieś przez "Browara" proporczykiem z wizerunkiem Lenina, żeby podkreślić, że się grało "w nogę" w komunie), jest też chwila refleksji na temat, w jakiej kondycji są dziś olsztyńskie kluby piłkarskie, które kiedyś oni reprezentowali. Kiedy Warmia grała w II lidze, a później Stomil w najwyższej klasie piłkarskiej. Wspominają, jak po awansie Warmii do II ligi z gry w eliminacjach, tłum kibiców przeszedł przez całe miasto, wznosząc radosne okrzyki. I kiedy Stomil występował przez kolejnych osiem sezonów w ekstraklasie, a trybuny były pełne.

— Władze miasta mają za nic tradycje, jakie są z tymi klubami związane, chociaż to przecież kawał historii olsztyńskiego sportu! — użalają się. — Pomoc dla nich jest znikoma. Pawilony na Warmii w krytycznym stanie, I-ligowy Stomil na krawędzi bankructwa, nie wiadomo, czy dotrwa do końca rozgrywek. Nie bierze się przykładu z pomocy władz Białegostoku dla "Jagiellonii" Białystok, która kiedyś mogła nam buty czyścić, a teraz wyróżnia się w ekstraklasie.
Przyjaciele z boiska niespiesznie rozchodzą się. Jutro pójdą do pracy, a za tydzień, w niedzielę, spotkają się tutaj ponownie.
— Jeśli młodzi się nie załamią porażką i przyjdą znowu z nami zagrać, wyrosną z nich piłkarze! — stwierdzają "dziadki".

Władysław Katarzyński


Komentarze (1) pokaż wszystkie komentarze w serwisie

Komentarze dostępne tylko dla zalogowanych użytkowników. Zaloguj się.

Zacznij od: najciekawszych najstarszych najnowszych

Zaloguj się lub wejdź przez FB

  1. WTF #1666159 | 88.156.*.* 14 lut 2015 16:14

    "Najniższa temperatura, przy jakiej wybiegli na boisko, sięgała piętnastu stopni" no, no wypas. Przy 15 stopniach to ja do wody wchodzę :) "tureckiego Besktasu" ups nie ma takiego klubu :(

    Ocena komentarza: warty uwagi (1) odpowiedz na ten komentarz

2001-2024 © Gazeta Olsztyńska, Wszelkie prawa zastrzeżone, Galindia Sp. z o. o., 10-364 Olsztyn, ul. Tracka 5