Tu miały rozgrywać się mistrzostwa świata. Historia hali Urania

2014-06-22 12:15:00(ost. akt: 2014-07-02 09:54:19)

Autor zdjęcia: Przemysław Getka

Olsztyn jednym z miast gospodarzy mistrzostwa świata w siatkówce — takie marzenie kilka lat temu rozbudziło wyobraźnię kibiców. I na marzeniach się skończyło. Nadgryziona zębem czasu hala Urania jest dziś bardziej symbolem PRL-u, niż miejscem, w którym można rozgrywać turnieje na tym poziomie. Ale ten symbol kryje w sobie wiele ciekawych historii. Oto kilka z nich...
Rozpoczynające się w sierpniu mistrzostwa świata — oprócz Warszawy — będą rozgrywane także w Bydgoszczy, Gdańsku, Katowicach, Łodzi, Krakowie i Wrocławiu. Wszędzie tam mamy nowoczesne albo supernowoczesne hale. Olsztyn w tym wyścigu został w blokach startowych i chyba nieprędko się z nich wygrzebie. O planach budowy nowego obiektu wprawdzie mówi się od lat, ale konkretów na razie nie ma. Święto siatkówki, chociaż dla olsztynian trochę gorzkie, jest jednak dobrym momentem, aby bliżej przyjrzeć się wybudowanej w 1978 roku hali. Przyjrzeć się jej od kuchni.



Trzeba uważać na głowę
Parkiet i trybuny zna każdy. Ale co jest... nad boiskiem hali Urania? Właśnie tam najpierw zaprasza nas Wiesław Tomaszewski, kierownik obiektu. Można powiedzieć, że dla niego Urania to drugi dom. Od 1985 r. był tu najpierw kierownikiem technicznym, a od 1994 r. jest już kierownikiem całego obiektu.

Wchodzimy na najwyższe piętro trybun, potem na jedną drabinę, za chwilę na drugą. Jesteśmy na stropie technicznym. Pan Wiesław uspokaja, że jest bezpiecznie, chociaż trzeba uważać na głowę. Kiedy jednak dyskretnie wspomina, że jesteśmy dokładnie 20 metrów nad parkietem, zaczynamy nieco nerwowo wpatrywać się w szpary między deskami (pod nami kilku chłopców odbija piłkę). Wszędzie wokół stropy, setki metrów kabli, metalowe poręcze, elementy akustyczne dachu. Na wyobraźnię działa to, że wszystko jest utrzymywane przede wszystkim na linach przytwierdzonych do stalowej konstrukcji dachu. Robi wrażenie! W takiej scenerii mało przekonująca jest nawet słuszna uwaga naszego fotoreportera, że największe mosty świata też wiszą na linach. Czubek dachu od parkietu dzieli dokładnie 27 metrów.




Może trudno w to uwierzyć, ale kiedyś właśnie z tego miejsca telewizyjni komentatorzy relacjonowali mecze. Dla niektórych było to jednak nie lada wyzwanie.

— Mniej więcej od 20 lat nikt tu już jednak nie wchodzi. Pamiętam, jak na początku lat 90. wszedł tam pewien dziennikarz. Potem był z nim wielki kłopot, bo ze strachu zemdlał. Nie wiem, czy nie narobił pod siebie... — śmieje się Wiesław Tomaszewski. — Aż dwóch ludzi musiało go stamtąd ściągać, tak się bał. Już dawno nikt nie komentuje stąd meczów, bo nie ma chętnych. Powinny wchodzić tu osoby odporne na stres, z drugiej strony jest to również odpowiedzialność kierownika hali, że je tu wpuścił. Strop był jednak remontowany, liny przechodziły przeglądy, wszystko jest stabilne — dodaje. 



Gdybyśmy się jednak uparli, można byłoby wejść jeszcze wyżej, pod sam dach Uranii. Kilka metrów nad nami zawieszony jest bowiem kolejny strop (okrągły, jak dach hali staruszki).



Pan inżynier skleił tablicę
Schodzimy niżej. Dokładnie w miejsce między trybunami a wspomnianym stropem technicznym. Przy stanowiskach dziennikarskich jest spokojniej, ale niemniej ciekawie. Zwykli kibice nie mają tam wstępu. Samo miejsce od dawna nie jest zresztą użytkowane przez dziennikarzy. Kabin dla pracowników mediów jest dziesięć. Każda bardzo ciasna, wyposażona jedynie w kilka gniazdek do prądu. Z tym miejscem również wiąże się ciekawa historia, chociaż nieco mrożąca krew w żyłach.

— Po wybudowaniu hali ktoś mądry wstawił szyby do przedniej ściany każdej ze spikerek. Pamiętam, jak w latach 90. podczas jednego z koncertów wszedłem tu i zobaczyłem, że wszystkie szyby dostają potężnych drgań. Pomyślałem, że mogłyby się roztrzaskać i polecieć na dół, dokładnie na głowy ludzi siedzących na trybunach. Przecież to byłaby gilotyna... Szybko więc wszystkie szyby zdemontowałem i zrobiłem przed stanowiskami barierki zabezpieczające — opowiada kierownik hali.



Obok boksów dla dziennikarzy jest całkiem spore pomieszczenie. Co prawda szczelnie zamknięte, ale przez szybę widać stary sprzęt nagłaśniający, wzmacniacze, zakurzone biurka. To także kawałek historii Uranii. Na drugim końcu korytarza biegnącego przy stanowiskach dla spikerów stoi pulpit do sterowania nagłośnieniem. Bardzo dobrze zachowany. Jak mówią pracownicy Uranii, mimo lat wciąż działa. 



Schodzimy jeszcze niżej. Drzwiami przy trybunach wchodzi się na niższy strop. Jak mówi kierownik, pod nami znajduje się hol obiektu. Konstrukcja stropu wydaje się mocna, pod nogami mamy pustaki zalewane betonem. W rogu leży mnóstwo wysłużonych elementów oświetlenia, ale prawdziwe cacko zauważamy tuż obok. O ścianę opartych jest kilka dużych elementów tablicy świetlnej, na której w przeszłości pokazywano czas i wyniki meczów. — To też kawał historii, ręcznie zrobił ją inżynier Adam Umiński. Jeździł na pchli targ do Warszawy, kupował drobne elementy, płytki, potem siedział tu do północy i mozolnie wszystko kleił. Zaparł się, że zrobi tę tablicę i co ciekawe tylko on potrafił ją naprawić — słyszymy. 



Jedne drzwi na sezon

Całe mnóstwo ciekawych rzeczy można znaleźć również w magazynach hali Urania. Stojące w kącie stosy krzeseł pamiętają jeszcze końcówkę lat 70. Między elementami sceny czy banerów reklamowych można znaleźć m.in. znicz olimpijski, stare piłki.

Na koniec zaglądamy do szatni, gdzie przebierają się siatkarze Indykpolu AZS Olsztyn (kiedy idzie sie korytarzem, w oczy rzucają się charakterystyczne płytki na ścianach; wyglądają jak budowlany zabytek). Jak na drużynę ekstraklasową warunki w szatni są bardzo skromne. W małym pomieszczeniu nie ma nic oprócz siedzisk. Nie ma nawet szafek, zamiast nich są jedynie wieszaki. Jak w szkołach. Szatnia łączy się z prysznicami. Naszą uwagę zwracają drzwi wewnątrz szatni. Pełno na nich wgnieceń.

— Jedne drzwi wystarczały zwykle na sezon, bo zawodnicy lubią wyładowywać na nich swoją frustrację. I nie ma znaczenia, czy to gospodarze, czy goście — zapewnia pan Wiesław. — Dlatego pomyślałem, że wstawię blaszane. Teraz nie mają już tak łatwo...


Źródło: Gazeta Olsztyńska

Komentarze (10) pokaż wszystkie komentarze w serwisie

Komentarze dostępne tylko dla zalogowanych użytkowników. Zaloguj się.

Zacznij od: najciekawszych najstarszych najnowszych

Zaloguj się lub wejdź przez FB

  1. Jad Wam Wszem #1960954 | 2.111.*.* 24 mar 2016 15:31

    A posadzkach z rzytkoskich nagrobkow cisza

    odpowiedz na ten komentarz

  2. Tylko #1423609 | 178.36.*.* 23 cze 2014 14:49

    stadion,indykpol azs do kortowa

    odpowiedz na ten komentarz

  3. Jacob #1423443 | 77.242.*.* 23 cze 2014 10:52

    kiedys utralentowani sportowcy słynni byli ze swojego talentu, pracy, sily woli i determinacji. Teraz nie znam zadnych aktualnych pilkarzy stomilu czy azs.. za to narzekaczy na wszystko jak najbardziej. Lepiej zadbac o nowe miejsca pracy, infrastrukture zeby nowi inwestorzy przyjezdzali do Olsztyna. Sport to wielka skarbonka. Jesli jest wsrod tych zawodnikow jakis mistrz to w kazdych warunkach sobie poradzi.. ale nie ukrywajmy .. wszyscy sportowcy opatrza na kase.. jesli nie zaplacimy nie pogra

    Ocena komentarza: warty uwagi (2) odpowiedz na ten komentarz

  4. kibic #1423426 | 46.205.*.* 23 cze 2014 10:32

    jaka hala Urania? dajcie z tym spokoj.. STOMIL OKS chlubą Warmii jest!!! Wszystkie drogi juz zrobione, parki juz sa, spoko basen, wszystkie inwestycje jakie trzeba było Grzymowicz zrobil i Bóg zapłać, ale teraz niech stadion bedzie bo na to czekamy. Stadion !!!

    Ocena komentarza: poniżej poziomu (-2) odpowiedz na ten komentarz

  5. czytelnik #1423402 | 83.31.*.* 23 cze 2014 09:50

    Wielkim sukcesem będzie jak ustalą , przez następne pięć lat , lokalizacje hali ?

    Ocena komentarza: warty uwagi (2) odpowiedz na ten komentarz

Pokaż wszystkie komentarze (10)
2001-2024 © Gazeta Olsztyńska, Wszelkie prawa zastrzeżone, Galindia Sp. z o. o., 10-364 Olsztyn, ul. Tracka 5