Olsztyn kuźnią koszykarek

2014-06-15 14:50:00(ost. akt: 2014-06-15 13:37:55)

Autor zdjęcia: Archiwum prywatne

Z Olsztyna pochodzi wiele znakomitych koszykarek. M. in. wielokrotne reprezentantki Polski Elżbieta Szczygieł-Biesiekierska, Beata Krupska-Tyszkiewicz czy jedna z najlepszych zawodniczek ekstraklasy Marzena Najmowicz. Obecnie najbardziej znaną wychowanką olsztyńskiej szkoły kobiecej koszykówki jest Joanna Markiewicz z KKS.
— Zadowolona jest pani z minionego sezonu?
— Raczej tak. Najważniejsze, że z roku na rok robimy postępy i nabieramy doświadczenia. Trochę jednak żal, że nie udało się nam awansować do play-off, gdzie osiem najlepszych zespołów obu grup I ligi gra o awans do ekstraklasy. Każda jednak porażka czegoś nowego uczy. Zadowolona jestem z ducha walki i charakteru dziewczyn. Nigdy się nie załamujemy, walczymy zawsze o jak najlepszy wynik do samego końca, szczególnie w sytuacjach prawie beznadziejnych.

— Jakie spotkanie utkwiło najbardziej w pani pamięci?
— Niemiłe wspomnienia mam z jednego z meczów z GTK Gdynia. Grałyśmy u nich i przez całe spotkanie prowadziliśmy. Na sekundy przed końcową syreną, któraś z rywalek trafiła z bardzo niewygodnej pozycji za trzy punkty i przegrałyśmy. Podobnie było w Płocku z Mon Polem. Tu też trafienie tuż przed końcem meczu z dystansu przechyliło szalę zwycięstwa na korzyść rywalek. To są bardzo dołujące chwile. Harujemy cały mecz, cały mecz prowadzimy, no i przychodzi ta nieszczęsna 40 minuta... Ale taka jest koszykówka, taki jest jej urok. Do końca nie wiadomo, kto zwycięży. Pamięta się oczywiście i takie mecze, w których rozstrzygnięcie na naszą korzyść zapada w końcowcowych sekundach. Gramy widowiskowo, wynik jest na styku, raz my prowadzimy, raz przeciwniczki, a w końcówce wychodzą nam dwie, trzy skuteczne akcje i to my tańczymy taniec radości. Ja najbardziej zadowolona jestem wtedy, kiedy cały zespół przykłada się do gry na maksa i wszystko wychodzi.

— Gra pani już w koszykówkę kilka ładnych lat. Przed panią kolejny niełatwy sezon. Nie ma takich chwil, w których mówi pani: mam już tego wszystkiego dość?
— Jak to mówię, to się śmieję. Równo pół mego życia gram w kosza. Byłoby z mojej strony głupotą wszystko rzucić i zająć się czymś innym. Przychodzą czasami takie myśli, nie ukrywam. Niekiedy mam momenty słabości i załamania, ale po jakimś czasie, wszystko wraca do normy. Chcę to robić jak najdłużej. Jeżeli przestanę grać, pewnie zajmę się trenowaniem innych. Koszykówka pozostanie w moim życiu do końca.

— Opłaca się pani tak ciężko trenować?
— Żadna z nas nie robi tego dla pieniędzy. U nas w drużynie ideą jest pasja, a nasi trenerzy starają się ją podtrzymywać. Nikt nie gra dla korzyści materialnych, nie kalkuluje, czy to się opłaca, czy nie. Nas po prostu bardzo cieszy ta gra. Gramy dla siebie, dla naszych rodzin, dla znajomych i wiernych kibiców.

— W nowym sezonie 2014/15 nie będzie już z wami Kariny Różyńskiej, najskuteczniejszej zawodniczki drużyny. Jak sobie bez niej poradzicie?
— Na pewno będzie trudniej. Karina była z nami wiele lat, z każdym rokiem grała lepiej i celniej rzucała. Radziła sobie świetnie w rozegraniu, obronie, a nawet, mimo tego że była niewysoka, w zbiórkach pod koszem. Była najskuteczniejszą zawodniczką całej naszej ligi. Jej brak będzie dużym osłabieniem. Liczę jednak na to, że nasze młode koleżanki wezmą się w garść i pokażą, że można zastąpić Karinę. Będziemy musieli zrobić jakieś roszady i nie załamywać się jej brakiem. Koszykówka to gra zespołowa i jedna zawodniczka nigdy sama meczu nie wygra. Będziemy musieli pokazać, że jesteśmy drużyną i bez niej też sobie radzimy.

— Z którą z koleżanek z zespołu gra się pani najlepiej, a z którymi się pani najbardziej przyjaźni?
— Jesteśmy kobietami, więc mamy swoje humorki i nastroje. Nie ukrywam, że czasami dochodzi do ostrej wymiany zdań. Jednak jak już jesteśmy na boisku, staramy się tego pozbyć, zostawiając wszelkie zwady w szatni. Na parkiecie jesteśmy drużyną, której jedynym celem jest zwycięstwo. Nie jest więc tak, że nie podam do Kasi, bo jej nie lubię albo innej zawodniczce, bo jestem z nią pokłócona. Tego u nas nie ma. Trzymamy się zresztą razem nie tylko na boisku. Jestem w czasie gry w parze z rozgrywającą Jolą Wichłacz, spędzamy też razem sporo czasu poza boiskiem. Spotykam się też często z Dominiką Spittal i Iwoną Polak. Ale to absolutnie nie wyklucza dobrych kontaktów z pozostałymi dziewczynami z zespołu. Jestem kapitanem tej ekipy, więc
bardzo mi zależy na dobrej atmosferze.

— Miała pani propozycje przejścia do bogatszych klubów?
— Dostawałam m.in. takie propozycje z Poznania. Zawsze odmawiałam, tłumacząc, że przede mną studia, potem, że ostatni rok studiów, że robię licencjat. W końcu, jak zrobiłam licencjat, to też odmawiałam, bo miałam przed sobą magisterkę. Jeszcze jako juniorka miałam propozycje przejścia do SMS, do Polkowic, do Torunia. Nie skorzystałam, bo byłam jeszcze za młoda. Gdybym wtedy z nich skorzystała, może grałabym teraz w ekstraklasie. Byłam jednak w takim wieku, że musiałam się jeszcze rozwijać i dużo uczyć. Zdawałam jednak sobie sprawę, że samo tylko siedzenie na ławce i patrzenie, jak starsze zawodniczki grają, nic mi nie da. Żeby się prawidłowo rozwijać, trzeba dużo grać. Postanowiłam zostać w Olsztynie. Ja w tej drużynie gram zwykle cały mecz, czyli 40 minut i jestem jej potrzebna. A te wszelkie propozycje może są kuszące, ale nie do końca. Byłam na niejednym zgrupowaniu kadry i rozmawiałam z zawodniczkami ekstraklasy. Nie jest aż tak kolorowo, jak się niektórym może wydawać. I nie są to wcale duże pieniądze. Są natomiast konflikty, bo sprawy materialne często wchodzą w grę. Nie ma między zawodniczkami chemii, a prawie każda jest z innej miejscowości, czy nawet z innego kraju.

— W KKS Olsztyn tego nie ma?
— Nie ma i bardzo dobrze, że nie ma. Nasz klub jest jak rodzina. Większość z nas studiuje na tej samej uczelni, dwa razy dziennie spotykamy się na treningach. Między nami jest bardzo silna więź. Ja jestem bardzo sentymentalna i przywiązana do mego rodzinnego
miasta. Może kiedyś odejdę, ale na razie jeszcze o tym poważnie nie myślę.

— Często widzę na meczach pani mamę...
— Moja mama (Beata — red.) ogląda nasze mecze i to od wielu lat. M.in. dzięki temu poznała swego drugiego męża... osobę, która też mocno jest związana z koszykówką. Są już razem prawie dwa lata. Mama zawsze mnie wspierała i wspiera. Mam starszą siostrę, ale Ania nie zajęła się sportem, poszła w stronę artystyczną. Trochę śpiewała i tańczyła w zespole czirliderek Soltare

— Jakie to uczucie grać w reprezentacji Polski?
— Jak o tym pomyślę i wspominam, mam łzy w oczach. W tym roku po raz pierwszy od kilku lat nie będę na zgrupowaniu kadry. Jednak trener reprezentacji zaproponował mi grę w kadrze w koszykówce ulicznej, ale niestety musiałam odmówić, bo z jednej strony studia, a z drugiej udział w tym samym czasie w finałach akademickich mistrzostw Polski. Ucieszyłam się jednak z tej propozycji, bo to znaczy, że jeszcze o mnie pamięta.

— Gdzie wyjeżdża pani na wakacje?
— Jeszcze dokładnie nie wiem. Teraz jestem w okresie roztrenowania, a potem pewnie pojadę w góry czy nad morze, aby zmienić otoczenie. Ale nie będzie to długi okres, bo razem z naszą byłą koszykarką Magdą Saturnas będziemy prowadzili w Koszalinie dwutygodniowe zgrupowanie naszych najmłodszych zawodniczek.

— Kiedy ślub?
— A o to już trzeba zapytać mojego chłopaka.... Ale mnie się nie śpieszy.

Joanna Markiewicz
Urodziła się 10 maja w 1991. Absolwentka Szkoły Podstawowej nr 15, Gimnazjum nr 3, VII Liceum Ogólnokształcącego, Olsztyńskiej Szkoły Wyższej (licencjat). Obecnie studiuje w OSW (kurs magisterski) i UWM (dziennikarstwo). Pierwszy trener Maksymilian Wróblewski (SP 15 i Łączność Olsztyn), obecnie Alicja i Tomasz Sztąberscy (KKS). Grała dwa sezony w I lidze regionalnej, cztery w I lidze centralnej. Brązowa medalistka mistrzostw Europy w Nowym Sadzie (2011), reprezentantka Polski w mistrzostwach Europy na Łotwie: U-16 w 2007 r. (10. miejsce) i U-20 w 2010 r. (9.), a ponadto w 2013 r. podczas Uniwersjady w Kazaniu (11.)

Komentarze (4) pokaż wszystkie komentarze w serwisie

Komentarze dostępne tylko dla zalogowanych użytkowników. Zaloguj się.

Zacznij od: najciekawszych najstarszych najnowszych

Zaloguj się lub wejdź przez FB

  1. ??? #1418916 | 89.204.*.* 16 cze 2014 08:17

    Jeżeli jest tak dobrze, to dlaczego jest tak źle? Na jakim poziomie gra najlepsza olsztyńska koszykówla damska?

    Ocena komentarza: poniżej poziomu (-1) odpowiedz na ten komentarz

  2. katechetka #1418620 | 89.228.*.* 15 cze 2014 17:22

    w szkolnych czasach tez grałąm w koszykówke moi mili drodzy bracia i siostry umiłowani w chrystusie panu naszym jedynym i maryja zawwsze dziewica, pozdrawiam wasz ciule i z serca błogosławie , wasza pani katechetka

    Ocena komentarza: warty uwagi (3) odpowiedz na ten komentarz

  3. mega #1418585 | 89.228.*.* 15 cze 2014 16:07

    Założyć klub koszykówki kobiet w Olsztynie. Zrezygnować z kopaczy!

    Ocena komentarza: warty uwagi (3) odpowiedz na ten komentarz pokaż odpowiedzi (2)

    1. OLO #1418555 | 195.136.*.* 15 cze 2014 15:05

      JAK ZWYKLE , AFERA W POLSCE A GAZETA O , PUBLIKUJE ARTUKULY O KWIATKACH ITD HA HA PULICERA DOSTANIECIE ...HA HNA

      Ocena komentarza: warty uwagi (1) odpowiedz na ten komentarz

    2001-2024 © Gazeta Olsztyńska, Wszelkie prawa zastrzeżone, Galindia Sp. z o. o., 10-364 Olsztyn, ul. Tracka 5