Historia Gietrzwałdu malowana jest na stodołach. Potrzebne są pieniądze na kolejne deskale [WIDEO]

2024-03-18 19:30:00(ost. akt: 2024-03-18 22:15:06)
Arkadiusz Andrejkow w Gietrzwałdzie

Arkadiusz Andrejkow w Gietrzwałdzie

Autor zdjęcia: Kinga Nadolska

Gietrzwałd to nie tylko sanktuarium i objawienia maryjne. To również liczne deskale, które przyciągają wzrok, a które stworzył Arkadiusz Andrejkow. Teraz mogą powstać kolejne — w Worytach i Nagladach. Są tam stodoły, które czekają na malowidła.
Wszystko zaczęło się w 2020 roku. Przypadały wtedy 670. urodziny Gietrzwałdu. Siedem koleżanek, które stworzyło nieformalną grupę Komitet Kulturalny G7, chciało z tej okazji zrobić coś wyjątkowego, świeżego i coś, co zapadnie w pamięć.

— Naprzeciwko urzędu gminy jest bardzo duża stodoła. Można powiedzieć, że wizytowa, bo każdy, kto przyjeżdża do Gietrzwałdu, musi obok niej przyjechać. Pojawił się więc pomysł, żeby stworzyć na niej deskal — wspomina Iza Karpińska, miłośniczka Gietrzwałdu, przewodniczka PTTK i członkini G7. — Właściciele stodoły się zgodzili, więc zaczęłyśmy myśleć, jak to zrobić. Ale w Gietrzwałdzie są jeszcze dwie stodoły. Wpadło nam więc do głowy: a może i na nich coś namalować za jednym zamachem? Właściciele też się zgodzili bez mrugnięcia okiem. I tak się zaczęło.

„Cichy memoriał” na Warmii


Ale deskali, zwłaszcza w Gietrzwałdzie, gdzie przecież w 1877 roku dwóm kilkunastoletnim dziewczynkom ukazała się Matka Boska, nie mógł stworzyć przypadkowy artysta. Od razu wiadomo, że musi to zrobić najlepszy z najlepszych — Arkadiusz Andrejkow. To człowiek z Podkarpacia, który w swojej okolicy przeniósł lokalnych mieszkańców ze starych fotografii właśnie na lokalne stodoły i szopy. Cykl, który zrodził się w 2017 roku, nazwał „Cichym memoriałem”. Od tego czasu na starych budynkach zaczęły powstawać szkice przedstawiające dawnych mieszkańców Podkarpacia. Ale rozprzestrzeniały się również na inne rejony Polski. Postacie wyglądają jak żywe; ma się wrażenie, że wprost chcą do nas wyjść. Co ciekawe, artysta potrafi stworzyć cały deskal w jeden dzień. Zatem był to człowiek idealny, żeby móc też tworzyć na Warmii. Tylko że on na Warmii nigdy nie był… Z Podkarpacia to zresztą kawał drogi, a każdy kilometr podróży kosztuje. Do tego jeszcze farby…

Fot. Kinga Nadolska

— …i prywatne budynki. Deskale miały pojawić się na stodołach, które nie należą do gminy, więc nie miałyśmy możliwości pozyskania funduszy zewnętrznych. Założyłyśmy zbiórkę w internecie na ten projekt. Ale gdy ruszyła, wybuchła wojna na Ukrainie. Zbieranie pieniędzy nie było łatwe, bo wszyscy mieli inne rzeczy na głowie. Dołożyli się jednak mieszkańcy i przedsiębiorcy. Udało się! Dzięki wsparciu powstały trzy deskale, które były strzałem w dziesiątkę. Dzięki nim ludzie przyjeżdżający do sanktuarium mogą spacerować również po wsi — wspomina pani Iza. — Do tego Arkadiusz Andrejkow zachwycił się Warmią. Nigdy tu nie był, bo z Sanoka, gdzie mieszka, to daleka wyprawa. Jednak gdy tylko wyjechał z Gietrzwałdu, okazało się, że mamy jeszcze czwartą stodołę. Wiedziałyśmy, że 2023 rok będzie należał do niej. I znowu miałyśmy powtórkę z rozrywki — założyłyśmy zbiórkę. Tym razem przeszkodziła inflacja. Już miałyśmy się poddać, ale odezwał się do nas prywatny przedsiębiorca i dorzucił brakująca kwotę. A że Andrejkowi tak się spodobała okolica i to, że działamy pro bono, więc przyjechał do nas znowu i namalował deskal bezpłatnie. Oprócz tego zrobił nam jeszcze dwa murale, na murach.

Pierwszy przedstawia Martę Samulowską, żonę działacza wiejskiego i pisarza ludowego Andrzeja Samulowskiego. Drugi mieści się w zamurowanym oknie domu. Na przechodniów spogląda uśmiechnięta dziewczyna ze słuchawką w dłoni. To „Rowenka”, od lat zajmująca się najpiękniejszym ogrodem w centrum wsi.

Fot. Kinga Nadolska

— Inspiracją do obrazu była fotografia z 1965 roku, która przedstawia panią Rowenę pozującą w zakładzie fotograficznym w Ostródzie, gdzie uczyła się zawodu fotografa. Następnie po uzyskaniu tytułu czeladnika pracowała w Olsztynie; na tej samej ulicy, w odległości niespełna 100 m pracował jej przyszły mąż. Poznała go jednak aż 80 km od Olsztyna, gdy przyjechał na ślub swojej kuzynki, a pani Rowena była tam zatrudniona jako fotograf. Wydarzenie to dało początek długoletniemu małżeństwu, które trwa już 50 lat — tłumaczył Arkadiusz Andrejkow w mediach społecznościowych. — To był bardzo miły i twórczy czas spędzony w Gietrzwałdzie.

— Przy każdym malowidle jest tabliczka informacyjna w trzech językach: po polsku, angielsku i niemiecku. Jest też pokazane oryginalne zdjęcie — zauważa przewodniczka. — Można więc przeczytać historię związaną z danym zdjęciem. Zatrzymujemy ją w czasie. Myślę, że dzięki temu pobudzamy również wyobraźnię. I robimy to społecznie!

Jeszcze dwie stodoły


Inspiracją do niezwykłych malowideł na stodołach były, podobnie jak na Podkarpaciu, zdjęcia z rodzinnych albumów gietrzwałdzkich rodzin. I w ten sposób możemy poznać małego Klausa, który dumnie prezentuje swój rower (podobno pierwszy w Gietrzwałdzie). Jest też Brunon na koniu i właścicielka stodoły z koleżanką. Jest również jadący wozem brat mieszkańca wsi wraz z dziećmi.

Stodoły w Gietrzwałdzie niestety się skończyły. Ale to nic straconego, bo prace Arkadiusza Andrejkowa mają swoją moc. Kilka budynków gminnych wzbogaci się o kolorowe portrety. Pieniądze na to pójdą z gminnej kasy. To plan na ten rok.

— Dzięki temu będzie upamiętniona zostanie Maria Zientara-Malewska. W tym roku mamy okrągła rocznicę jej urodzin i śmierci. Poetka napisała legendę o Gietrzwałdzie i była tu przedszkolanką. Pojawi się też powojenny dyrektor szkoły w Gietrzwałdzie, który ponad trzydzieści lat zarządzał placówką — wymienia Iza Karpińska. — Ale gmina to nie sam Gietrzwałd. Mamy jeszcze dwie piękne stodoły — w Worytach i Nagladach przy drodze „szesnastce”. Można powiedzieć, że to wizytówka naszej gminy. Ale to prywatne nieruchomości, więc znowu organizujemy zbiórkę. Znowu zbieramy i znowu idzie opornie. Mam jednak nadzieję, że się uda.

Fot. Kinga Nadolska

Malowidła zachwycają nie tylko właścicieli, ale okolicznych mieszkańców i przyciągają turystów. Zwykłe szopy przeobrażają się w dzieła sztuki. Andrejkow stworzył wiejską galerię, którą można zobaczyć w plenerze, za darmo i o każdej porze.

— Te deskale i murale to swoista atrakcja turystyczna. Dzięki nim można zatrzymać się tu dłużej. Ale są one również po to, aby kontynuować opowieść o Gietrzwałdzie, która nie zatrzymała się przecież na 1945 roku. Wtedy umownie mieszkańcy mówili, że wróciła tu Polska. O tym, co było po wojnie, też warto pamiętać. Gietrzwałd jest dobrym punktem do pokazania wymiany społeczności. Warmiacy i Mazurzy wyjeżdżali przecież licznie do Niemiec. Z jakiego powodu to się działo? Warto też opowiadać o tym, kto tu przyjechał, kim byli osiedleńcy i jak zmieniała się tożsamość lokalnej społeczności — podkreśla Iza Karpińska. — W tym roku, mam nadzieję, że już w lipcu, będzie gotowa mapka ze wszystkimi deskalami. Zależy nam, aby była w klimatycznym, archiwalnym stylu. Ale najpierw musi przyjechać do nas Arkadiusz Andrejkow, który w Worytach i Nagladach stworzy deskale. Planujemy to na czerwiec. Żeby jednak to się stało, potrzebne jest wsparcie.


Na deskale w Worytach i Nagladach potrzeba łącznie 7400 zł.

ADA ROMANOWSKA

2001-2024 © Gazeta Olsztyńska, Wszelkie prawa zastrzeżone, Galindia Sp. z o. o., 10-364 Olsztyn, ul. Tracka 5